Oh,
na pewno tego nie wygrasz.
Justin's
POV:
-
Hazel, już tego nie ma – powiedziałem, próbując przekazać jej,
że nie ma już pająka, przez którego tak wariowała.
-
Wcale nie – zajęczała na kanapie, siedząc na swoich złożonych
pod sobą nogach, a na jej kolanach leżała poduszka do obrony.
Jej
słowa, nie moje.
-
Wcale tak – odpowiedziałem, a ona wydęła dolną wargę,
wychylając się za krawędź kanapy i zaglądając, jej oczy
przeskanowały miejsce dookoła, zanim spojrzała na mnie.
-
Jesteś pewien? - spytała, a ja zaśmiałem się z jej przerażonego
tonu. To była dla mnie całkiem jej inna strona, gdyż jedyne jakie
widziałem to zadziorna i pożądliwa.
Boże,
mogę być lekko zakochany w jej pożądliwej stronie... i również
w tej zadziorne... obie były gorące
-
Tak, jestem pewien – odpowiedziałem, mały uśmiech pojawił się
na moich ustach, gdy przeszedłem obok niej, odkładając poduszkę,
która była w moich rękach, którą według
Hazel miałem użyć do zabicia pająka.
Rzuciłem
ją na kanapę, idąc do kuchni i przechodząc dookoła blatu, który
stał pośrodku, łapiąc jabłko z miski z owocami, która stała
przy krawędzi bufetu razem z paroma naczyniami.
Ugryzłem
je, dźwięk gryzienia rozległ się, gdy moje usta wygięły się w
pewnym siebie uśmiechu na wspomnienie tego, jak Hazel upuściła
swoje jabłko, kiedy zacząłem się do niej dobierać.
...to
był dobry poranek.
Może
powinienem mieć częściej cipkę na śniadanie.
Śmiejąc
się z tej myśli, wziąłem kolejny kęs jabłka, zanim krzyk Hazel
dobiegł do moich uszu.
-
Nie zabiłeś go! - zapiszczała, a ja przewróciłem oczami w
rozbawieniu, połykając to co miałem w buzi, podczas gdy Hazel
jęczała, żebym przyszedł jej pomóc. - Justin! - krzyknęła, a
ja zaśmiałem się z jej żądającego tonu , który mógł sprawiać
wrażenie, że wszystko z nią było w porządku, ale mogłem wyczuć
za nim desperację.
Przeszedłem
z powrotem przez drzwi do salonu, a ona stała na kanapie,
przytulając poduszkę do jej klatki piersiowe, gdy patrzała tam i z
powrotem na podłogę i mnie.
-
Zabij go, proszę – powiedziała, a ja pokierowałem moje oczy na
podłogę, widząc małą, czarną plamkę, która pełzała po moim
kremowym dywanie w moją stronę.
Mały,
przerażony pisk Hazel rozbrzmiał, gdy spotkałem pajęczaka w
połowie drogi, zanim kucnąłem i przykryłem go moimi dłońmi,
trzymając je razem tak mocno jak mogłem, bez zgniatania go.
-
Zabierz go na dwór – powiedziała Hazel, a ja spojrzałem na nią
z małym uśmieszkiem... Mogę mieć z tego trochę zabawy.
Wyprostowałem
się i podszedłem do niej, widząc jak zmrużyła oczy, zanim zdała
sobie sprawę, co zamierzam zrobić.
-
Nie – powiedziała przechodząc przez kanapę na jej drugą
stronę, zanim wypuściła z siebie mały krzyk, gdy wskoczyłem na
sofę, rzucając na nią pająka... oczywiście udawałem. - Justin,
nie – zapiszczała, rzucając we mnie poduszką, którą ominąłem
i wtedy zobaczyłem jak zeskakuje z kanapy i wybiega z salonu, trzask
drzwi podążył chwilę za nią, z czego się zaśmiałem.
Skoczyłem
z powrotem na podłogę, podszedłem do okna i popchnąłem je, gdy
je otworzyłem.
Strzepnąłem
dłońmi, czując jak mała kreatura z nich spada, zanim zamknąłem
okno i poszedłem znaleźć przestraszoną Hazel.
-
Haze – krzyknąłem i usłyszałem ciche co zza
rogu i z tonem, którego użyła, mogłem sobie tylko wyobrazić jak
zirytowana wydyma wargę, na co się ironicznie uśmiechnąłem. -
Wyrzuciłem go na dwór – powiedziałem, idąc w stronę jej głosu.
-
Obiecujesz? - spytała zza drzwi od łazienki, gdzie ją
zlokalizowałem.
-
Tak – odpowiedziałem i usłyszałem jak przekręca zamek.
-
Jeśli kłamiesz, przysięgam na boga, nigdy się nie będziemy
pieprzyć – powiedziała otwierając drzwi.
-
Jakbyś mówiła na poważnie
– odpowiedziałem, a ona uniosła na mnie brew, gdy jej całe ciało
było w moim zasięgu wzroku.
-
Oh, jestem poważna – powiedziała, a ja spojrzałem na nią,
próbując spojrzeć w jej oczy, by zobaczyć, czy kłamie, czy nie,
ale trzymała swoje spojrzenie na mnie, a myśl o tym, że żartowała,
stawała się coraz mnie realna, ale stałem przy swoim. - Nie
uważasz, że jestem, prawda? - powiedziała powoli, ironiczny
uśmieszek ozdabiał jej usta, gdy patrzała na mnie, a w jej oczach
pojawiła się iskierka zadziorności.
-
Nie, tak szczerze, to nie – odpowiedziałem, na mojej twarzy
pojawił się pewny siebie wyraz, ponieważ nie było mowy, żeby
zrezygnowała z seksu ze mną... bo nie zamierzała, prawda?
-
Uważasz, że nie potrafię ci się oprzeć? - spytała, jej głowa
była pochylona pod pewnym kątem, gdy spojrzała na mnie z figlarnym
naprawdę wypisanym na
twarzy.
-
Tak – odpowiedziałem, śmiejąc się z pewnym siebie wyrazem
twarzy, gdy ona zarejestrowała moją odpowiedź. Zamruczała po
nosem i zmrużyła oczy z małym uśmieszkiem na twarzy, zanim się
odezwała.
-
Myślisz, że potrafisz mi się oprzeć? - spytała, a ja o tym
pomyślałem.
...nie.
-
Tak – odpowiedziałem, ignorując moją mentalną odpowiedź, a ona
wydała z siebie droczące okej,
jakby mi nie wierzyła. - Uważasz, że nie potrafię ci się oprzeć?
- powiedziałem, parodiując jej poprzednie słowa, sprawiając, ze
zachichotała.
-
Tak – odpowiedziała dokładnie tak, jak ja wcześniej i
zauważyłem, że na mnie patrzy, jej oczy były zdystansowane przez
sekundę. Potem zwężyły się jak tylko mogły, zanim zastąpił je
swawolny wyraz, jej usta ułożyły się w cwanym uśmiechu, po czym
wróciła do rzeczywistości. - Chcesz się założyć? - spytała,
gdy przerzuciła włosy, zgarniając je na jedną stronę.
-
Zależy jaka jest nagroda? - spytałem i wtedy naszła mnie myśl
nieskończonych możliwości, o co moglibyśmy się założyć.
-
Hm... - zastanowiła się i odezwała parę sekund później. - Jeśli
ja wygram, po poddasz się pierwszy, wtedy... - ciągnęła, a ja
czekałem jaka jest jej odpowiedź, zanim jej oczy się rozświetliły.
- Będziesz moją suką przez cały tydzień – powiedziała, a ja
spojrzałem na nią z co wypisanym
na twarzy. - Wszystko co chce, kiedykolwiek i gdziekolwiek –
powiedziała, ze złośliwym uśmieszkiem. - I nie możesz mi niczego
odmówić – skończyła, gdy ja na nią spojrzałem, rozważając
jej ofertę.
-
A co jeśli ja wygram? - spytałem, a ona wzruszyła ramionami,
przygryzając dolną wargę, gdy jej uśmieszek lekko zniknął, ale
wciąż był widoczny. - Twój wybór, możesz mieć wszystko co
chcesz? - powiedziała, z droczącą iskierką w oczach.
-
Wszystko – powtórzyłem do
siebie powoli, myśląc o tym, co mogłem zrobić ze zwycięstwem
spowodowanym poddaniem się Hazel i czym mogłem je wydłużyć,
otrzymując moją późniejsza nagrodę. - Ty – powiedziałem. - W
moim domu przez tydzień- kontynuowałem, a ona uniosła swoje brwi z
ciekawości. - Nie możesz nosić ciuchów i mogę cie pieprzyć
kiedy tylko chce – powiedziałem, szeroki uśmiech uformował się
na mojej twarzy, gdy zrzuciłem na nią moją nagrodę.
-
Oh, na pewno tego nie wygrasz –
powiedziała, a ja mogłem wyczuć rywalizację tworzącą się
między nami.
-
Zobaczymy – odpowiedziałem, a ona zadrwiła, zanim znów się
odezwałem. - W końcu jestem świetnym tenisistą.
>>>
2 tygodnie później <<<
Hazel's
POV:
-
Ja dosłownie zaraz... - zacisnęłam zęby, wydychając głęboki
oddech przez nos, gdy zrzuciłam buty, nie kłopocząc się ze
stawianiem ich równo, gdy przeszłam do mojego salonu, rzucając się
na kanapę.
-
Nie pozwól mu się do ciebie dostać – powiedziała Sienna, a ja
wciągnęłam powietrze, zanim je wypuściłam, odchylając głowę
do tyłu, gdy myślałam o tym, co się stało.
Poszłam
na moją rozmowę o pracę do Berkshire tylko po to, żeby siedzieć
i tłumaczyć, dlaczego powinnam zostać wybrana na to stanowisko i
potem zostać odrzucona, bo Trent przekazał, że jestem
niekompetentna i niesolidna oraz, że nie potrafię zamknąć buzi...
Oh,
uwierzcie, że jak go tylko kurwa zobaczę to...
-
On chce tylko twojej reakcji – powiedziała Sienna, przerywając
ciąg moich myśli.
-
Ta, niech się lepiej zorientuje, że nie tylko dostanie moją
reakcję, on do cholery zaczął wojnę – wymamrotałam, wstając i
idąc do kuchni.
Usłyszałam
kroki Sienny za mną, gdy otworzyłam lodówkę... jedzenie pomoże
na złość... jedzenie pomaga na wszystko.
-
Jesteś głodna? - spytałam ją, a ona potrząsnęła głową,
biorąc szklankę z mojej szafki i wypełniła ją wodą, zanim
usiadła przy wysepce, wyciągając spod niej wysoki stołek.
Wyciągnęłam
truskawki i bitą śmietanę z lodówki, po czym wzięłam miskę,
deskę i nóż.
Umyłam
truskawki i zaczęłam odcinać ich szypułki, a następnie wkładałam
je do miski. Gdy już podniosłam jedną i miałam wycisnąć na nią
śmietanę, usłyszałam pukanie do drzwi i wypuściłam z siebie
oddech pełen złości.
-
Wyluzuj Hazel – zaśmiała się Sienna, a ja wzięłam ze sobą
truskawkę i podeszłam do drzwi przez salon, zanim je otworzyłam.
-
W porządku Gburku – Jacob powiedział do mnie, gdy zmierzwił mi
włosy, sprawiając, że jęknęłam, gdy wgryzłam się w owoc.
Zaśmiał się ze mnie, zanim przeszedł obok mnie i do kuchni, a ja
odwróciłam się z powrotem do drzwi, widząc stojącego w nich
Justina.
-
Wszystko okej? - zaśmiał się, a ja dosłownie wydęłam wargę
jedząc truskawkę i wydałam z siebie marudzące nie, na
co się uśmiechnął. - Co się stało? - spytał, wchodząc do
środka, a ja zamknęłam za nim drzwi.
-
Trent się stał – powiedziałam idąc do kuchni, słysząc, że
Justin idzie za mną.
-
Co zrobił? - spytał, a ja mogłam wyczuć lekką irytację w jego
głosie.
-
Wiesz, że byłam dzisiaj na rozmowie o pracę, w Berkshire –
powiedziałam, odwracając się do niego, a on zamruczał pod nosem,
podczas gdy Sienna i Jacob prowadzili własną rozmowę. - Powiedział
im, że jestem, i tu cytuję, niekompetentna i niesolidna oraz, że
nie potrafię zamknąć buzi –
powiedziałam, a jego oczy się lekko rozszerzyły, zanim je zmrużył
i lekko zacisnął szczękę.
-
To dość żałosne jak na niego – powiedział, a ja się
zgodziłam, łapiąc bitą śmietanę i nakładając jej trochę na
truskawkę.
Dźwięk
wyciskania śmietany rozległ się w powietrzu, sprawiając, że
Sienna i Jacob spojrzeli na mnie, a ja się lekko zaśmiałam, gdy
patrzeli na mnie dziwnie.
-
Chcecie trochę? - spytałam, a oni zaśmiali się, trzęsąc
głowami, gdy odwróciłam się z powrotem do Justina, trzymając
truskawkę ze śmietaną w jego kierunku,
-
Nie, dzięki – odpowiedział, a ja wzruszyłam ramionami, wgryzając
się w nią. - Więc zgaduję, że nie dostałaś pracy? - odezwał
się, a ja przytaknęłam z grymasem, zdając sobie sprawę z tego,
ze rzeczywiście nie miałam pracy.
Byłam
bezrobotna... cóż, świetnie.
-
Co zamierzasz zrobić? - spytał mnie, a ja wzruszyłam ramionami,
wyciskając więcej śmietany na kolejną truskawkę.
-
Prawdopodobnie poszukam innej pracy... chociaż Trent może mi to
zrujnować jeszcze raz, jeśli to zrobię – odpowiedziałam, a on
zamruczał pod nosem, trzymając lekko zdystansowany wyraz twarzy. -
Justin – powiedziałam, machając ręką przed jego twarzą.
-
Tak, słucham – powiedział, sprawiając, że lekko się
uśmiechnęłam, zanim pochłonęłam kolejną truskawkę. - Po
prostu myślę – powiedział, a ja przytaknęłam, bardziej do
siebie niż do niego, gdy moje myśli powędrowały całkiem gdzie
indziej.
Wciąż
musiałam wymyślić, jak rozdmuchać to, co Trent mi zrobił, prosto
w jego twarz i wciąż
musiałam wygrać zakład z Justinem.
Obydwoje
byliśmy zajęci przez cały tydzień, więc nie widzieliśmy się
zbyt często, ale teraz spędzimy ze sobą większość nadchodzących
dwóch i pół tygodni, ponieważ lecimy do Kanady za 2 dni.
...jak
już o tym mówimy, muszę się spakować.
-
My już idziemy – powiedział Jacob, a ja odwróciłam głowę w
ich stronę. - Mamy lot jutro wcześnie rano, a Sienna się pakuje na
ostatnią chwilę – przewrócił żartobliwie oczami, a Sienna
lekko go uderzyła, na co się uśmiechnęłam.
Również
jechali do Kanady, ponieważ mieszkała tam rodzina Jacoba, ale
musieli tam być dzień wcześniej, by wyjaśnić jakieś sprawy.
-
Miłego pakowania – powiedziałam do Sienny, a ona wypuściła
oddech, unosząc brwi, z czego się zaśmiałam. - Masz dużo do
zrobienia? - spytałam, a ona pokręciła głową.
-
Nie, nienawidzę pakowania, Jacob zawsze robi je za mnie –
powiedziała, a Jacob zamruczał pod nosem, drocząc się z nią, na
co ona spojrzała na niego z lekko wydętą wargą, sprawiając, że
powiedziałam aww w myślach.
Po
paru minutach byli już za drzwiami, po tym jak ja i Justin się z
nimi pożegnaliśmy i wtedy zamknęłam drzwi, a Justin się odezwał.
-
Haze, jesteś już spakowana? - spytał, a ja rzuciłam nope,
gdy wróciłam do kuchni trzeci raz w ciągu tej godziny.
-
A ty? - spytałam, a on przytaknął dumnie, a ja rozbawiona
przewróciłam oczami. - Mam tyle do zrobienia, to nieprawdopodobne –
powiedziałam, sięgając do blatu po kolejną truskawkę, która
była w zaczynającej już pustoszeć misce.
Złapałam
śmietanę i potrząsnęłam puszką, zanim nacisnęłam, by
wyleciało trochę, ale tym razem wydostał się dźwięk wyciskanego
powietrza, a ja wyjęczałam małe nie,
gdy małe kropki cieczy wypłynęły, zamiast mojej pienistej
dobroci,
-
Głupia rzecz – wymamrotałam, a Justin zaśmiał się ze mnie,
sprawiając, że na niego spojrzałam. - Nie śmiej się, jestem
teraz smutna – powiedziałam, sprawiając żartobliwie przewrócił
oczami. - Nie mam śmietany do truskawek – wydęłam wargę,
dramatycznie ześlizgując się po boku blatu i siadając na
podłodze, wgryzłam się z truskawkę bez śmietany, gdy spojrzałam
w górę, by zobaczyć go jak patrzy na mnie z małym uśmiechem na
ustach.
...oh,
te usta.
Takie
miękkie i ciepłe, wszystko w jednym, jeden z wielu powodów,
dlaczego lubiłam go całować.
-
Chcesz, żebym poszedł ci ją kupić? - spytał mnie i zgaduję, że
zobaczył jak moje oczy rozświetliły się na jego słowa, z czego
się zaśmiał.
-
Jesteś materiałem na chłopaka – powiedziałam, przysuwając się
do niego i przytulając jego nogę.
-
Ale dziwnie – wymamrotał lekko się śmiejąc, a ja westchnęłam
usatysfakcjonowana, gdy przycisnęłam policzek do jego uda...to była
dziwna pozycja, ale zaskakująco wygodna. - Zdajesz sobie sprawę, że
jeśli chcesz, żebym poszedł do sklepu, musisz mnie puścić, co
nie? - spytał, a ja mogłam wyczuć jego rozbawiony ton głosu, gdy
wciąż trzymałam go za nogę, nucąc pod nosem na jego słowa. -
Haze – zaśmiał się, a ja otworzyłam oczy i spojrzałam na
niego. - Chcesz iść ze mną? - spytał, a ja o tym pomyślałam.
...musiałam
kupić parę rzeczy do mieszkania jak i na podróż do Kanady...
Przytaknęłam
na jego pytanie i wyciągnęłam rękę, a on za nią złapał, zanim
delikatnie mnie podniósł.
Wstałam,
podnosząc się do poziomu jego ramienia, gdy staliśmy twarzą w
twarz.
…był
całkiem wysoki, jego wzrost sięgał na pewno powyżej 180cm, gdyż
był ode mnie wyższy.
-
Daj mi dwie sekundy – powiedziałam, a moje oczy powędrowały do
jego ust, na których uformował się mały, ironiczny uśmiech.
Zamruczał
pod nosem, gdy oderwałam oczy od niego i odeszłam, uśmiechając
się do siebie.
Czy
to dziwne, że tęskniła za nim przez ten tydzień, bo go prawie nie
widziałam? No bo... Nie wiem...
Ignorując
moje myśli weszłam do pokoju i zobaczyłam Blue śpiącego w rogu,
który sprawił, że zabiło mi serce... jest taki słodziutki
asdfghjkl.
Zaśmiałam
się lekko do siebie, zanim uczesałam włosy i zastąpiłam moją
białą marynarkę czarnym, dopasowanym płaszczem. Był dopasowany
na górze, ale rozchylał się na dole... nie zbyt dziewczęco, ale
przynajmniej twarzowo.
Spryskałam
się perfumami i spojrzałam w lustro, upewniając się, że
wyglądałam przyzwoicie, zanim wzięłam moją torebkę i wyszłam z
pokoju.
Zobaczyłam
jak Justin pisze coś na telefonie, mały grymas na jego twarzy, gdy
jego głowa była pochylona, jak patrzał na telefon.
-
Jak dalej będziesz tak robił, to ci tak zostanie – powiedziałam,
drocząc się z nim, a on spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach.
-
Jesteś gotowa? - spytał, a ja przytaknęłam biorąc mój telefon z
kanapy i wkładając go to torebki.
Upewniłam
się, że miałam klucze, zanim podeszłam do drzwi i założyłam
moje czarne obcasy, słysząc Justina za mną.
-
Jak możesz w nich chodzić? - spytał, a ja spojrzałam na moje
buty, zanim wzruszyłam ramionami.
-
Po prostu się przyzwyczajasz – odpowiedziałam, a on spojrzał
zaniepokojony na moje buty.
-
Jeśli się w nich przewrócisz, to nie moja wina – odpowiedział.
-
Nie martw się, zawsze możesz mnie od tego uratować, łapiąc mnie
jeszcze raz – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego
znacząco, sprawiając, że przewrócił oczami rozbawiony.
-
Chodź – uśmiechnął się, otwierając drzwi i przepuszczając
mnie w nich, zanim ruszyliśmy do sklepu.
Justin's
POV:
-
Jakie to jest drogie – powiedziała Hazel naprzeciwko mnie, gdy ja
oparłem się za uchwyt wózka, powoli podążając za nią, kiedy
ona porównywała ceny. - No zobacz – powiedziała podnosząc
jabłko. - 1.26$ za jabłko – wymamrotała z dezaprobatą
odkładając je do kartonu, zostawiając mnie rozbawionego z tego jak
bardzo była narwana na punkcie porównywania cen i tego, co miało
największą wartość. - Nie kupię tego – wymamrotała, zanim w
alejce rozległ się dźwięk stukania obcasów, sprawiając, że
odwróciłem głowę w jej stronę i ją obserwowałem.
Była
ubrana cała na czarno, a sposób w jaki jej skóropodobne spodnie
opinały jej nogi, dał mi dobry powód do fantazjowania... to nie
tak, że w ogóle jakiegoś potrzebowałem.
Obserwowałem,
gdy powoli szedłem w jej stronę. Przykucnęła, jej tyłek wystawał
spod rąbka jej płaszcza.
-
Czy potrzebuję... - powiedziała, ale jej głos rozmył się, gdy
zacząłem śnić na jawie.
Chciałem
kopnąć Trenta w twarz, za to, że zniszczył Hazel szanse na
znalezienie pracy. Miała kurewski talent, który teraz się
zmarnuje, bo prawdopodobnie, żadna firma jej teraz nie przyjmie,
przez opinię Trenta.
Dupek.
-
Czy powinnam wziąć te? - spytała, a ja spojrzałem na nią,
trzymającą dwa ananasy.
-
Obojętnie – odpowiedziałem, a ona zaśmiała się lekko.
-
Nie słuchałeś, prawda? - uśmiechnęła się, a ja odpowiedziałem
nope, na co przewróciła
oczami.
Skończyło
się tak, że wsadziła oba ananasy do koszyka, zanim poszła
naprzód, zostawiając mnie znowu z tyłu, żebym za nią szedł...
to nie tak, że narzekałem, bo miałem świetny widok na jej tył,
gdy pochylała się, żeby wziąć coś, co chciała.
Mówiąc
o jej tyle... ten zakład, który mieliśmy, muszę go wygrać.
Musiałem
wytrzymać i sprawić, żeby poddała się pierwsza, zanim będę
mógł dumnie ogłosić mój tytuł zwycięzcy, a potem wzmocnić go
jej spaniem w moim domu, przez tydzień, nago i dobieraniem się do
niej kiedy tylko chciałem.
…
ah, myśląc o
tym... to byłby bardzo dobry tydzień.
-
O której mamy samolot w piątek? - spytała, gdy położyła paczkę
truskawek obok ananasów.
-
5 rano – odpowiedziałem, a ona wypuściła powietrze.
-
To znaczy, że nie będę spała całą noc i prześpię się w
samolocie – powiedziała, a ja się z nią zgodziłem, ponieważ
jeśli nasz samolot jest o 5 rano, to musimy wyjechać około 3:30 w
nocy, żeby dotrzeć na lotnisko.
-
Chcesz, żebym po ciebie zajechał? - spytałem jej myśląc o tym...
mieliśmy całkowicie inne wejście dla prywatnych lotów i nie
sądzę, żeby wiedziała gdzie iść.
-
Mógłbyś? Bo prawdopodobnie nie będę wiedziała gdzie iść, ani
co zrobić – odpowiedziała. Widzicie, mówiłem wam.
-
Jasne, nie ma sprawy, będę u ciebie około 3:30 – odpowiedziałem,
a ona przytaknęła, bardziej jakby do siebie niż do mnie, a potem
wróciła do brania zakupów.
Miejmy
nadzieję, że ta wycieczka nie tylko pozwoli mi pokazać mojej
mamie, ze potrafię zdobyć dziewczynę, ale też da mi szansę na
wygranie tego zakładu...
Kanado,
nadchodzimy.
>>Później,
tego samego popołudnia<<
Hazel's
POV:
-
Nie możesz tego zrobić –
powiedziałam do Trenta, gdy on uśmiechał się głupkowato
pokazując mi zdjęcie moje i Justina.
Gdy
już myślałam, że ten dzień będzie chociaż odrobinę spokojny,
po tym jak Justin rozproszył moje myśli od zawalonej rozmowy o
pracę, którą miałam, sam diabeł postanowił się pokazać, by
stworzyć więcej problemów.
Zdjęcie
było zrobione pod kątem i z wysokości, ale mogłeś zobaczyć rękę
Justina pomiędzy moimi nogami oraz moją głowę na jego ramieniu.
Było
lekko rozmazane, ale można było as łatwo zobaczyć...łatwo w tym
sensie, że było wiadome, że to my.
Było
one z tego ranka, gdy Justin się do mnie dobrał...
-
Cóż, jeśli nie chcesz, żebym to zrobił, to musisz zapłacić mi
małe honorarium – powiedział, a ja spojrzałam na niego ze
zmrużonymi oczami.
Mam
w dupie pierdolone honorarium.
Byłam
sama w mieszkaniu, gdyż Justin poszedł do domu pół godziny temu i
przypadkowo Trent pojawił się parę chwil później, mając jaja
przychodząc do mnie po tym co zrobił dzisiaj rano przez moją
rozmowę o pracę.
Pokazał
się, zastraszając mnie, co przerodziło się w to, co dzieje się
teraz. Wytłumaczył jak zniszczył moje mieszkanie i zainstalował
ukryte kamery jako akt zemsty za to, co zrobiłam na balu
charytatywnym.
Najwidoczniej
upokorzyłam go tak bardzo, że musiał mi zrobić to samo... tak
wiem, żałosne, prawda?
Nie
tylko było to kurwa dziecinne, ale teraz zamierzałam oskarżyć go
o naruszenie prywatności.
-
Zapłacę to honorarium –
powiedziałam zirytowana. - Tylko daj mi te pierdolone zdjęcia –
powiedziałam, zaciskając moje usta w cienką linię, ponieważ
mówiłam poważnie.
Wiedział,
że jeśli ze mną zadrze, to tylko się to na nim odbije, ale miał
czelność przychodzić do mnie i mnie wnerwiać.
-
Nie... nie – powiedział,
podnosząc USB w swojej ręce, które zawierało zdjęcia.
Upewniłam
się, że były na nim, gdy zażądałam, żeby podłączył je do
mojego komputera.
Były
one całkiem wulgarne i wiedziałam, że jeśli wyśle je do
kogokolwiek innego, Justin będzie miał kłopoty.
Byłam
bardziej zmartwiona nim, niż mną, ponieważ on nie tylko miał
międzynarodowy biznes do zarządzania, ale wiedziałam też, ile ma
pracy jako dyrektor naczelny, więc nie potrzebował dziecinnego
zachowania Trenta do swojej kolekcji.
-
Nie chcę twoich pieniędzy –
powiedział, a ja uniosłam na niego brwi. - Chce, żebyś mi dała
pieniądze Justina –
dokończył, a moje usta się otworzyły. - Oh i to małe honorarium
o którym mówiłem... - odezwał się znowu, patrząc na mnie z
chorym i cwanym uśmiechem. - Nie
jest takie małe – denerwował mnie, a ja wyobraziłam sobie, jak
przebijam jego wielką, pierdoloną głowę moimi rękoma.
-
Ile chcesz? - spytałam bez ogródek, a on zaśmiał się patrząc na
mnie z czystą radością.
-
100,000$ - powiedział, a ja
poczułam jak zasycha mi w gardle.
-
Za zdjęcia? - spytałam, a on przytaknął pewny siebie, sprawiając
tylko, że milion rzeczy przebiegło przez moje myśli.
Nie
tylko miałam zapłacić pieniędzmi Justina... ale jak do cholery
miała to zrobić, żeby to nie wyglądało, jakbym go okradała...
Nie
byłam taka.
Jeśli
by się dowiedział, wyszłabym na skąpca... albo zdesperowaną
dziwkę, bo chciałam go przelecieć.
-
I jak do cholery chcesz, żebym wzięła od niego 100,000$ bez
pytania i wiedząc, że ty je
chcesz – powiedziałam, a on tylko uśmiechnął się do mnie.
-
Wiem, że coś wymyślisz – uśmiechnął się, przewracając USB w
palcach, a gdy chciałam je zabrać, odsunął się i cmokał na mnie
w dezaprobacie, jakbym była jakimś psem.
Co
do...
-
A teraz bądź grzeczną dziewczynką i dostarcz te pieniądze na
moje konto w ciągu 72 godzin albo twoje śliczne zdjęcia zostaną
wysłane nie tylko do wszystkich pracowników Bieber Enterprises, ale
też do twoich rodziców – powiedział, z chorą rozkoszą
błyszczącą w jego oczach, a mi zaschło w gardle... jeśli
wysłałby je do moich rodziców, to oznaczałoby tylko dwa najgorsze
tygodnie z nimi w Kanadzie.
-
Nie zrobiłbyś tego – powiedziałam, próbując nie brzmieć słabo
w tym momencie, ale on zaśmiał się ze mnie.
-
Tak jak Bieber powiedział wtedy o mnie... Spróbuj.
----------------------------
No i jest. Jakaś dziewczyna miesiąc temu pisała do mnie na asku o pomoc przy blogu i dalej się do mnie nie odzywała, więc jak to czytasz, to się odezwij, bo nic mi nie powiedziałaś i idk.
No to tyle.
Komentujcie, ładnie proszę (jeszcze), bo ja siedze parę godzin i tłumacze, a wy się nawet na komentarz ie wysilicie, nieładnie.
elo
Ale sie dzieje, świetny
OdpowiedzUsuńGenialny ! Kurde oby się ułóż yo z tym dupkiem Trentem I uuuu ciekawe kto wygra zakład...😚
OdpowiedzUsuńGenialny! Czekam na kolejny! ;)
OdpowiedzUsuńciekawe co zrobi Haze :D
OdpowiedzUsuńPierdolony Trent
OdpowiedzUsuńbardzo ładny rozdział :) Bardzo mi się podoba ogólny przekaz. Oby tak dalej bo jestem ciekawa ;D
OdpowiedzUsuńhttp://mijnlevenreis.blogspot.com/
Boze
OdpowiedzUsuńTe opisy
To zycie ok
Świetnie tlumaczysz, swoja droga:))
Trent to cipa
Boze, wykastrowalabym takiego
Jezu, nie moge doczekac sie wyniku zakladuuu, tak bardzo aff
To ten, ja czekam na kolejny i zmykam dodac ksiazke do biblioteki
Pozdrawiam:)
Trafiłam na tego bloga przypadkiem i jestem zachwycona jak precyzyjnie jesteś w stanie to tłumaczyć jak i nadawać sens i przekazywać emocje sytuacji. Czekam na kolejny bo muszę przyznać bez bicia, że trochę mnie wciągnęło ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Shwaty B
Przeczytałam Twojego bloga w 2 dni! I jestem zachwycona
OdpowiedzUsuńCzekam na next xxx