sobota, 18 czerwca 2016

13. Piekło na ganku.

To takie miłe, że Justin w końcu przyprowadził dziewczynę do domu.

Justin's POV:

Zapukałem dwa razy do drzwi Hazel, biorąc krok do tyłu, gdy czekałem aż otworzy drzwi.
Była 3:20 w nocy i powiedzenie, że byłem zmęczony byłoby nieporozumieniem.
Moje oczy były na granicy zamknięcia się, paliły za każdym razem, gdy mrugałem...
...przypomnijcie mi, żebym nigdy nie odpowiadał na emaile po ciemku albo o głupiej porze.
- Jesteś wcześniej – powiedziała Hazel ziewając, gdy otworzyła drzwi i zamruczała zmęczona.
Wszedłem do środka, a ona zamknęła za mną drzwi, zanim się odezwała.
- Chcesz kawy? - spytała, a ja przytaknąłem zbyt gorliwie, z czego lekko się zaśmiała. - Usiądź, bo wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć – powiedziała, a ja poczułem ciepło rozchodzące się po moim ciele, przez jej troskę, ale zignorowałem jej propozycję i poszedłem za nią do kuchni.
- Zostawiasz tutaj Blue? - spytałem, obserwując jak bierze dwa kubki, po tym jak włączyła swój automat do kawy.
- Tak, zostaje w domu dla zwierząt... to taki słodki hotel dla zwierząt – powiedziała, śmiejąc się leniwie z ostatniej części zdania, które wypowiedziała, co sprawiło, że się uśmiechnąłem, gdy przetarłem moje oczy moimi rękoma zaciśniętymi w pięści.
- Jesteś podekscytowana wyjazdem do Kanady? - spytałem ją i przez moment zapanowała niezręczna cisza, zanim zamruczała, a ja otworzyłem moje oczy widząc rozmazane niebieskie i fioletowe kropki... whoa, za mocno tarłem swoje oczy.
- Tak, zobaczę mojego brata i.. rodziców – wymamrotała, a ja mrugnąłem, unosząc moje brwi na jej niezręczny nacisk na słowo rodzice i tak jak bardzo chciałem wiedzieć co miała przez to na myśli, nie chciałem mieć poważnej rozmowy o 3 rano. - A ty? - spytała mnie, gdy jej automat do kawy zapiszczał, a ona postawiła kubki pod małym strumieniem, obserwując jak bóstwo w postaci cieczy leje się swobodnie, gdy moja widoczność stała się mniej ograniczona.
- Mogę zobaczyć moją rodzinę tylko w święta, co praktycznie z moim zajętym rozkładem zajęć jest możliwe tylko w Boże Narodzenie – odpowiedziałem. - Więc tak, jestem całkiem podekscytowany – powiedziałem, a ona uśmiechnęła się, zanim wzięła mleko i dodała trochę do kubka, który był już pełny.
- Chcesz cukru? - spytała, a ja potrząsnąłem głową, zanim podziękowałem jej, biorąc od niej kubek.
Uśmiechnąłem się podświadomie na ciepło, które uderzyło w moje ręce, gdy trzymałem kubek, ale dopiero wtedy, gdy się napiłem ten dosadny smak wysłał ciepło prosto do mojego środka, które potem rozeszło się na całe ciało, sprawiając, że zamruczałem z aprobatą, a moja ciało zgarbiło się w satysfakcji.
- Smakuje? - usłyszałem pytanie Hazel, na co przytaknąłem połykając, zanim spojrzałem na nią.
Miała na sobie luźną koszulkę, która miała złote wzorki na obu stronach jej żeber, ciemne obcisłe spodnie i kozaki.
Ogólnie rzecz biorąc wyglądała całkiem dobrze... nawet w tych normalnych ciuchach, które na sobie miała.
10 minut później wypiliśmy nasze kawy, a ja ciągnąłem za mną walizkę Hazel, ponieważ zaproponowałem jej moją pomoc, bo w swojej ręce miała drugą torbę.
Zamknęła drzwi na podwójny zamek z zewnątrz, zanim wypuściła z siebie oddech i podeszła do mnie, gdy czekałem naprzeciwko srebrnych drzwi windy.
Nacisnąłem guzik, a one natychmiastowo się otworzyły. Prawdopodobnie był to rezultat tego, jaką porę dnia teraz mieliśmy.
Oboje weszliśmy do środka, a ja nacisnąłem przycisk P jak parter i drzwi się zamknęły, po czym nastąpiło to dziwne uczucie jakbyśmy jechali w górę, chociaż jechaliśmy w dół.
Parę sekund później winda zatrzymała się na siódmym piętrze, a drzwi otworzyły się, ukazując dwóch chłopaków.
Spojrzeli na mnie, zanim zwrócili swoją uwagę na Hazel, jeden z nich uśmiechnął się do niej chytrze, co sprawiło, że spojrzałem na niego zmrużonymi oczami.
Przysunął się w stronę Hazel, która podeszła do mnie i założyła swoją rękę na moim bicepsie, sprawiając, że spojrzałem na kolesia, który już na mnie patrzył.
- Pomóc ci w czymś? - spytałem bez ogródek, mój ton był lekko zirytowany, ale nie robiłem sobie kłopotu, żeby to ukryć.
Jego postawa zmroziła się na chwile, zanim jego ramiona opadły i przewrócił na mnie oczami mamrocząc spierdalaj pod nosem, na co zacisnąłem moją szczękę... co kurwa jest nie tak z tym kolesiem?
- Masz jakiś problem? - spytałem, już wkurwiony przez sposób w jaki uśmiechał się wcześniej do Hazel.
Z iloma problemami człowiek musi się użerać o tych nie ludzkich godzinach, do kurwy nędzy.
- Justin – powiedziała cicho Hazel ciągnąc mnie za ramię, ale ja zignorowałem ją i puściłem jej walizkę, gdy spojrzałem na tego kolesia.
- Wyluzuj człowieku – powiedział jego kolega, a moja twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy złowrogo spojrzałem na Pana Pyszczące Spodnie w rogu, zanim w windzie zapadła niezręczna cisza.
Dźwięk otwierających się drzwi ją przerwał i ci dwaj kolesie wyszli, a ja zakląłem pod nosem, biorąc walizkę Hazel i ciągnąc ją za sobą, gdy ona wciąż trzymała moją rękę.
- Musiałeś to zrobić? - spytała mnie, a ja mogłem zobaczyć moim bocznym wzrokiem, że patrzała na mnie, gdy ja patrzałem przed siebie.
- Tak – odpowiedziałem zwyczajnie, a ona przewróciła oczami, na jej twarzy pojawił się mały uśmiech, gdy ja w końcu na nią spojrzałem jak ten kutas i jego kolega byli spoza zasięgu naszego wzroku.
Otworzyłem szklane drzwi i pokazałem jej, żeby poszła pierwsza, za co mi cicho podziękowała, jej ręka ześlizgnęła się z mojego ramienia, gdy ja szedłem za nią, widząc mojego kierowce Spencera, który już był na zewnątrz, gotowy wziąć nasz bagaż.
- Spancer, Hazel... Hazel, Spencer – przedstawiłem ich, a ona grzecznie się do niego uśmiechnęła, ćwierkając cześć, na co on odpowiedział, gdy jej oczy podążały po czarnym Bentley'u naprzeciwko nas.
Podziękowałem mu, gdy wziął ode mnie walizkę Hazel i położył ją do bagażnika, gdy Hazel kontynuowała obserwowanie samochodu w ciemnościach.
Otworzyłem drzwi i czekałem aż wejdzie do środka, ale wyglądało na to, że była zbyt zauroczona, żeby to zauważyć.
- Jak tak dalej pójdzie i dalej będziesz pożerać wzrokiem mój samochód, to przegapimy nasz samolot – dokuczyłem jej, a jej głowa odwróciła się w moją stronę i nawet w ciemnościach o 3:40 rano, mogłem zobaczyć jak jej policzki się zarumieniły.
Wskoczyła do samochodu i przesunęła się na prawą stronę, zanim ja wsiadłem do środka, a Spencer zamknął za mną drzwi.
Parę sekund później jego drzwi się otworzyły i usiadł na swoim miejscu kierowcy.
- Na lotnisko panie Bieber? - spytał.
- Tak, proszę – odpowiedziałem, gdy podniosłem moje biodro do góry, delikatnie wyciągając telefon z mojej kieszeni, a on odpalił silnik.
Wyciągnąłem go i zobaczyłem około 5 emaili na ekranie i przewróciłem oczami, zanim przejechałem po panelu powiadomień, żeby się ich pozbyć.
Sprawdziłem czas, była 3:47, zrelaksowałem się, wiedząc, że nawet jeśli będziemy spóźnieni to i tak mogliśmy manewrować czasem, bo lecieliśmy moim prywatnym samolotem.
Zablokowałem telefon i położyłem go na mojej nodze, zanim spojrzałem na Hazel, która miała grymas wypisany na swojej twarzy.
Pozwoliłem moim oczom sprytnie podążyć do jej telefonu i zobaczyłem słowo Trent na górze, na co lekko wykrzywiłem twarz.
Dlaczego z nim pisała?
- Wiesz, jeśli chciałeś wiedzieć z kim pisze, wystarczyło zapytać – powiedziała, a ja szybko na nią spojrzałem.
- Po prostu się zastanawiałem, dlaczego z nim piszesz – wymamrotałem, a ona wypuściła powietrze zanim się odezwała.
- To co zwykle – odpowiedziała trochę się wiercąc, gdy ją spytałem, co sprawiło, ze chciałem zadać jej jeszcze więcej pytań... ale jak już wcześniej mówiłem, nie miałem ochoty na poważną rozmowę o tej porze.
Przytaknąłem i podniosłem znowu mój telefon, zanim zdecydowałem, że mogę odpowiedzieć na te emaile teraz, zamiast później...

>>><<<

Hazel's POV:

Justin chyba się czegoś domyśla... Mam nadzieję, ze tak nie jest, bo jeśli Trent się dowie, że Justin dowiedział się zdjęcia, wtedy cóż... Mam przejebane.
- Chcesz coś? - spytał Justin, ruszając głową w bok, a ja podążyłam za jego oczami i zobaczyłam Starbucksa i gdy moja głowa zaczynała pojmować, co do mnie powiedział, mój brzuch głośno zaburczał. - Wezmę to za tak – zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego z małym uśmiechem. - Kup co chcesz – powiedział wyciągając swój portfel, a następnie z niego 20 dolarów, przez co mój uśmiech zniknął... on naprawdę myśli, że pozwolę mu płacić za wszystko.
Zignorowałam jego pieniądze i wstałam z mojego krzesła, biorąc ze mną torebkę, gdy usłyszałam jak woła moje imię.
- Hazel – powiedział, a ja odwróciłam moją głowę widząc go trzymającego banknot w swojej ręce.
- Nie będziesz płacił za wszystko – powiedziałam, a om przewrócił oczami i wstał. - Jeśli dasz mi te pieniądze to nigdy przenigdy nie zagram z tobą w tenisa – dodałam, dziękując bogu za nazwę jaką nadaliśmy seksowi, bo nie byłam pewna co pomyśleli by o mnie wszyscy biznesmeni dookoła nas, jakby usłyszeli mnie krzyczącą to zdanie z seksem, zamiast tenisem.
Zatrzymał się w połowie drogi, zanim spojrzał na mnie zmrużonymi oczami, na co się do niego słodko uśmiechnęłam, pomimo tego, że była 4:30 rano, a ja byłam na granicy umarcia ze zmęczenia.
Trent pisał do mnie bez przerwy, przypominając mi, ze zostało mi 48 godzin, żeby wysłać mu 100,000$ w gotówce.
Miałam pomysł jak to zrobić, w taki sposób, że nie dałabym mu pieniędzy Justina, ale byłyby dane pod jego imieniem... Jest to trochę skomplikowane, ale miałam nadzieję, że Justin się do mnie dostosuje i uda mi się tego dokonać...
Wyłączyłam moje myśli, nie chcąc męczyć siebie jeszcze bardziej Trentem, gdy przeszłam przez prywatną część lotniska do Starbucksa, który był niedaleko.
Zamówiłam średnią, paloną kawę, drugą dla Justina, bo on też wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć i dwa jagodowe muffinki.
Po zapłaceniu za nie czekałam po drugiej stronie kas, aż zawołają moje imię.
Podziękowałam pracownikowi, który podał mi moje zamówienie i wróciłam do Justina, który odwrócił swoją głowę w moją stronę, gdy usiadłam.
- Twoja kawa i muffin – powiedziałam, a on mi podziękował, jego oczy zabłyszczały na widok muffina, sprawiając, że uśmiechnęłam się zmęczona, zanim napiłam się z mojego kubka.
Moja twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy poczułam gorzki smak. Rozerwałam saszetkę z cukrem, która była w torbie i wysypałam ją do mojego kubka, widząc, że Justin pije swoją kawę bez żadnego problemu.
- Możesz to pić bez cukru? - spytałam, a on zamruczał, usatysfakcjonowane westchnięcie opuściło jego usta, zanim się odezwał.
- W ten sposób mnie budzi, dodanie cukru sprawia, że jestem leniwy i ospały przez cały dzień – powiedział, a ja spojrzałam na niego, mrugając na fakt, że może pić kawę w ten sposób.
- To jest... - ciągnęłam, a on zaśmiał się biorąc kolejny łyk, zanim odwinął papier ze swojego muffina, następnie go gryząc, gdy ja założyłam z powrotem pokrywkę na mój kubek...
Pół godziny później zostaliśmy poinformowani, że nasz lot był następny i zostaliśmy wysłani do naszej bramki.
Weszliśmy do prywatnego samolotu Justina, który był niewiarygodnie wielki i się odezwałam, rozglądając się dookoła.
- Ile to kosztowało? - spytałam go z szeroko otwartymi oczami, a on wzruszył ramionami z leniwym uśmiechem na twarzy.
- Parę milionów – przerwał. - Jakieś 64 czy coś takiego – powiedział, jakby to było nic, a moja szczęka uderzyła o ziemię, gdy się na niego gapiłam.
- Cholera jasna – zapiszczałam odwracając się od niego i dalej się rozglądając.
Przestrzeń była szeroka, ale też długa, wnętrze było wykonane z kremowej skóry otoczonej czarno-białymi powierzchniami, metal i srebro pokrywały krawędzie wszystkich stołów i urządzeń, które były w zasięgu mojego wzroku.
Ten samolot był cholernie duży.
Była tam długa sofa, ustawiona przy jednej ścianie i osiem foteli po drugiej stronie, dwa razy po cztery krzesła, oddzielone czarnym stolikiem.
- Jestem taki zmęczony – wymamrotał Justin, zanim podszedł do kanapy, usiadł na niej i przewrócił się na bok, kładąc się na niej.
Uśmiechnęłam się na jego zachowanie, zsuwają moją torebkę z ramienia i trzymając ją, gdy usiadłam na jednym z podwójnych krzeseł.
Parę minut później zostaliśmy poinformowani przez pilota Roy'a, że startujemy i musimy usiąść w fotelach i zapiąć pasy.
Rezultatem tego było przeklinanie Justina, gdy musiał wstać z kanapy i zamiast tego usiąść. Usiadł na jednym z podwójnych krzeseł naprzeciwko mnie i prędko zapiął swój pas, zanim założył ręce, przycisnął swoją głowę do oparcia, jego usta ułożyły się w cienką linię i zamknął oczy.
Powstrzymałam chichot, gdy na niego patrzałam i zdałam sobie sprawę, że jest marudny, gdy jest zmęczony.
Uśmiechnęłam się, zapinając mój pas, zanim sięgnęłam po moją torbę i wyciągnęłam z niej mojego laptopa i słuchawki.
Podniosłam klapę do góry i ekran się rozświetlił, gdy ja poczułam jak samolot zaczyna się ruszać i zanim się zorientowałam, byliśmy już w powietrzu na naszej drodze do Kanady.

>>><<<

- Haze – usłyszałam głos, gdy ktoś potrząsnął mną delikatnie. Jęknęłam cicho i ruszyłam moją głową, otwierając oczy, tylko, żeby zostać oślepioną przez światło, które przedostawało się przez okno, co spowodowało, że szybko je zamknęłam.
Poczułam jak czyjeś ciało się porusza i usłyszałam dźwięk zamykającej się rolety przy oknie, na co mrugnęłam, otwierając ponownie moje oczy, powoli wzdychając.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział Justin, a ja rozejrzałam się dookoła, widząc, że wciąż jesteśmy w jego samolocie, i wszystko zaczynało układać się w mojej głowie, gdyż byłam zamroczona.
Lot trwał tylko dwie godziny, ale czułam się, jakbym spała przez 10 i jakby to nie była wystarczająca ilość.
- Wszystko okej? - zaśmiał się, a ja zamruczałam, wciągając głęboko powietrze nosem, gdy przeciągałam się i patrzałam na niego. - Ubierz się, bo pada śnieg – powiedział, a ja cicho przytaknęłam, gdy on krzątał się po samolocie.
Złapałam moje rzeczy i 5 minut później, gdy zakładałam moją beanie, Justin wyłonił się z tyłu samolotu, owinięty płaczem i szalikiem.
Wyglądał w tym naprawdę smacznie, nie mam pojęcia dlaczego, ale po prostu wyglądał tak dobrze, że można było go zjeść... może potrzebuje trochę więcej snu.
- Gotowa? - spytał, a ja przytaknęłam patrząc na mój telefon i widząc, że jest 7:30. Czas sprawił, że się wzdrygnęłam, ponieważ było tak wcześnie rano, a dodatkowo zobaczyłam jeszcze liczbę nieodebranych telefonów od Trenta i parę wiadomości... zostaw mnie w spokoju, boże. - Chodź – powiedział Justin przechodząc obok mnie, a ja ruszyłam za nim na przód samolotu.
Zapiszczałam cicho, gdy podmuch zimnego wiatru mnie uderzył i usłyszałam śmiech Justina, gdy wszedł prosto w białe otoczenie... dosłownie
Śnieg pokrywał każdy centymetr jaki mogłam zobaczyć i to wyglądało naprawdę pięknie, ale też było kurewsko zimno, musiało być jakieś -2369483 stopnie, ponieważ cholera jasna, nie czułam swojego nosa.
- Bagaż jest już w samochodzie, musimy przejść tylko przez ochronę i wszystko będzie w porządku – powiedział Justin odwracając się do mnie i uśmiechając. Jego ręka uniosła się do mojego policzka i strzepnął z niego płatki śniegu. - Nie przewróć się – powiedział, gdy postawił stopę na śnieżnym wybiegu. Była to tylko cienka powłoka śniegu, ale znając mnie, mogłam się poślizgnąć na dywanie, co dopiero na śniegu. - Chodź tu – powiedział, wyciągając swoją rękę do mnie, a ja zapiszczałam cholera, gdy postawiłam moją nogę na śniegu.
Wzięłam jego rękę, moja dłoń wślizgnęła się w jego, gdy ją złapał zanim szedł powoli, a ja podążałam za nim, gdy szliśmy ręka w rękę.
W końcu przeszliśmy przez ochronę i kupiliśmy kolejną kawę, zanim wyszliśmy na drugą stronę. Byłam prowadzona przez Justina i chociaż już zeszliśmy z zaśnieżonej drogi, wciąż trzymaliśmy się za ręce... było przyjemnie... trochę dziwnie, gdy zdałam sobie z tego sprawę, ale wciąż przyjemnie.
- Myślę, że powinien już być na zewnątrz – Justin wymamrotał, patrząc na swój telefon, a ja poczułam jak mój wibruje w mojej torebce.
Zignorowałam go i szłam dalej powoli za Justinem, gdy znajome uczucie miejsca, które nazywałam domem podkradło się do mnie... tyle dobrych i złych wspomnień.
Te dobre odtwarzały się w mojej głowi, gdy odmówiłam sobie wracania do tych złych. Były bezpiecznie posortowane w mojej głowie, metaforyczny baner z napisem nie otwierać zrobionym dużymi, grubymi czerwonymi literami przypominał mi, żeby właśnie tego nie robić.
- Znalazłem go – powiedział Justin, odwracając się do mnie, zanim ścisnął moją rękę, doprowadzając do mojego powrotu do rzeczywistości. - Haze – powiedział, a ja zamruczałam patrząc na niego, na co się zaśmiał, a następnie spojrzał do przodu.
Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam mężczyznę w czarnym trenczu, stojącego obok matowego Bentleya, gdy wychodziliśmy z budynku... Justin chyba lubi Bentleye.
Mężczyzna stał wyprostowany, a gdy zobaczył Justina, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Harvey – Justin się uśmiechnął i puścił moją rękę, gdy podeszliśmy do samochodu, jego palce prześlizgnęły się przez moje, a ja patrzałam jak przytula tajemniczego mężczyznę.
- Jesteś coraz wyższy i wyższy za każdym razem, gdy cię widzę – Harvey się zaśmiał, a Justin przewrócił oczami, chichocząc lekko, zanim odwrócił się w moją stronę.
- Harvey, to jest Hazel, moja dziewczyna – powiedział, a ja chwilowo zamarłam na to jak mnie nazwał, ale potem zorientowałam się, że dalej udawaliśmy, że jesteśmy w związku... ups.
- Cześć – powiedziała, a on uśmiechnął się, gdy wyciągnął do mnie rękę. Potrząsnęłam nią, wciąż lekko zdezorientowana tym, że nie wiedziałam kim on jest, ale zgaduję, że Justin się zorientował, zanim się odezwał.
- Hazel, to jest Harvey. Pracuje dla mojego taty – powiedział, a ja wydałam z siebie oh i uśmiechnęłam się do niego grzecznie, gdy Harvey się ze mnie zaśmiał.
- Nie będę was już dłużej trzymał. Twoi rodzice zaraz wychodzą do pracy, ale chcieli cię zobaczyć, zanim wyjdą – powiedział, ostatnia cześć jego zdania tyczyła się Justina, zanim posłał kolejny uśmiech i odwrócił się, by otworzyć nam drzwi.
Justin pokazał mi, żebym weszła pierwsza, na co mu podziękowałam, schylając się lekko, gdy przesunęłam się na drugi koniec, zanim Justin się wsunął za mną.
- Podwiozę cię potem do twoich rodziców – powiedział, a ja spojrzałam na niego szybko, zanim wykrzywiłam twarz na słowo rodzice.
- Um, nie będę do nich szła – powiedziałam, a on lekko zmarszczył brwi. - Najpierw odwiedzę mojego brata – powiedziałam, a on wydał z siebie małe oh, w uświadomieniu, tak jak ja zrobiłam to wcześniej.
Przytaknął, a ja osunęłam się na skórzanym siedzeniu, zanim lekko się przesunęłam i oparłam głowę o szybę, kiedy auto zaczęło się ruszać.
Podróż z lotniska do domu rodziców trwała z dobre półtorej godziny. Przespałam całą drogę, mój policzek oparty o okno przez pierwsze 20 minut, a potem dosłownie przytuliłam się do bicepsa Justina... jego słowa nie moje.
Jego ramię było wygodnie, idealnie wpasowywało się w moje ręce, gdy mruczałam cicho pod nosem, moje oczy wciąż były zamknięte, gdy lekko się do niego przytulałam.
- Haze – wymamrotał, a ja mrugnęłam, mrucząc trochę mocniej, by dać mu do zrozumienia, że go słuchałam, a nie cieszyłam się komfortem, który dawało mi jego ramie. - Jesteśmy prawie na miejscu – powiedział cicho, a ja otworzyłam oczy. Mrugnęłam szybko parę razy, gdy obudziłam się całkowicie, moje oczy przejechały po Justinie, a następnie spojrzały przez przyciemnione okno.
Mogłam zobaczyć rząd dużych domów. Wszystkie były pokryte wiecznie powiększającym się kocem śniegu, parę podjazdów zostało niedotkniętych, a inne miały ślady po pozostawionych tam samochodach.
- Myślałam, że najpierw jedziemy do twoich rodziców? - spytałam, gdy zaczęłam rozpoznawać okolicę, moje ciało odwróciło się w stronę mojego okna, gdy moje oczy wędrowały po numerach wielkich, luksusowych bram.
- Bo jedziemy, czemu pytasz? - odpowiedział, a ja zamarłam na chwilę, gdy moje oczy zatrzymały się na numerze 54, który był ułożony ze złotych plakietek na cegłach.
- Ponieważ to jest dom moich rodziców... - powiedziałam powoli... bardziej do siebie, gdy zaczęłam zdawać sobie z tego wszystkiego sprawę.
- Możemy zobaczyć się z nimi najpierw, jeśli chcesz – zasugerował.
- Nie – powiedziałam szybciej niż chciałam. - Nie wiem czy są w domu, czy nie – powiedziałam, próbując zneutralizować pytania, które prawdopodobnie układały się w jego głowie przez moje usprawiedliwienie.
- Okej – wydusił z siebie powoli, jego ton był lekko zdezorientowany, ale odepchnęłam te myśli na bok, zanim zaczęłam nich za dużo myśleć.
Jechaliśmy do samego końca drogi, kilkanaście albo i więcej domów dalej od domu moich rodziców, gdy wjechaliśmy na podjazd.
Harvey pstryknął przełącznik na dachu samochodu i czarna brama zaczęła się otwierać, ukazując nowocześnie wyglądającą willę.
Była obłożona ciemnym dębem, na przodzie znajdowały się duże szklane okna, gdy równo wycięte schody prowadziły do przedsionka, który chronił drogę do środka domu.
- Możecie iść, przyniosę wasz bagaż – powiedział Harvey, gdy zwolnił samochód, zanim zaparkował i wyłączył silnik.
- Dziękuję – powiedziałam do niego, a on przytaknął, uśmiechając się do mnie przez lusterko, gdy Justin wyszedł z samochodu.
Gdy wychodziłam, zobaczyłam, że wyciągnął do mnie swoją rękę. Złapałam za nią, nasze palce się splątały, gdy użyłam mojej wolnej ręki do poprawienia paska od mojej torebki, która była na moim ramieniu.
Moje stopy zmiażdżyły śnieg, gdy nowe płatki tańczyły w powietrzu i układały się na ziemi, gdy oboje szliśmy po odśnieżonej dróżce.
Dałam sobie czas na podziwianie domu jeszcze bardziej, niż zrobiłam to wcześniej... Jeśli to była robota Jeremy'ego (gdzie było to bardziej niż prawdopodobne) to może on zaprojektować mój dom, gdy będę go w końcu miała.
Uśmiechnęłam się na myśl posiadania swojego własnego domu, gdy weszliśmy po schodach do przedsionka, zanim podeszliśmy do drzwi.
Justin zapukał dwa razy, zanim cofnął się, sprawiając, że zrobiłam to samo i w tym samym czasie usłyszałam podekscytowany kobiecy głos krzyczące już jest, a następnie tupot stóp.
Jakieś 5 sekund później dębowe drzwi się otworzyły i z krzykiem moje dziecko małe ciało rzuciło się na Justina, a on zaśmiał się, odwzajemniając uścisk, gdy jego ręka opuściła moją.
- Spójrz na siebie, jak ty wyrosłeś – powiedziała Pattie, odchylając się lekko po 10 sekundach, łapiąc jego twarz w ręce, badając go. - Spałeś? - spojrzała na niego zmrużonymi oczami, jej kciuki przejechały po workach pod jego oczami, sprawiając, że się zaśmiał.
- Mamo, wszystko w porządku – uśmiechnął się, a ona wymamrotała wiem, zanim znów się do niego przytuliła.
Moje serce było w stanie oszołomienia w tym momencie, gdy westchnęłam z czułością na widok Justina przytulającego swoją mamę, ale zgaduje, że przerwałam im z moim dźwiękiem zadowolenia, gdy oderwali się od siebie.
- To jest Hazel – Justin powiedział do swojej mamy, gdy ta posłała mi promienny uśmiech, zanim przyciągnęła mnie do siebie w ciepłym uścisku.
- To takie miłe, że Justin w końcu przyprowadził dziewczynę do domu – powiedziała, a ja uniosłam moje brwi na Justina, którego widziałam, gdy stał za swoją mamą.
Powiedziałam do niego bezgłośnie Natalia, a on wzruszył ramionami na moje pytanie, o to czy przyprowadzał ją do domu, ale zanim mogłam zadać mu więcej pytań, jego mama oderwała się ode mnie.
- Chodźcie, pewnie jesteście wykończeni i głodni – powiedział, wskazując, żebyśmy weszli do środka, gdyż wciąż staliśmy na zewnątrz w śniegu.
Podążyłam za nią do domu i wzdrygnęłam się na zmianę temperatury, gdy fala zaspokajającego ciepła mnie uderzyła.
Odmówiłam sobie jęknięcia w komforcie, kiedy Pattie delikatnie zażądała, żebyśmy my – głównie ja, czuli się jak u siebie w domu, po czym się odwróciła i wzięła płaszcz z moich rąk.
- Jeremy – zawołała, a z kuchni wydobyło się krótkie hm, zanim można było usłyszeć kroki.
- Justin – zaśmiał się radośnie i uśmiechnął się, gdy mocno przytulał swojego syna, na co Justin się uśmiechnął, zanim odciągnęli się od siebie.
Nawet przez te parę minut, które tu byłam, mogłam zobaczyć bliską więź jaką miała ta rodzina... to było emocjonalnie urocze, w takim sensie, że to było tak urocze, że mogłeś się popłakać.
Czy to ma sens? Prawdopodobnie nie.
- A kto to? - Jeremy spytał, szelmowski uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy jego oczy przeniosły się z Justina na mnie, a Pattie szeroko się uśmiechnęła.
- Hazel, dziewczyna Justina – powiedziała, mój status brzmiał jak jakaś zdobycz, sprawiając, że Justin jęknął cicho zawstydzony.
- Zignoruj ich – Justin powiedział do mnie, a ja uśmiechnęłam się przytulając Jeremy'ego, gdy podszedł do mnie, mówiąc mi, żebym czuła się jak u siebie.
Jego rodzice byli tacy ciepli... całkowite przeciwieństwo moich.
Pattie kontynuowała kręcenie się po pomieszczeniu, przerywając ciąg moich negatywnych myśli, gdy zaprowadziła nas przez ogromny przedpokój do salonu, który był obok schodów.
Był otwarty, a solidny szklany panel odsłaniał widok na ogromną ilość rozległej przestrzeni. Wiecznie zielone drzewa były pokryte śniegiem, ale małe, szpiczaste liście wystawały w niektórych miejscach, gdy wiatr delikatnie nimi poruszał.
Masywny dąb stał w rogu ogrodu, osłaniając mniejszą wersję domu, która była położona po drugiej stronie głównej posiadłości.
Ich rezydencja była niesamowita, a jeszcze nie widziałam wszystkiego... i gdy sobie wyobrażałam jak wygląda reszta, odezwali się rodzice Justina.
- Wiem, ze to było krótkie spotkanie, ale oboje musimy iść do pracy – przeprosił Jeremy, a ja uśmiechnęłam się, mówiąc im, że to w porządku.
- Możesz sobie wybrać pokój gościnny, no chyba, że śpicie razem – powiedziała Pattie.
- Dziękuję – odpowiedziałam, a ona uśmiechnęła się delikatnie, biorąc swoją torebkę i płaszcz.
- Mam nadzieję, ze zostaniesz na obiad – kontynuowała.
- Mamo, ona zostaje u swojego brata – powiedział zza mnie Justin, ale zanim mógł powiedzieć coś jeszcze, przerwałam mu.
- Nic nie szkodzi, mogę zostać na obiedzie – powiedziałam, a Pattie uśmiechnęła się do mnie szeroko, sprawiając, że zaśmiałam się delikatnie, gdy odwróciłam się do Justina i zobaczyłam uśmiech na jego ustach.
- Nie mogę się doczekać – powiedziała podekscytowana, zanim ona i Jeremy pożegnali się z nami ostatecznie i z głośnym trzaskiem drzwi wyszli z domu.
- Twoi rodzice są kochani – powiedziałam do Justina, gdy usiadłam na kanapie obok niego, a on westchnął radośnie, kiwając głową zgadzając się ze mną.
- Nie zdawałem sobie sprawie jak bardzo za nimi tęskniłem, dopóki ich nie zobaczyłem – wymamrotał, gdy bawił się telefonem, który był w jego rękach. - Znasz to uczucie, kiedy nie możesz do końca powiedzieć co ci jest, dopóki coś, co jest z tym związane wyzwala w tobie to coś, że możesz to poczuć? - spytał, a ja zamruczałam pod nosem, dokładnie wiedząc o czym mówił.
Rozmawialiśmy po tym przez jakąś godzinę, śmiejąc się, gdy zaczęłam dokuczać Justinowi Natalią, ale potem mój śmiech opadł, gdy prowokował mnie żartobliwie, za bycie ślepą przez to, że byłam z Trentem.
- To nie fair, nie możesz mi tak dokuczać – jęknęłam.
- Mówi ta, która właziła mi do tyłka z Natalią – zaśmiał się, a ja uniosłam brwi na jego odpowiedź.
- Właziła do tyłka? - spytałam, a on przytaknął.
- To figura retoryczna – odpowiedział.
- Właziła do tyłka? - powtórzyłam, a on uśmiechnął się cwanie.
- Jeśli tego chcesz, to nie musisz tego powtarzać jako wymijające pytanie – droczył się ze mną, a ja spojrzałam na niego, zastanawiając się, czy dać mu tą satysfakcję z zobaczenia mnie zawstydzonej, ale po mentalnej debacie, stwierdziłam, że jednak tego nie zrobię.
- Jeśli powiedziałabym, że chcę, zrobiłbyś to? - spytałam go, a jego uśmiech zniknął, gdy stłumiłam chichot, gdy zarejestrował moje słowa.
- Ch-chcesz? - spytał jąkając się, a ja uśmiechnęłam się, pochylając się do niego tak, że byłam blisko jego ucha.
- Nie pozwoliłam ci włożyć go tam, a ty myślisz, że pozwolę ci się dobrać do mojego tyłka? - spytałam cicho prosto do jego ucha, a on wypuścił powietrze, sprawiając, że się zaśmiałam, gdy jego policzki lekko się zaróżowiły.
Chichotałam, patrząc na niego, gdy się przesunął i zanim mogłam coś powiedzieć, wciągnął mnie na swoje kolana.
- Co? - spytałam go, odwracając się tak, że moje nogi były po obu stronach jego bioder.
- Wciąż mamy zakład do skończenia – wymamrotał do mnie, a ja zamruczała, patrząc prosto w jego oczy, widząc jak na mnie patrzą.
- Wciąż myślisz, że nie wygram? - spytałam, a on uśmiechnął się pewny siebie, przytakując. - Dzięki za dodanie mi otuchy – odpowiedziałam, a ona zaśmiał się.
- Dlaczego mam ci dodawać otuchy, kiedy się z tobą założyłem? - spytał, a ja się uśmiechnęłam.
- Ponieważ tak robią gentlemani.
- Jaki gentleman zakłada się z piękną damą, kto pierwszy się podda uwodzeniu drugiej osoby? - spytał, a ja zachichotałam.
- Touche Bieber – powiedziałam, a on uśmiechnął się do mnie, jego ręce kręciły się po mojej talii, zanim wylądowały na dolnym odcinku moich pleców, niebezpiecznie blisko mojego tyłka.
Wiedziałam, że jeśli tam wylądują, z poziomem energii, który miałam w sobie, nie miałam wątpliwości, że po prostu bym się poddała i poprosiła Justina, żeby wyruchał wszystko, co we mnie zostało.
- Myślisz, że masz silną wolę? - spytał mnie, a ja zamruczałam.
- Tak sądzę – odpowiedziałam.
- Powinniśmy to sprawdzić? - spytał, a ja chciałam się odezwać, zastanawiając się o co mu do cholery chodzi, ale nie miałam czasu, gdy jego usta spotkały moje.
Pocałował mnie, nie silnie, ale niespotykanie delikatnie.
Ta niespotykana część wzięła się stąd, że za każdym razem gdy się całowaliśmy, próbowaliśmy coś udowodnić albo gdy powietrze którym oddychaliśmy, było wypełnione seksualnym napięciem, które stworzyliśmy.
Odwzajemniłam pocałunek tak szybko jak ta myśl pojawiła się w mojej głowie, oddychając przez nos, moja usta były przyciśnięte do jego.
Jego ręce złapały materiał mojej koszulki, a ja zamruczałam, zanim sapnęłam, gdy jego ręce wślizgnęły się pod nią.
Uśmiechnął się pewny siebie, przyciągając mnie bliżej niego, tylko po to, żeby jęknąć, gdy celowo zacisnęłam się wokół niego, ciasny ucisk przejechał po nim, pozwalając mi poczuć go przez materiał jego jeansów.
Gra ruszyła na przód, a pocałunek stał się bardziej pożądliwy w parę sekund od mojego ruchu albo też przez to, że nie widzieliśmy się przez tydzień.
Jęknęłam, gdy włożył swój język do moich ust, zanim jego ręce zjechały po moim ciele i parę sekund później ścisnął mój tyłek, a mój kręgosłup wygiął się z przyjemności.
- Podoba ci się to – wymruczał, a ja zamruczałam pod nosem, jęcząc cicho, gdy zrobił to jeszcze raz i gdy już miałam pociągnąć za jego koszulkę, zabrzmiał dźwięk mojego telefonu.
Obydwoje go zignorowaliśmy, a ja zaczęłam podnosić jego koszulkę, ale oboje oderwaliśmy się od siebie zirytowani, gdy dźwięk przychodzącego esemesa rozbrzmiewał jeden po drugim, gdy seria esemesów przyszła na mój telefon, ponieważ ktokolwiek do mnie pisał, wysłał do mnie całą stronę A4.
Gdy już miałam wyciągnąć telefon z mojej torebki, rozbrzmiał dzwonek do drzwi, a ja odwróciłam się, patrząc na Justina.
- To pewnie listonosz, możesz otworzyć – powiedział, a ja spojrzałam na niego i uniosłam moje brwi, ze spojrzeniem, które mówiło naprawdę?, ale wtedy on spojrzał na swoje krocze, sprawiając, że zrobiłam to samo i uśmiechnęłam się figlarnie, zanim zrozumiałam i wstałam.
Zignorowałam mój telefon, gdy dźwięk dzwona zabrzmiał jeszcze raz, a ja przeszłam przez salon i przedpokój, zanim doszłam do wejścia.
Poprawiłam moje włosy, zanim wypuściłam oddech i otworzyłam drzwi po tym, jak sprawdziłam czy wyglądam w miarę dobrze.
Uśmiechnęłam się grzecznie, spodziewając się, że zobaczę mężczyznę w uniformie ze stosem listów, uśmiechającego się mimo zimna, ale zamiast tego zobaczyłam znajomą kobietę z torbą od Chanel, z grymasem na twarzy, jej usta ułożyły się w cienką linię, gdy jej meksykańska skóra, która normalnie promieniowała, była biała jak śnieg... Moja matka.
Kurwa.
….

Cóż, to świetny początek naszego wyjazdu do Kanady.

---------------------------

DOBRA, WIEM, ŻE MNIE DŁUGO NIE BYŁO, ALE:
1. ZACZĘŁAM STAŻ I NIE MAM CZASU TERAZ ZBYTNIO NA ZARYWANIE NOCEK.
2. NIE MAM SWOJEGO LAPTOPA, A NIE MOGE ZABIERAĆ LAPTOPA FACETA MOJEJ MAMY CAŁY CZAS NA PARE GODZIN DZIENNIE.

NO, ALE DAŁO ROZDZIAŁ W KOŃCU.

I JAK WAM SIĘ PODOBA??

NO TO CHYBA NA TYLE.

5 KOMENTARZY = KOLEJNY UPDATE.

MIEJMY NADZIEJE, ZE ZA TYDZIEN.

ADIOS. 

9 komentarzy:

  1. Wow fajnie że wróciłaś. Rozdział fajny . Jestem ciekawa co wyjdzie z tego zakładu i co się stanie po wizycie mamy Hazel. Życzę weny i czekam na next 😚

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuuper!! Świetny jest gen rozdział. Bardzo mi się podoba (szczególnie ciekawa jestem o co chodzi z rodzicami Hazel)!!
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuje ze ten telefon dzwoniacy Hazel to Trent i Justin sie dowie o szantażu bo kto normalny nie spojrzałby kto sie tak dobija i zakłóca spokój zaś z drugiej strony zastanawiająca jest wizyta matki Hazel u Justina w domu.
    Pozdrawiam czekam.
    Shwaty B.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny i ta końcówka jejku anuzbaiamyxbaisb Czekam na następny ❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaaaaaaaaaa, rozdział jest taki hmmmmn, intensywny. Bardzo mi się podoba. No po prostu CUDOWNY :D czekam na kolejny, no i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, wow, wow!!!
    Rozdział jest bardzo fajny. Nwm jak ty go piszesz, ale ja tak bym nigdy nie umiała. Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  7. Mega kiedy nn?

    OdpowiedzUsuń