Przecież
jesteś gorący jak chole...
Hazel's POV:
Otwierając drzwi do mojego apartamentu przeszłam przez nie,
następnie zamykając je nogą. Usłyszałam łapki mojego pomeranian
husky i zaraz potem był w zasięgu mojego wzroku.
- Cześć maleńki – zagruchotałam klękając i drapiąc go za
uchem, a Blue oddał się mojemu dotykowi, co wywołało uśmiech na
mojej twarzy.
Zaadoptowałam Blue gdy miał około 7 tygodni, a teraz miał już 6
miesięcy. To wcale nie tak dużo, ale jak na razie, był praktycznie
moją jedyną rodziną.
Blue wskoczył mi w ramiona, na co się lekko zaśmiałam wstając.
Nucąc pod nosem i zachwycając się ciepłem rozchodzącym pomiędzy
ścianami, zdjęłam moje obcasy i westchnęłam z ulgą, gdy
postawiłam stopy płasko na podłodze.
Cały dzisiejszy dzień wyjaśniałam wszystko z moją pracą – cóż
z moją byłą pracą. Trent
będąc pieprzonym dupkiem jakim jest, zwolnił mnie, zatem teraz
jestem bezrobotna, chociaż mam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby
przeżyć moje całe życie bez ponownego pójścia do pracy, więc
wszystko powinno być w porządku.
Mówiąc o życiu, mój apartament był położony w samym sercu
Nowego Jorku, był przestronny i jak bardzo go uwielbiałam, nigdy
nie był dla mnie domem.
Cały wystrój był biały i siwy, klasyka od podłogi do sufitu.
Ogólnie to było wspaniałe miejsce, ale jak powiedziałam
wcześniej, to nie to, gdzie chciałabym zamieszkać na zawsze.
Weszłam do kuchni i postawiłam torebkę na wysepce położonej na
środku, kładąc Blue na podłodze, zanim napełniłam szklanke
wodą, a moje myśli powędrowały do Justina.
Mam na myśli to, że nie każdego dnia przewracasz się na
cholernym kawałku lodu, po to, żeby zostać złapaną przez
mężczyznę, który wygląda jakby był stworzony przez anioły i
zesłany na ziemię z puszystych chmur nieba.
Nie osądzajcie mnie, ale cholera jasna, Jezu, kurwa.
Justin, tak mężczyzna, z którym dzieliłam prawdopodobnie 20
sekund mojego życia, jest gorący jak cholera.
Seksowny w sensie, że majtki spadają i nie byłabym zdziwiona,
jeśli dziewczyny przed nim to robiły.
Mimo tego, nie mogę tak po prostu osądzać. To znaczy, on mógłby
być słodki i uroczy i ogólnie gentlemenem – i co ja do cholery
myślę.
Dopiero co poznałam kolesia.
Skreślcie to, ja go nawet nie poznałam.
Znam jego imię.
To wszystko.
Mam skłonność do obsesji na punkcie głupich rzeczy.
Odrzucając myśli o Panu Chodzący Seks, napełniłam ponownie moją
szklankę i wtedy usłyszałam, że mój telefon zaczyna wibrować i
Blurred Lines rozeszło się po całym pomieszczeniu.
Warcząc, że mój czas spokoju został przerwany, wyciągnęłam mój
telefon i na mojej twarzy pojawił się grymas, gdy zobaczyłam kto
dzwonił. Przeciągając szybko mój palec po ekranie, by odebrać
połączenie, przyłożyłam telefon do ucha.
- Czego chcesz? - spytałam oschle i usłyszałam śmiech Trenta, co
sprawiło, że zacisnęłam palce wokół szklanki, którą trzymałam
w drugiej ręce.
- Cześć księżniczko, chciałem ci tylko przekazać, że idziesz
jutro ze mną na bal – odpowiedział, a ja warknęłam, gdyż
całkowicie zapomniałam o tym, że w ogóle miał być jakiś bal i
że miałam się tam pokazać z moim księciem.
Zauważcie mój sarkazm.
- Kto powiedział, że idę? - spytałam, gdy ponownie napełniłam
moją szklankę.
- Ty, miesiące temu – powiedział,
na co się zaśmiałam.
- Ta, miesiące temu mogłam powiedzieć tak, ale parę sekund temu,
wolałabym mieć szpilki w moich oczach
niż pójść z tobą – odpowiedziałam i usłyszałam jego
warknięcie po drugiej stronie.
- Idziesz, jest to oficjalnie zapisane na liście i wiesz jakby to
nieprofesjonalnie wyglądało, jakbyś nie przyszła –
odpowiedział, a ja przemyślałam moje opcje, ponieważ miał rację
z tym, ze byłoby to nieprofesjonalne.
Jeśli bym nie poszła i chciałabym ubiegać się o pracę, nie
byłoby żadnej szansy, żebym ją dostała, ponieważ dostać tak
wysoką posadę jaką pragnę, jest bardzo ciężko. Na dodatek, na
bal charytatywny przychodzą dosłownie wszyscy,
więc jeśli by się dowiedzieli, że się nie pokazałam, a bylam na
liście... Cóż, oto ja zostająca bezrobotną.
Powiedzmy, że słowo w świecie biznesu naprawdę szybko się
rozchodzi.
- Zgoda – warknęłam i usłyszałam jak lekko się śmieje, jakby
wygrał... jaki debil...
- Wyślę limuzynę, żeby odebrała cię o 19:00, spotkamy się na
miejscu słodziaczku – powiedział, a ja wydałam lekki odgłos
wymiotowania na ten żenujący przydomek.
Nie kłopotałam się z odpowiedzią przed rozłączeniem się i gdy
to zrobiłam, westchnęłam.
Cóż, jutro będzie bardzo owocna noc.
3rd Person POV:
- Och no dalej, rozchmurz się – powiedział Jacob do swojego
monotonnie wyglądającego najlepszego przyjaciela.
- Nie mam powodu, żeby się rozchmurzyć, to nie ty będziesz musiał
ściskać dłonie z pięcioma milionami pierdolonych ludzi – Justin
mu odpowiedział, na co Sienna wydała zdumiony dźwięk w tyle,
sprawiając, że Justin się do niej odwrócił.
- Nie rób tej miny – powiedziała, wskazując na niego kieliszkiem
szampana, który trzymała w swojej dłoni.
Justin westchnął i chciał przejechać dłońmi przez swoje włosy,
ale powstrzymał się od tego, przypominając sobie, że nałożył
na nie żel.
Zamiast tego stukał palcami o swoją nogę, gdy kierowca wiózł ich
w stronę balu dobroczynnego.
Po 10 minutach nieustannego stukania palców Justina, przybyli.
Wypuszczając najpierw Jacoba i Siennę, poprawił swój krawat,
zanim wyszedł z limuzyny. Stawiając stopy na ziemi, spojrzał w
górę i spotkał się z widokiem, który był nieporządny, ale
ogarnięty.
Tłumy ludzi były wszędzie porozrzucane, jakkolwiek, chaos ten był
kontrolowany. Samochód podjeżdża, lokaj bierze kluczyki i samochód
jest parkowany, podczas gdy wszyscy wchodzą do wielkiej sali
bankietowej.
Wszystko było uporządkowane i zorganizowane, tak jak Justin lubił.
Zapinając przód swojego garnituru obserwował jak Jacob prowadził
Siennę w stronę wejścia do sali. Nie rozumiał jak kobiety mogły
wyjść na ten ogromny mróz tylko w sukience, ale Sienna zawsze
odpowiadała „robimy szalone rzeczy, żeby dobrze wyglądać”.
Zaśmiał się na to wspomnienie, zanim ruszył naprzód, sprawdzając
swój zegarek, był idealnie na czas, widząc, że duża wskazówka
jest idealnie na szóstce, wpadł na kogoś.
- Bardzo przepraszam – powiedział, a jego oczy powędrowały na
osobę, na którą wpadł.
- Wpadanie na siebie wygląda na nasz zwyczaj – usłyszał znajomy
głos, a gdy połączył głos z twarzą, w jego głowie brzmiało
tylko jedno imię.
Hazel.
Justin's POV:
- Co ty tu robisz? - spytałem, próbując powstrzymać rosnący
uśmiech na mojej twarzy, żebym nie wyszedł na jakiegoś szaleńca.
To szalone co dzielenie z kimś 20 sekund twojego życia może
zrobić... W sumie to nie jest szalone, to wręcz żałosne.
Odpowiedziała małym uśmiechem, zanim przemówiła.
- Zostałam zaproszona – odpowiedziała, a ja w myślach strzeliłem
facepalm za zadanie tak głupiego pytania.
Z jakiego innego powodu miałaby tutaj być, głupku?
- Ale i tak już idę, więc... - kontynuowała, a ja uniosłem brwi w
zmieszaniu.
- Dlaczego już idziesz, bal się nawet jeszcze nie zaczął? -
spytałem, a ona westchnęła i zaczęła bawić się palcami.
- Uh, moja randka mnie wystawiła... W sumie, to nie. On jest po
prostu dupkiem, a ja mu tak jakby uwierzyłam i w ogóle, to jest po
prostu... Zaczynam bełkotać,
przepraszam – odpowiedziała, a jej policzki zrobiły się różowe,
na co się zaśmiałem.
- A teraz mi powiedz, dlaczego ktoś miałby wystawić kogoś tak
pięknego jak ty? - Zacząłem z nią flirtować, na co jej policzki
zapłonęły jasną czerwienią, a ja szeroko się uśmiechnąłem,
co sprawiło, że spojrzała w dół.
- Ja... uh... - zaczęła, a ja zachichotałem. - Przestań, pewnie
wyglądam jak pomidor – zajęczała, nie patrząc mi w oczy, co
sprawiło, że zaśmiałem się z niej jeszcze raz, zanim znowu
przemówiła. - Jest kutasem, dlatego mnie wystawił – powiedziała,
a ja zamruczałem pod nosem i wtedy pewien pomysł pojawił się w
mojej głowie.
- Mogłabyś iść ze mną – zaproponowałem, a jej oczy się
rozszerzyły.
- Nie masz randki? - spytała, na co potrząsnąłem głową. - Jak
do cholery ty nie masz
randki? - spytała. - Przecież
jesteś gorący jak chole... - kontynuowała,
zdając sobie sprawę z tego, co mówiła, a ja uniosłem brwi w
sugestywnej manierze, gdy przyłożyła sobie rękę do ust. - Muszę
się zamknąć – wymamrotała, a ja się do niej uśmiechnąłem,
gdy zarumieniła się po raz trzeci podczas ostatniej minuty.
- Nie martw się, lubię gdy dziewczyna potrafi podtrzymać rozmowę
– powiedziałem, a ona ścisnęła swoje wargi razem, próbując
powstrzymać chichot, który wychodził z jej ust. - Więc...
idziesz? - spytałem ją z małym uśmiechem, wyciągając moje
ramię, na co ona przytaknęła nieśmiało, kładąc rękę na moim
bicepsie, przez szparę pomiędzy moim ciałem, a moją ręką, gdy
prowadziłem ją do wejścia.
- Pan Bieber – Taylor powiedział, a ja uśmiechnąłem się do
niego, na co on odwzajemnił gest. - I pani... - kontynuował, a ja
spojrzałem na Hazel, która stała obok mnie.
- Hazel... – odpowiedziałem, zanim zdałem sobie sprawę, że nie
znam jej nazwiska.
- Lopez – dokończyła, a Taylor spojrzał na listę, zanim
postawił haczyk przy jej imieniu. Lopez? Musi mieć hiszpańskie
korzenie. – Dziękuję –
uśmiechnęła się do niego, gdy weszliśmy do sali.
Uśmiechnąłem się do niej, gdy rozejrzała się dookoła z
adorującymi oczami i gdy robiłem to samo co ona, uśmiech zszedł
mi z twarzy, gdy zobaczyłem Trenta w kącie.
- Um, idę po coś do picia, chcesz coś? - Hazel spytała, wybijając
mnie z transu, w którym wyobrażałem siebie napierdalającego
Trenta.
- Nie, dziękuję – odpowiedziałem jej, na co przytaknęła, a jej
ręka wyślizgnęła się z mojego ramienia.
Uśmiechnęła się do mnie, zanim ruszyła w stronę sali
bankietowej, gdzie stał bar i wtedy dokładnie się jej przyjrzałem.
Miała na sobie długą sukienkę – jak większość kobiet tutaj,
jednak dla mnie wyróżniała się. Z widoku jej materiał wyglądał
jak atłas. Cienki, ale klasyczny materiał otulał jej ciało w
idealny sposób – nie w prowokujący, ale taki, gdzie pozostawiał
cię podziwiającego jej -
O mój boże, dopiero co ją poznałem, co ja do cholery mówię.
Wyrzucając myśli o dosłownym nazwaniu jej perfekcją, podczas
drugiego spotkania z nią, odwróciłem się, by napotkać głupkowato
uśmiechających się Sienne i Jacoba.
- Czy to była polaroidowa dziewczyna? - spytał Jacob ze znaczącym
uśmiechem, a ja pozostałem cichy, co tylko sprawiło, że Sienna
zapiszczała, a ja przewróciłem oczami wiedząc, że widzieli nas
wchodzących razem do sali.
- Czy to dlatego nie chciałeś randki? - Spytała mnie z błyszczącymi
oczami, a ja się zaśmiałem.
- Nie, nie chciałem randki z powodu tego skurwiela, Trenta.
Spojrzała na mnie, nie wierząc w to co mówię.
- Skoro tak, to dlaczego przyszedłeś z Hazel? - spytała mnie, a ja
im wyjaśniłem jak to wszystko się stało. - Wiesz kim był koleś,
który ją wystawił? - Sienna zapytała, a ja potrząsnąłem głową.
- Nie – odpowiedziałem, na co ona przytaknęła kładąc głowę
na ramieniu Jacoba.
5 minut później byłem zaabsorbowany w rozmowę z Jacobem o tym, w
jaki biznes zainwestujemy i gdy już miałem zacząć mówić o innej
opcji, usłyszałem Siennę syczącą głośno suka.
Obydwoje spojrzeliśmy w jej stronę i zobaczyliśmy, że rzuca
złowrogie spojrzenia w czyjąś stronę. Podążyłem za jej oczami
i zobaczyłem Trenta uśmiechającego się do nas głupkowato.
Przewróciłem oczami, gdy do nas podszedł.
- Jak miło widzieć tutaj waszą trójkę – powiedział,
pocierając rękoma, gdy uśmiechał się do nas szeroko.
Zadrwiłem z niego i mogłem sobie wyobrazić, że Sienna
prawdopodobnie w myślach strzeliła mu w twarz.
- Spierdalaj Eagle, tylko spowodujesz scenę – powiedziałem, a on
zaśmiał się ze mnie, na co Sienna ruszyła do przodu, ale Jacob ją
przytrzymał.
- Cóż, może właśnie tego chce – powiedział, a ja zacisnąłem
pięści, starając się najlepiej jak mogłem, by nie rzucić się
na niego, ponieważ nawet jego obecność była irytująca i
sprawiała, że krew się we mnie gotowała do tego momentu, że
byłem gotów eksplodować w ogromnej furii. - Aww, majutki Bieber
jest śmutny? - spytał dziecięcym głosem, a ja spojrzałem na
niego złowrogo i zbliżyłem się do niego o krok.
Wtedy usłyszałem klikanie obcasów o podłogę zbliżające się w
moją stronę. Odwróciłem wzrok w tamtym kierunku i zobaczyłem
Hazel idącą w naszą stronę.
Moje serce zaczęła bić szybciej, ponieważ gdy ostatni raz miałem
randkę na balu dobroczynnym, skończyła zgnieciona pomiędzy
ścianą, a kutasem Trenta, co nie było przyjemnym widokiem do
zobaczenia.
Chociaż, nawet nie sądzę, że Hazel jest moją randką. Tylko
poprosiłem ją, żeby ze mną poszła.
Co jest randką, ty idioto.
Westchnąłem, a ona podeszła do mnie i uśmiechnęła się do mnie
i do Sienny i Jacoba, którzy odpowiedzieli jej delikatnym
machnięciem, ale jej uśmiech zniknął i przemienił się w gniewne
spojrzenie, gdy spotkała oczy Trenta.
I najbardziej dezorientującą rzeczą było to, że odwzajemniał to
spojrzenie.
- Dlaczego i jak do cholery
się tutaj znalazłaś? - odburknął, a moje oczy się rozszerzyły
na jego dobór słów.
- Jestem tu, bo mnie zaproszono i w przeciwieństwie do ciebie,
Justin rzeczywiście mnie ze sobą zabrał – odpowiedziała mu, a
ja wiedziałem, że moje oczy wyskoczą mi z orbit, jeśli otworze je
jeszcze bardziej, ale poważnie o co do kurwy nędzy chodzi?
- On miał cię ze sobą
wziąć? On był twoją
randką? - spytałem, a ona przytaknęła grymasząc.
- Nie powiedziała ci? - Trent uśmiechnął się do mnie jakby coś
wygrał.
- Nie pytałem, to jest różnica – odpowiedziałem oschle, na co
jego uśmieszek trochę opadł, ale próbował go utrzymać na
twarzy, co w skutku dało dziwną minę.
- Dlaczego do cholery ją w ogóle wystawiłeś? - spytała Sienna, a
ja spojrzałem na nią i z powrotem na Hazel, która wciąż tam
stała.
Jej ramiona były skrzyżowane i wysoki, wypełniony do połowy
czerwoną substancją kieliszek był trzymany przez nią pomiędzy jej
pomalowanymi palcami.
Jej obcas niecierpliwie uderzał o podłogę i niekończące się
stukanie tylko sprawiało, że stawałem się lekko zdenerwowany, ja
nawet nie byłem tym zastraszanym.
- Rewanż – odpowiedział zwyczajnie, a żałosny śmiech opuścił
usta Hazel.
- Rewanż? Jeśli to jest
twój rewanż, to coś jeszcze na ciebie czeka – wysyczała, a
twarz Trenta stała się blada i parsknął cicho. - Następnym
razem, gdy będziesz chciał mnie wystawić, spróbuj się podczas
tego nie ośmieszyć – warknęła i odepchnęła mnie lekko do
tyłu, a Jacob i Sienna również się cofnęli.
- Jak niby się ośmie – zaczął, ale nie dokończył, ponieważ
Hazel wylała swoje wino prosto na biały materiał jego koszulki, co
sprawiło, że zrozumiałem dlaczego odepchnęła mnie z drogi.
Trent zapiszczał jak jakaś cipka, gdy spojrzał na swoją koszulę,
które miała różową plamę na samym środku.
Awh, biedactwo.
…
Zauważcie mój sarkazm, proszę.
Zdumiony chichot opuścił usta Sienny, a Jacob potrząsnął głową
patrząc w dół, gdy próbował sam się nie zaśmiać. Wciągnąłem
moje policzki, by również się nie zaśmiać, gdy patrzałem na
zrozpaczoną twarz Trenta. To była tylko pierdolona koszula,
Chryste Panie.
- Przejdziesz za to przez pierdolone piekło – wysyczał, gdy
próbował wycisnąć materiał z koszuli, która wciąż
na nim była.
- Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak będziesz próbował
to zrobić – odpowiedziała i z pełną siłą włożyła mu
kieliszek do rąk i jak na znak, ktoś zdecydował się do nas
dołączyć. Był to Henry, dobry przyjaciel mojego ojca, który
również miał syna, więc dobrze się wszyscy dogadywaliśmy.
Spojrzał zdziwiony na Trenta, zanim spojrzał na mnie, a potem na
Hazel, która próbowała się powstrzymać od zwycięskiego
uśmiechu. Gdy chciał już coś powiedzieć, Trent mu przerwał
warknięciem, zanim prychnął w stronę Hazel i odszedł
zaczerwieniony, pozostawiając Henry'emu wolną drogę do wypowiedzi.
- Następnym razem uderz w twarz – powiedział, mrugając do Hazel,
na co mały śmiech opuścił jej usta.
- Spróbuję – odpowiedziała, na co on się zaśmiał, zanim
spojrzał na mnie.
- Twój tata o tobie mówił, bardzo za tobą tęskni – powiedział,
na co westchnąłem, wracając do nich myślami. - Tak jak twoja
matka i twój młodszy brat, nawet jak wspomniałem fakt, że
przyjedziesz do nich na święta – powiedział, a ja odpowiedziałem
mu, że doceniam to, że z nimi rozmawiał.
Posłał mi uśmiech zanim odszedł do kolejnej grupy ludzi.
- O, tak w ogóle jestem Hazel.
Sienna i Jacob uśmiechnęli się do niej, zanim Sienna przemówiła.
- Wiemy – obydwoje się głupkowato uśmiechnęli, a Hazel posłała
im zdezorientowane spojrzenie.
- Nie przejmuj się nimi – wymamrotałem do niej, na co powoli
przytaknęła z małym uśmiechem.
- Okej – ciągnęła, a ja uśmiechnąłem się do niej, zanim
usłyszałem znowu moje nazwisko.
- BIEBER! - usłyszałem krzyk tego drażniącego głosu i
westchnąłem obracając się, by napotkać Natalię szarżującą na
mnie.
- No to się zaczęło – usłyszałem jak obie Sienna i Hazel
powiedziały w tym samym czasie, a następnie usłyszałem ich
chichot.
- Jaki masz do cholery problem? - Natalia wysyczała, popychając
mnie w klatkę piersiową, a ja spojrzałem na nią przewracając
oczami.
- W sumie to nie jego problem, to mój
problem – usłyszałem Hazel, a Natalia przełożyła ciężar ciała
na jedną nogę i spojrzała za mnie.
- Ty – warknęła przez zaciśnięte zęby, a Hazel posłała jej
słodki uśmiech.
- Ja – odpowiedziała radośnie, a ja powstrzymałem się od śmiechu
podczas tego poważnego momentu.
- Wygląda na to, że zawsze musisz wszystko zjebać, wiesz o tym? -
Natalia syknęła do Hazel, na co ta odpowiedziała sarkastycznym
uśmiechem.
- Nie, bo to nie ja, która
wszystko jebie – zrobiła krok bliżej, a ja zauważyłem, że
Natalia lekko osunęła ramiona, a jej twarz trochę zbladła. -
Tylko ty i ten dupek,
którego nazywasz swoim byłym mężem, więc dlaczego się nie
odpierdolisz, a ja spróbuję powstrzymać się od wyrwania tych
doczepionych mysich ogonów z twojej głowy – warknęła na Natalię
i przyrzekam, że jeśli wzrok mógłby zabijać, wszyscy już byśmy
leżeli na ziemi.
- Jesteś suką – Natalia warknęła do Hazel zanim odeszła,
jakkolwiek zrobiła tylko krok do przodu i wydala przeszywający uszy
krzyk, zanim upadła na podłogę.
- Ups – Hazel wyszeptała niewinnie, gdy schowała się za mną,
udając, że jest pochłonięta rozmową, gdyż to była jej stopa,
która stanęła na ogonie sukienki Natalii, co wysłało ją na
podłogę.
Boże, ta dziewczyna to całkowicie coś innego.
Uśmiechnąłem się na własne myśli i gdy to zrobiłem spojrzałem
na Jacoba, który ruchem ust przekazał mi coś.
„Lubie ją” było to, co do mnie „powiedział” z uśmiechem,
na co się zaśmiałem, gdy Sienna paplała o tym jak ona i Hazel
będą się dobrze dogadywać, ponieważ obie pałają nienawiścią
do Natalii.
Kto by pomyślał, że talent wpadania na kogoś, może przynieść
coś tak dobrego.
---------------------------------
Mamy rozdział trzeci i to pierwszy rozdział, w którym naprawdę sprawdziłam błędy, lmao. I badabum, wyrobiłam się w terminie, mówiłam, że rozdziały będą w weekendy i proszę bardzo, dodaję rozdział w weekend. Rozdział czwarty również dodam w niedzielę, bo mam cały przyszły tydzień zawalony sprawdzianami, soz. I jak wam się na razie podoba ff i rozwinięcie akcji? Dziękuję wam za 14 komentarzy pod ostatnim rozdziałem i ponad 2600 wejść! Ostatnio wam dziękowałam za 600, a teraz bam, 2 tysiące więcej.
Komentujcie co sądzicie o tym ff, o rozdziale i o tym co się wydarzyło, bo naprawdę lubię czytać wasze reakcje, więc mam nadzieję, że pod tym rozdziałem mnie również nie zawiedziecie.
No to chyba na tyle.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To naprawdę mnie motywuje.
See ya robaczki, do następnego.
Świetny! Czekam nn ❤️
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Brawo Hazel. Już po rozdeptaniu obcasem Rolexa zaczęłam ją lubić, ale teraz to jest chyba moją ulubioną bohaterką. Podoba mi się to opowiadanie, bo rzadko Justin (jako miliarder, biznesmen) jest tak skromnie pokazany. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! / Laura.
OdpowiedzUsuńBoże Boże Boże cudowne juz nie moge doczekać sie następnego kocham to !!!!
OdpowiedzUsuńO boze:o Wspanialy ����
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Czekam na kolejny! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam, to ff na tyle mnie wciągnęło, że przeczytałam kilka rozdziałów naprzód. Mega podoba mi się fabuła i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńKocham to ff
OdpowiedzUsuńMogę czytać to 10 razy i dalej mi sie nie znudzi! Czekam z niecierpliwoscią na następny 😍😍😍
OdpowiedzUsuńsuper rozdział!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie ainiyff.blogspot.com
Świetny!
OdpowiedzUsuń