To
takie miłe, że Justin w końcu przyprowadził dziewczynę do domu.
Justin's
POV:
Zapukałem
dwa razy do drzwi Hazel, biorąc krok do tyłu, gdy czekałem aż
otworzy drzwi.
Była
3:20 w nocy i powiedzenie, że byłem zmęczony byłoby
nieporozumieniem.
Moje
oczy były na granicy zamknięcia się, paliły za każdym razem, gdy
mrugałem...
...przypomnijcie
mi, żebym nigdy nie
odpowiadał na emaile po ciemku albo o głupiej porze.
-
Jesteś wcześniej – powiedziała Hazel ziewając, gdy otworzyła
drzwi i zamruczała zmęczona.
Wszedłem
do środka, a ona zamknęła za mną drzwi, zanim się odezwała.
-
Chcesz kawy? - spytała, a ja przytaknąłem zbyt gorliwie, z czego
lekko się zaśmiała. - Usiądź, bo wyglądasz, jakbyś miał zaraz
zemdleć – powiedziała, a ja poczułem ciepło rozchodzące się
po moim ciele, przez jej troskę, ale zignorowałem jej propozycję i
poszedłem za nią do kuchni.
-
Zostawiasz tutaj Blue? - spytałem, obserwując jak bierze dwa kubki,
po tym jak włączyła swój automat do kawy.
-
Tak, zostaje w domu dla zwierząt... to taki słodki hotel dla
zwierząt – powiedziała, śmiejąc się leniwie z ostatniej części
zdania, które wypowiedziała, co sprawiło, że się uśmiechnąłem,
gdy przetarłem moje oczy moimi rękoma zaciśniętymi w pięści.
-
Jesteś podekscytowana wyjazdem do Kanady? - spytałem ją i przez
moment zapanowała niezręczna cisza, zanim zamruczała, a ja
otworzyłem moje oczy widząc rozmazane niebieskie i fioletowe
kropki... whoa, za mocno tarłem swoje oczy.
-
Tak, zobaczę mojego brata i.. rodziców
– wymamrotała, a ja mrugnąłem, unosząc moje brwi na jej
niezręczny nacisk na słowo rodzice i tak jak bardzo chciałem
wiedzieć co miała przez to na myśli, nie chciałem mieć poważnej
rozmowy o 3 rano. - A ty? - spytała mnie, gdy jej automat do kawy
zapiszczał, a ona postawiła kubki pod małym strumieniem,
obserwując jak bóstwo w postaci cieczy leje się swobodnie, gdy
moja widoczność stała się mniej ograniczona.
-
Mogę zobaczyć moją rodzinę tylko w święta, co praktycznie z
moim zajętym rozkładem zajęć jest możliwe tylko w Boże
Narodzenie – odpowiedziałem. - Więc tak, jestem całkiem
podekscytowany – powiedziałem, a ona uśmiechnęła się, zanim
wzięła mleko i dodała trochę do kubka, który był już pełny.
-
Chcesz cukru? - spytała, a ja potrząsnąłem głową, zanim
podziękowałem jej, biorąc od niej kubek.
Uśmiechnąłem
się podświadomie na ciepło, które uderzyło w moje ręce, gdy
trzymałem kubek, ale dopiero wtedy, gdy się napiłem ten dosadny
smak wysłał ciepło prosto do mojego środka, które potem rozeszło
się na całe ciało, sprawiając, że zamruczałem z aprobatą, a
moja ciało zgarbiło się w satysfakcji.
-
Smakuje? - usłyszałem pytanie Hazel, na co przytaknąłem
połykając, zanim spojrzałem na nią.
Miała
na sobie luźną koszulkę, która miała złote wzorki na obu
stronach jej żeber, ciemne obcisłe spodnie i kozaki.
Ogólnie
rzecz biorąc wyglądała całkiem dobrze... nawet w tych normalnych
ciuchach, które na sobie miała.
10
minut później wypiliśmy nasze kawy, a ja ciągnąłem za mną
walizkę Hazel, ponieważ zaproponowałem jej moją pomoc, bo w
swojej ręce miała drugą torbę.
Zamknęła
drzwi na podwójny zamek z zewnątrz, zanim wypuściła z siebie
oddech i podeszła do mnie, gdy czekałem naprzeciwko srebrnych drzwi
windy.
Nacisnąłem
guzik, a one natychmiastowo się otworzyły. Prawdopodobnie był to
rezultat tego, jaką porę dnia teraz mieliśmy.
Oboje
weszliśmy do środka, a ja nacisnąłem przycisk P jak parter i
drzwi się zamknęły, po czym nastąpiło to dziwne uczucie jakbyśmy
jechali w górę, chociaż jechaliśmy w dół.
Parę
sekund później winda zatrzymała się na siódmym piętrze, a drzwi
otworzyły się, ukazując dwóch chłopaków.
Spojrzeli
na mnie, zanim zwrócili swoją uwagę na Hazel, jeden z nich
uśmiechnął się do niej chytrze, co sprawiło, że spojrzałem na
niego zmrużonymi oczami.
Przysunął
się w stronę Hazel, która podeszła do mnie i założyła swoją
rękę na moim bicepsie, sprawiając, że spojrzałem na kolesia,
który już na mnie patrzył.
-
Pomóc ci w czymś? - spytałem bez ogródek, mój ton był lekko
zirytowany, ale nie robiłem sobie kłopotu, żeby to ukryć.
Jego
postawa zmroziła się na chwile, zanim jego ramiona opadły i
przewrócił na mnie oczami mamrocząc spierdalaj pod
nosem, na co zacisnąłem moją szczękę... co kurwa jest nie tak z
tym kolesiem?
-
Masz jakiś problem? - spytałem, już wkurwiony przez sposób w jaki
uśmiechał się wcześniej do Hazel.
Z
iloma problemami człowiek musi się użerać o tych nie ludzkich
godzinach, do kurwy nędzy.
-
Justin – powiedziała cicho Hazel ciągnąc mnie za ramię, ale ja
zignorowałem ją i puściłem jej walizkę, gdy spojrzałem na tego
kolesia.
-
Wyluzuj człowieku – powiedział jego kolega, a moja twarz
wykrzywiła się w grymasie, gdy złowrogo spojrzałem na Pana
Pyszczące Spodnie w rogu, zanim w windzie zapadła niezręczna
cisza.
Dźwięk
otwierających się drzwi ją przerwał i ci dwaj kolesie wyszli, a
ja zakląłem pod nosem, biorąc walizkę Hazel i ciągnąc ją za
sobą, gdy ona wciąż trzymała moją rękę.
-
Musiałeś to zrobić? - spytała mnie, a ja mogłem zobaczyć moim
bocznym wzrokiem, że patrzała na mnie, gdy ja patrzałem przed
siebie.
-
Tak – odpowiedziałem zwyczajnie, a ona przewróciła oczami, na
jej twarzy pojawił się mały uśmiech, gdy ja w końcu na nią
spojrzałem jak ten kutas i jego kolega byli spoza zasięgu naszego
wzroku.
Otworzyłem
szklane drzwi i pokazałem jej, żeby poszła pierwsza, za co mi
cicho podziękowała, jej ręka ześlizgnęła się z mojego
ramienia, gdy ja szedłem za nią, widząc mojego kierowce Spencera,
który już był na zewnątrz, gotowy wziąć nasz bagaż.
-
Spancer, Hazel... Hazel, Spencer – przedstawiłem ich, a ona
grzecznie się do niego uśmiechnęła, ćwierkając cześć,
na co on odpowiedział, gdy jej oczy podążały po czarnym Bentley'u
naprzeciwko nas.
Podziękowałem
mu, gdy wziął ode mnie walizkę Hazel i położył ją do
bagażnika, gdy Hazel kontynuowała obserwowanie samochodu w
ciemnościach.
Otworzyłem
drzwi i czekałem aż wejdzie do środka, ale wyglądało na to, że
była zbyt zauroczona, żeby to zauważyć.
-
Jak tak dalej pójdzie i dalej będziesz pożerać wzrokiem mój
samochód, to przegapimy nasz samolot – dokuczyłem jej, a jej
głowa odwróciła się w moją stronę i nawet w ciemnościach o
3:40 rano, mogłem zobaczyć jak jej policzki się zarumieniły.
Wskoczyła
do samochodu i przesunęła się na prawą stronę, zanim ja wsiadłem
do środka, a Spencer zamknął za mną drzwi.
Parę
sekund później jego drzwi się otworzyły i usiadł na swoim
miejscu kierowcy.
-
Na lotnisko panie Bieber? - spytał.
-
Tak, proszę – odpowiedziałem, gdy podniosłem moje biodro do
góry, delikatnie wyciągając telefon z mojej kieszeni, a on odpalił
silnik.
Wyciągnąłem
go i zobaczyłem około 5 emaili na ekranie i przewróciłem oczami,
zanim przejechałem po panelu powiadomień, żeby się ich pozbyć.
Sprawdziłem
czas, była 3:47, zrelaksowałem się, wiedząc, że nawet jeśli
będziemy spóźnieni to i tak mogliśmy manewrować czasem, bo
lecieliśmy moim prywatnym samolotem.
Zablokowałem
telefon i położyłem go na mojej nodze, zanim spojrzałem na Hazel,
która miała grymas wypisany na swojej twarzy.
Pozwoliłem
moim oczom sprytnie podążyć do jej telefonu i zobaczyłem słowo
Trent na górze, na co lekko
wykrzywiłem twarz.
Dlaczego
z nim pisała?
-
Wiesz, jeśli chciałeś wiedzieć z kim pisze, wystarczyło zapytać
– powiedziała, a ja szybko na nią spojrzałem.
-
Po prostu się zastanawiałem, dlaczego z nim piszesz –
wymamrotałem, a ona wypuściła powietrze zanim się odezwała.
-
To co zwykle – odpowiedziała trochę się wiercąc, gdy ją
spytałem, co sprawiło, ze chciałem zadać jej jeszcze więcej
pytań... ale jak już wcześniej mówiłem, nie miałem ochoty na
poważną rozmowę o tej porze.
Przytaknąłem
i podniosłem znowu mój telefon, zanim zdecydowałem, że mogę
odpowiedzieć na te emaile teraz, zamiast później...
>>><<<
Hazel's
POV:
Justin
chyba się czegoś domyśla... Mam nadzieję, ze tak nie jest, bo
jeśli Trent się dowie, że Justin
dowiedział się zdjęcia, wtedy cóż... Mam przejebane.
-
Chcesz coś? - spytał Justin, ruszając głową w bok, a ja
podążyłam za jego oczami i zobaczyłam Starbucksa i gdy moja głowa
zaczynała pojmować, co do mnie powiedział, mój brzuch głośno
zaburczał. - Wezmę to za tak – zaśmiał się, a ja spojrzałam
na niego z małym uśmiechem. - Kup co chcesz – powiedział
wyciągając swój portfel, a następnie z niego 20 dolarów, przez
co mój uśmiech zniknął... on naprawdę myśli,
że pozwolę mu płacić za wszystko.
Zignorowałam
jego pieniądze i wstałam z mojego krzesła, biorąc ze mną
torebkę, gdy usłyszałam jak woła moje imię.
-
Hazel – powiedział, a ja odwróciłam moją głowę widząc go
trzymającego banknot w swojej ręce.
-
Nie będziesz płacił za wszystko – powiedziałam, a om przewrócił
oczami i wstał. - Jeśli dasz mi te pieniądze to nigdy przenigdy
nie zagram z tobą w tenisa – dodałam, dziękując bogu za nazwę
jaką nadaliśmy seksowi, bo nie byłam pewna co pomyśleli by o mnie
wszyscy biznesmeni dookoła nas, jakby usłyszeli mnie krzyczącą to
zdanie z seksem, zamiast tenisem.
Zatrzymał
się w połowie drogi, zanim spojrzał na mnie zmrużonymi oczami, na
co się do niego słodko uśmiechnęłam, pomimo tego, że była 4:30
rano, a ja byłam na granicy umarcia ze zmęczenia.
Trent
pisał do mnie bez przerwy, przypominając mi, ze zostało mi 48
godzin, żeby wysłać mu 100,000$ w gotówce.
Miałam
pomysł jak to zrobić, w taki sposób, że nie dałabym mu pieniędzy
Justina, ale byłyby dane pod jego imieniem... Jest to trochę
skomplikowane, ale miałam nadzieję, że Justin się do mnie
dostosuje i uda mi się tego dokonać...
Wyłączyłam
moje myśli, nie chcąc męczyć siebie jeszcze bardziej Trentem, gdy
przeszłam przez prywatną część lotniska do Starbucksa, który
był niedaleko.
Zamówiłam
średnią, paloną kawę, drugą dla Justina, bo on też wyglądał,
jakby miał zaraz zemdleć i dwa jagodowe muffinki.
Po
zapłaceniu za nie czekałam po drugiej stronie kas, aż zawołają
moje imię.
Podziękowałam
pracownikowi, który podał mi moje zamówienie i wróciłam do
Justina, który odwrócił swoją głowę w moją stronę, gdy
usiadłam.
-
Twoja kawa i muffin – powiedziałam, a on mi podziękował, jego
oczy zabłyszczały na widok muffina, sprawiając, że uśmiechnęłam
się zmęczona, zanim napiłam się z mojego kubka.
Moja
twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy poczułam gorzki smak.
Rozerwałam saszetkę z cukrem, która była w torbie i wysypałam ją
do mojego kubka, widząc, że Justin pije swoją kawę bez żadnego
problemu.
-
Możesz to pić bez cukru? - spytałam, a on zamruczał,
usatysfakcjonowane westchnięcie opuściło jego usta, zanim się
odezwał.
-
W ten sposób mnie budzi, dodanie cukru sprawia, że jestem leniwy i
ospały przez cały dzień – powiedział, a ja spojrzałam na
niego, mrugając na fakt, że może pić kawę w ten sposób.
-
To jest... - ciągnęłam, a on zaśmiał się biorąc kolejny łyk,
zanim odwinął papier ze swojego muffina, następnie go gryząc, gdy
ja założyłam z powrotem pokrywkę na mój kubek...
Pół
godziny później zostaliśmy poinformowani, że nasz lot był
następny i zostaliśmy wysłani do naszej bramki.
Weszliśmy
do prywatnego samolotu Justina, który był niewiarygodnie wielki i
się odezwałam, rozglądając się dookoła.
-
Ile to kosztowało? - spytałam go z szeroko otwartymi oczami, a on
wzruszył ramionami z leniwym uśmiechem na twarzy.
-
Parę milionów – przerwał. - Jakieś 64 czy coś takiego –
powiedział, jakby to było nic, a moja szczęka uderzyła o ziemię,
gdy się na niego gapiłam.
-
Cholera jasna – zapiszczałam odwracając się od niego i dalej się
rozglądając.
Przestrzeń
była szeroka, ale też długa, wnętrze było wykonane z kremowej
skóry otoczonej czarno-białymi powierzchniami, metal i srebro
pokrywały krawędzie wszystkich stołów i urządzeń, które były
w zasięgu mojego wzroku.
Ten
samolot był cholernie duży.
Była
tam długa sofa, ustawiona przy jednej ścianie i osiem foteli po
drugiej stronie, dwa razy po cztery krzesła, oddzielone czarnym
stolikiem.
-
Jestem taki zmęczony – wymamrotał Justin, zanim podszedł do
kanapy, usiadł na niej i przewrócił się na bok, kładąc się na
niej.
Uśmiechnęłam
się na jego zachowanie, zsuwają moją torebkę z ramienia i
trzymając ją, gdy usiadłam na jednym z podwójnych krzeseł.
Parę
minut później zostaliśmy poinformowani przez pilota Roy'a, że
startujemy i musimy usiąść w fotelach i zapiąć pasy.
Rezultatem
tego było przeklinanie Justina, gdy musiał wstać z kanapy i
zamiast tego usiąść. Usiadł na jednym z podwójnych krzeseł
naprzeciwko mnie i prędko zapiął swój pas, zanim założył ręce,
przycisnął swoją głowę do oparcia, jego usta ułożyły się w
cienką linię i zamknął oczy.
Powstrzymałam
chichot, gdy na niego patrzałam i zdałam sobie sprawę, że jest
marudny, gdy jest zmęczony.
Uśmiechnęłam
się, zapinając mój pas, zanim sięgnęłam po moją torbę i
wyciągnęłam z niej mojego laptopa i słuchawki.
Podniosłam
klapę do góry i ekran się rozświetlił, gdy ja poczułam jak
samolot zaczyna się ruszać i zanim się zorientowałam, byliśmy
już w powietrzu na naszej drodze do Kanady.
>>><<<
-
Haze – usłyszałam głos, gdy ktoś potrząsnął mną delikatnie.
Jęknęłam cicho i ruszyłam moją głową, otwierając oczy, tylko,
żeby zostać oślepioną przez światło, które przedostawało się
przez okno, co spowodowało, że szybko je zamknęłam.
Poczułam
jak czyjeś ciało się porusza i usłyszałam dźwięk zamykającej
się rolety przy oknie, na co mrugnęłam, otwierając ponownie moje
oczy, powoli wzdychając.
-
Jesteśmy na miejscu – powiedział Justin, a ja rozejrzałam się
dookoła, widząc, że wciąż jesteśmy w jego samolocie, i wszystko
zaczynało układać się w mojej głowie, gdyż byłam zamroczona.
Lot
trwał tylko dwie godziny, ale czułam się, jakbym spała przez 10 i
jakby to nie była wystarczająca ilość.
-
Wszystko okej? - zaśmiał się, a ja zamruczałam, wciągając
głęboko powietrze nosem, gdy przeciągałam się i patrzałam na
niego. - Ubierz się, bo pada śnieg – powiedział, a ja cicho
przytaknęłam, gdy on krzątał się po samolocie.
Złapałam
moje rzeczy i 5 minut później, gdy zakładałam moją beanie,
Justin wyłonił się z tyłu samolotu, owinięty płaczem i
szalikiem.
Wyglądał
w tym naprawdę smacznie, nie mam pojęcia dlaczego, ale po prostu
wyglądał tak dobrze, że można było go zjeść... może
potrzebuje trochę więcej snu.
-
Gotowa? - spytał, a ja przytaknęłam patrząc na mój telefon i
widząc, że jest 7:30. Czas sprawił, że się wzdrygnęłam,
ponieważ było tak wcześnie rano, a dodatkowo zobaczyłam jeszcze
liczbę nieodebranych telefonów od Trenta i parę wiadomości...
zostaw mnie w spokoju, boże. -
Chodź – powiedział Justin przechodząc obok mnie, a ja ruszyłam
za nim na przód samolotu.
Zapiszczałam
cicho, gdy podmuch zimnego wiatru mnie uderzył i usłyszałam śmiech
Justina, gdy wszedł prosto w białe otoczenie... dosłownie
Śnieg
pokrywał każdy centymetr jaki mogłam zobaczyć i to wyglądało
naprawdę pięknie, ale też było kurewsko zimno, musiało być
jakieś -2369483 stopnie, ponieważ cholera jasna, nie czułam
swojego nosa.
-
Bagaż jest już w samochodzie, musimy przejść tylko przez ochronę
i wszystko będzie w porządku – powiedział Justin odwracając się
do mnie i uśmiechając. Jego ręka uniosła się do mojego policzka
i strzepnął z niego płatki śniegu. - Nie przewróć się –
powiedział, gdy postawił stopę na śnieżnym wybiegu. Była to
tylko cienka powłoka śniegu, ale znając mnie, mogłam się
poślizgnąć na dywanie, co dopiero na śniegu. - Chodź tu –
powiedział, wyciągając swoją rękę do mnie, a ja zapiszczałam
cholera, gdy postawiłam moją
nogę na śniegu.
Wzięłam
jego rękę, moja dłoń wślizgnęła się w jego, gdy ją złapał
zanim szedł powoli, a ja podążałam za nim, gdy szliśmy ręka w
rękę.
W
końcu przeszliśmy przez ochronę i kupiliśmy kolejną kawę, zanim
wyszliśmy na drugą stronę. Byłam prowadzona przez Justina i
chociaż już zeszliśmy z zaśnieżonej drogi, wciąż trzymaliśmy
się za ręce... było przyjemnie... trochę dziwnie, gdy zdałam
sobie z tego sprawę, ale wciąż przyjemnie.
-
Myślę, że powinien już być na zewnątrz – Justin wymamrotał,
patrząc na swój telefon, a ja poczułam jak mój wibruje w mojej
torebce.
Zignorowałam
go i szłam dalej powoli za Justinem, gdy znajome uczucie miejsca,
które nazywałam domem podkradło
się do mnie... tyle dobrych i złych
wspomnień.
Te
dobre odtwarzały się w mojej głowi, gdy odmówiłam sobie wracania
do tych złych. Były bezpiecznie posortowane w mojej głowie,
metaforyczny baner z napisem nie otwierać zrobionym
dużymi, grubymi czerwonymi literami przypominał mi, żeby właśnie
tego nie robić.
-
Znalazłem go – powiedział Justin, odwracając się do mnie, zanim
ścisnął moją rękę, doprowadzając do mojego powrotu do
rzeczywistości. - Haze – powiedział, a ja zamruczałam patrząc
na niego, na co się zaśmiał, a następnie spojrzał do przodu.
Podążyłam
za jego wzrokiem i zobaczyłam mężczyznę w czarnym trenczu,
stojącego obok matowego Bentleya, gdy wychodziliśmy z budynku...
Justin chyba lubi Bentleye.
Mężczyzna
stał wyprostowany, a gdy zobaczył Justina, na jego twarzy pojawił
się uśmiech.
-
Harvey – Justin się uśmiechnął i puścił moją rękę, gdy
podeszliśmy do samochodu, jego palce prześlizgnęły się przez
moje, a ja patrzałam jak przytula tajemniczego mężczyznę.
-
Jesteś coraz wyższy i wyższy za każdym razem, gdy cię widzę –
Harvey się zaśmiał, a Justin przewrócił oczami, chichocząc
lekko, zanim odwrócił się w moją stronę.
-
Harvey, to jest Hazel, moja dziewczyna –
powiedział, a ja chwilowo zamarłam na to jak mnie nazwał, ale
potem zorientowałam się, że dalej udawaliśmy, że jesteśmy w
związku... ups.
-
Cześć – powiedziała, a on uśmiechnął się, gdy wyciągnął
do mnie rękę. Potrząsnęłam nią, wciąż lekko zdezorientowana
tym, że nie wiedziałam kim on jest, ale zgaduję, że Justin się
zorientował, zanim się odezwał.
-
Hazel, to jest Harvey. Pracuje dla mojego taty – powiedział, a ja
wydałam z siebie oh i
uśmiechnęłam się do niego grzecznie, gdy Harvey się ze mnie
zaśmiał.
-
Nie będę was już dłużej trzymał. Twoi rodzice zaraz wychodzą
do pracy, ale chcieli cię zobaczyć, zanim wyjdą – powiedział,
ostatnia cześć jego zdania tyczyła się Justina, zanim posłał
kolejny uśmiech i odwrócił się, by otworzyć nam drzwi.
Justin
pokazał mi, żebym weszła pierwsza, na co mu podziękowałam,
schylając się lekko, gdy przesunęłam się na drugi koniec, zanim
Justin się wsunął za mną.
-
Podwiozę cię potem do twoich rodziców – powiedział, a ja
spojrzałam na niego szybko, zanim wykrzywiłam twarz na słowo
rodzice.
-
Um, nie będę do nich szła – powiedziałam, a on lekko zmarszczył
brwi. - Najpierw odwiedzę mojego brata – powiedziałam, a on wydał
z siebie małe oh, w
uświadomieniu, tak jak ja zrobiłam to wcześniej.
Przytaknął,
a ja osunęłam się na skórzanym siedzeniu, zanim lekko się
przesunęłam i oparłam głowę o szybę, kiedy auto zaczęło się
ruszać.
Podróż
z lotniska do domu rodziców trwała z dobre półtorej godziny.
Przespałam całą drogę, mój policzek oparty o okno przez pierwsze
20 minut, a potem dosłownie przytuliłam się do bicepsa Justina...
jego słowa nie moje.
Jego
ramię było wygodnie, idealnie wpasowywało się w moje ręce, gdy
mruczałam cicho pod nosem, moje oczy wciąż były zamknięte, gdy
lekko się do niego przytulałam.
-
Haze – wymamrotał, a ja mrugnęłam, mrucząc trochę mocniej, by
dać mu do zrozumienia, że go słuchałam, a nie cieszyłam się
komfortem, który dawało mi jego ramie. - Jesteśmy prawie na
miejscu – powiedział cicho, a ja otworzyłam oczy. Mrugnęłam
szybko parę razy, gdy obudziłam się całkowicie, moje oczy
przejechały po Justinie, a następnie spojrzały przez przyciemnione
okno.
Mogłam
zobaczyć rząd dużych domów. Wszystkie były pokryte wiecznie
powiększającym się kocem śniegu, parę podjazdów zostało
niedotkniętych, a inne miały ślady po pozostawionych tam
samochodach.
-
Myślałam, że najpierw jedziemy do twoich rodziców? - spytałam,
gdy zaczęłam rozpoznawać okolicę, moje ciało odwróciło się w
stronę mojego okna, gdy moje oczy wędrowały po numerach wielkich,
luksusowych bram.
-
Bo jedziemy, czemu pytasz? - odpowiedział, a ja zamarłam na chwilę,
gdy moje oczy zatrzymały się na numerze 54, który był ułożony
ze złotych plakietek na cegłach.
-
Ponieważ to jest dom moich rodziców... - powiedziałam powoli...
bardziej do siebie, gdy zaczęłam zdawać sobie z tego wszystkiego
sprawę.
-
Możemy zobaczyć się z nimi najpierw, jeśli chcesz –
zasugerował.
-
Nie – powiedziałam
szybciej niż chciałam. - Nie wiem czy są w domu, czy nie –
powiedziałam, próbując zneutralizować pytania, które
prawdopodobnie układały się w jego głowie przez moje
usprawiedliwienie.
-
Okej – wydusił z siebie powoli, jego ton był lekko
zdezorientowany, ale odepchnęłam te myśli na bok, zanim zaczęłam
nich za dużo myśleć.
Jechaliśmy
do samego końca drogi, kilkanaście albo i więcej domów dalej od
domu moich rodziców, gdy wjechaliśmy na podjazd.
Harvey
pstryknął przełącznik na dachu samochodu i czarna brama zaczęła
się otwierać, ukazując nowocześnie wyglądającą willę.
Była
obłożona ciemnym dębem, na przodzie znajdowały się duże szklane
okna, gdy równo wycięte schody prowadziły do przedsionka, który
chronił drogę do środka domu.
-
Możecie iść, przyniosę wasz bagaż – powiedział Harvey, gdy
zwolnił samochód, zanim zaparkował i wyłączył silnik.
-
Dziękuję – powiedziałam do niego, a on przytaknął, uśmiechając
się do mnie przez lusterko, gdy Justin wyszedł z samochodu.
Gdy
wychodziłam, zobaczyłam, że wyciągnął do mnie swoją rękę.
Złapałam za nią, nasze palce się splątały, gdy użyłam mojej
wolnej ręki do poprawienia paska od mojej torebki, która była na
moim ramieniu.
Moje
stopy zmiażdżyły śnieg, gdy nowe płatki tańczyły w powietrzu i
układały się na ziemi, gdy oboje szliśmy po odśnieżonej dróżce.
Dałam
sobie czas na podziwianie domu jeszcze bardziej, niż zrobiłam to
wcześniej... Jeśli to była robota Jeremy'ego (gdzie było to
bardziej niż prawdopodobne) to może on zaprojektować mój dom, gdy
będę go w końcu miała.
Uśmiechnęłam
się na myśl posiadania swojego własnego domu,
gdy weszliśmy po schodach do przedsionka, zanim podeszliśmy do
drzwi.
Justin
zapukał dwa razy, zanim cofnął się, sprawiając, że zrobiłam to
samo i w tym samym czasie usłyszałam podekscytowany kobiecy głos
krzyczące już jest, a
następnie tupot stóp.
Jakieś
5 sekund później dębowe drzwi się otworzyły i z krzykiem moje
dziecko małe ciało rzuciło
się na Justina, a on zaśmiał się, odwzajemniając uścisk, gdy
jego ręka opuściła moją.
-
Spójrz na siebie, jak ty wyrosłeś – powiedziała Pattie,
odchylając się lekko po 10 sekundach, łapiąc jego twarz w ręce,
badając go. - Spałeś? - spojrzała na niego zmrużonymi oczami,
jej kciuki przejechały po workach pod jego oczami, sprawiając, że
się zaśmiał.
-
Mamo, wszystko w porządku – uśmiechnął się, a ona wymamrotała
wiem, zanim znów się do
niego przytuliła.
Moje
serce było w stanie oszołomienia w tym momencie, gdy westchnęłam
z czułością na widok Justina przytulającego swoją mamę, ale
zgaduje, że przerwałam im z moim dźwiękiem zadowolenia, gdy
oderwali się od siebie.
-
To jest Hazel – Justin powiedział do swojej mamy, gdy ta posłała
mi promienny uśmiech, zanim przyciągnęła mnie do siebie w ciepłym
uścisku.
-
To takie miłe, że Justin w końcu przyprowadził dziewczynę
do domu –
powiedziała, a ja uniosłam moje brwi na Justina, którego
widziałam, gdy stał za swoją mamą.
Powiedziałam
do niego bezgłośnie Natalia, a
on wzruszył ramionami na moje pytanie, o to czy przyprowadzał ją
do domu, ale zanim mogłam zadać mu więcej pytań, jego mama
oderwała się ode mnie.
-
Chodźcie, pewnie jesteście wykończeni i głodni – powiedział,
wskazując, żebyśmy weszli do środka, gdyż wciąż staliśmy na
zewnątrz w śniegu.
Podążyłam
za nią do domu i wzdrygnęłam się na zmianę temperatury, gdy fala
zaspokajającego ciepła mnie uderzyła.
Odmówiłam
sobie jęknięcia w komforcie, kiedy Pattie delikatnie zażądała,
żebyśmy my – głównie ja, czuli się jak u siebie w domu, po
czym się odwróciła i wzięła płaszcz z moich rąk.
-
Jeremy – zawołała, a z kuchni wydobyło się krótkie hm,
zanim można było usłyszeć kroki.
-
Justin – zaśmiał się radośnie i uśmiechnął się, gdy mocno
przytulał swojego syna, na co Justin się uśmiechnął, zanim
odciągnęli się od siebie.
Nawet
przez te parę minut, które tu byłam, mogłam zobaczyć bliską
więź jaką miała ta rodzina... to było emocjonalnie urocze, w
takim sensie, że to było tak urocze, że mogłeś się popłakać.
Czy
to ma sens? Prawdopodobnie nie.
-
A kto to? - Jeremy spytał, szelmowski uśmiech pojawił się na jego
twarzy, gdy jego oczy przeniosły się z Justina na mnie, a Pattie
szeroko się uśmiechnęła.
-
Hazel, dziewczyna Justina –
powiedziała, mój status brzmiał jak jakaś zdobycz, sprawiając,
że Justin jęknął cicho zawstydzony.
-
Zignoruj ich – Justin powiedział do mnie, a ja uśmiechnęłam się
przytulając Jeremy'ego, gdy podszedł do mnie, mówiąc mi, żebym
czuła się jak u siebie.
Jego
rodzice byli tacy ciepli... całkowite przeciwieństwo moich.
Pattie
kontynuowała kręcenie się po pomieszczeniu, przerywając ciąg
moich negatywnych myśli, gdy zaprowadziła nas przez ogromny
przedpokój do salonu, który był obok schodów.
Był
otwarty, a solidny szklany panel odsłaniał widok na ogromną ilość
rozległej przestrzeni. Wiecznie zielone drzewa były pokryte
śniegiem, ale małe, szpiczaste liście wystawały w niektórych
miejscach, gdy wiatr delikatnie nimi poruszał.
Masywny
dąb stał w rogu ogrodu, osłaniając mniejszą wersję domu, która
była położona po drugiej stronie głównej posiadłości.
Ich
rezydencja była niesamowita, a jeszcze nie widziałam wszystkiego...
i gdy sobie wyobrażałam jak wygląda reszta, odezwali się rodzice
Justina.
-
Wiem, ze to było krótkie spotkanie, ale oboje musimy iść do pracy
– przeprosił Jeremy, a ja uśmiechnęłam się, mówiąc im, że
to w porządku.
-
Możesz sobie wybrać pokój gościnny, no chyba, że śpicie razem –
powiedziała Pattie.
-
Dziękuję – odpowiedziałam, a ona uśmiechnęła się delikatnie,
biorąc swoją torebkę i płaszcz.
-
Mam nadzieję, ze zostaniesz na obiad – kontynuowała.
-
Mamo, ona zostaje u swojego brata – powiedział zza mnie Justin,
ale zanim mógł powiedzieć coś jeszcze, przerwałam mu.
-
Nic nie szkodzi, mogę zostać na obiedzie – powiedziałam, a
Pattie uśmiechnęła się do mnie szeroko, sprawiając, że
zaśmiałam się delikatnie, gdy odwróciłam się do Justina i
zobaczyłam uśmiech na jego ustach.
-
Nie mogę się doczekać – powiedziała podekscytowana, zanim ona i
Jeremy pożegnali się z nami ostatecznie i z głośnym trzaskiem
drzwi wyszli z domu.
-
Twoi rodzice są kochani – powiedziałam do Justina, gdy usiadłam
na kanapie obok niego, a on westchnął radośnie, kiwając głową
zgadzając się ze mną.
-
Nie zdawałem sobie sprawie jak bardzo za nimi tęskniłem, dopóki
ich nie zobaczyłem – wymamrotał, gdy bawił się telefonem, który
był w jego rękach. - Znasz to uczucie, kiedy nie możesz do końca
powiedzieć co ci jest, dopóki coś, co jest z tym związane wyzwala
w tobie to coś, że możesz to poczuć?
- spytał, a ja zamruczałam pod nosem, dokładnie wiedząc o czym
mówił.
Rozmawialiśmy
po tym przez jakąś godzinę, śmiejąc się, gdy zaczęłam
dokuczać Justinowi Natalią, ale potem mój śmiech opadł, gdy
prowokował mnie żartobliwie, za bycie ślepą przez to, że byłam
z Trentem.
-
To nie fair, nie możesz mi tak dokuczać – jęknęłam.
-
Mówi ta, która właziła mi do tyłka z Natalią – zaśmiał się,
a ja uniosłam brwi na jego odpowiedź.
-
Właziła do tyłka? - spytałam, a on przytaknął.
-
To figura retoryczna – odpowiedział.
-
Właziła do tyłka? -
powtórzyłam, a on uśmiechnął się cwanie.
-
Jeśli tego chcesz, to nie musisz tego powtarzać jako wymijające
pytanie – droczył się ze mną, a ja spojrzałam na niego,
zastanawiając się, czy dać mu tą satysfakcję z zobaczenia mnie
zawstydzonej, ale po mentalnej debacie, stwierdziłam, że jednak
tego nie zrobię.
-
Jeśli powiedziałabym, że chcę, zrobiłbyś to? - spytałam go, a
jego uśmiech zniknął, gdy stłumiłam chichot, gdy zarejestrował
moje słowa.
-
Ch-chcesz? - spytał jąkając się, a ja uśmiechnęłam się,
pochylając się do niego tak, że byłam blisko jego ucha.
-
Nie pozwoliłam ci włożyć go tam, a ty myślisz, że pozwolę ci
się dobrać do mojego tyłka? - spytałam cicho prosto do jego ucha,
a on wypuścił powietrze, sprawiając, że się zaśmiałam, gdy
jego policzki lekko się zaróżowiły.
Chichotałam,
patrząc na niego, gdy się przesunął i zanim mogłam coś
powiedzieć, wciągnął mnie na swoje kolana.
-
Co? - spytałam go, odwracając się tak, że moje nogi były po obu
stronach jego bioder.
-
Wciąż mamy zakład do skończenia – wymamrotał do mnie, a ja
zamruczała, patrząc prosto w jego oczy, widząc jak na mnie patrzą.
-
Wciąż myślisz, że nie wygram? - spytałam, a on uśmiechnął się
pewny siebie, przytakując. - Dzięki za dodanie mi otuchy –
odpowiedziałam, a ona zaśmiał się.
-
Dlaczego mam ci dodawać otuchy, kiedy się z tobą założyłem? -
spytał, a ja się uśmiechnęłam.
-
Ponieważ tak robią gentlemani.
-
Jaki gentleman zakłada się z piękną damą, kto pierwszy się
podda uwodzeniu drugiej osoby? - spytał, a ja zachichotałam.
-
Touche Bieber – powiedziałam, a on uśmiechnął się do mnie,
jego ręce kręciły się po mojej talii, zanim wylądowały na
dolnym odcinku moich pleców, niebezpiecznie blisko mojego tyłka.
Wiedziałam,
że jeśli tam wylądują, z poziomem energii, który miałam w
sobie, nie miałam wątpliwości, że po prostu bym się poddała i
poprosiła Justina, żeby wyruchał wszystko, co we mnie zostało.
-
Myślisz, że masz silną wolę? - spytał mnie, a ja zamruczałam.
-
Tak sądzę – odpowiedziałam.
-
Powinniśmy to sprawdzić? - spytał, a ja chciałam się odezwać,
zastanawiając się o co mu do cholery chodzi, ale nie miałam czasu,
gdy jego usta spotkały moje.
Pocałował
mnie, nie silnie, ale niespotykanie delikatnie.
Ta
niespotykana część wzięła się stąd, że za każdym razem gdy
się całowaliśmy, próbowaliśmy coś udowodnić albo gdy powietrze
którym oddychaliśmy, było wypełnione seksualnym napięciem, które
stworzyliśmy.
Odwzajemniłam
pocałunek tak szybko jak ta myśl pojawiła się w mojej głowie,
oddychając przez nos, moja usta były przyciśnięte do jego.
Jego
ręce złapały materiał mojej koszulki, a ja zamruczałam, zanim
sapnęłam, gdy jego ręce wślizgnęły się pod nią.
Uśmiechnął
się pewny siebie, przyciągając mnie bliżej niego, tylko po to,
żeby jęknąć, gdy celowo zacisnęłam się wokół niego, ciasny
ucisk przejechał po nim, pozwalając mi poczuć go przez materiał
jego jeansów.
Gra
ruszyła na przód, a pocałunek stał się bardziej pożądliwy w
parę sekund od mojego ruchu albo też przez to, że nie widzieliśmy
się przez tydzień.
Jęknęłam,
gdy włożył swój język do moich ust, zanim jego ręce zjechały
po moim ciele i parę sekund później ścisnął mój tyłek, a mój
kręgosłup wygiął się z przyjemności.
-
Podoba ci się to – wymruczał, a ja zamruczałam pod nosem, jęcząc
cicho, gdy zrobił to jeszcze raz i gdy już miałam pociągnąć za
jego koszulkę, zabrzmiał dźwięk mojego telefonu.
Obydwoje
go zignorowaliśmy, a ja zaczęłam podnosić jego koszulkę, ale
oboje oderwaliśmy się od siebie zirytowani, gdy dźwięk
przychodzącego esemesa rozbrzmiewał jeden po drugim, gdy seria
esemesów przyszła na mój telefon, ponieważ ktokolwiek do mnie
pisał, wysłał do mnie całą stronę A4.
Gdy
już miałam wyciągnąć telefon z mojej torebki, rozbrzmiał
dzwonek do drzwi, a ja odwróciłam się, patrząc na Justina.
-
To pewnie listonosz, możesz otworzyć – powiedział, a ja
spojrzałam na niego i uniosłam moje brwi, ze spojrzeniem, które
mówiło naprawdę?, ale
wtedy on spojrzał na swoje krocze, sprawiając, że zrobiłam to
samo i uśmiechnęłam się figlarnie, zanim zrozumiałam i wstałam.
Zignorowałam
mój telefon, gdy dźwięk dzwona zabrzmiał jeszcze raz, a ja
przeszłam przez salon i przedpokój, zanim doszłam do wejścia.
Poprawiłam
moje włosy, zanim wypuściłam oddech i otworzyłam drzwi po tym,
jak sprawdziłam czy wyglądam w miarę dobrze.
Uśmiechnęłam
się grzecznie, spodziewając się, że zobaczę mężczyznę w
uniformie ze stosem listów, uśmiechającego się mimo zimna, ale
zamiast tego zobaczyłam znajomą kobietę z torbą od Chanel, z
grymasem na twarzy, jej usta ułożyły się w cienką linię, gdy
jej meksykańska skóra, która normalnie promieniowała, była biała
jak śnieg... Moja matka.
Kurwa.
….
Cóż,
to świetny początek naszego wyjazdu do Kanady.
---------------------------
DOBRA, WIEM, ŻE MNIE DŁUGO NIE BYŁO, ALE:
1. ZACZĘŁAM STAŻ I NIE MAM CZASU TERAZ ZBYTNIO NA ZARYWANIE NOCEK.
2. NIE MAM SWOJEGO LAPTOPA, A NIE MOGE ZABIERAĆ LAPTOPA FACETA MOJEJ MAMY CAŁY CZAS NA PARE GODZIN DZIENNIE.
NO, ALE DAŁO ROZDZIAŁ W KOŃCU.
I JAK WAM SIĘ PODOBA??
NO TO CHYBA NA TYLE.
5 KOMENTARZY = KOLEJNY UPDATE.
MIEJMY NADZIEJE, ZE ZA TYDZIEN.
ADIOS.
Wow fajnie że wróciłaś. Rozdział fajny . Jestem ciekawa co wyjdzie z tego zakładu i co się stanie po wizycie mamy Hazel. Życzę weny i czekam na next 😚
OdpowiedzUsuńAle świetny
OdpowiedzUsuńSuuuuper!! Świetny jest gen rozdział. Bardzo mi się podoba (szczególnie ciekawa jestem o co chodzi z rodzicami Hazel)!!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Czuje ze ten telefon dzwoniacy Hazel to Trent i Justin sie dowie o szantażu bo kto normalny nie spojrzałby kto sie tak dobija i zakłóca spokój zaś z drugiej strony zastanawiająca jest wizyta matki Hazel u Justina w domu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam czekam.
Shwaty B.
Rozdział cudowny i ta końcówka jejku anuzbaiamyxbaisb Czekam na następny ❤️
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaa, rozdział jest taki hmmmmn, intensywny. Bardzo mi się podoba. No po prostu CUDOWNY :D czekam na kolejny, no i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńWow, wow, wow!!!
OdpowiedzUsuńRozdział jest bardzo fajny. Nwm jak ty go piszesz, ale ja tak bym nigdy nie umiała. Czekam na nexta
Świetny ;)
OdpowiedzUsuńMega kiedy nn?
OdpowiedzUsuń