...nie
jestem Natalią
Hazel's POV:
-
M-mama?
Jej
widok po 8 latach sprawił, że wspomnienia, które trzymałam
zakopane w mojej głowie rozprzestrzeniły się, wędrując po mojej
głowie, gdy rejestrowałam co się działa.
Poczułam,
że moc która podtrzymywała moją pewność siebie, uderzyła
jedno, wielkie, grube zero, a moja kolana stały się miękkie, gdy
się odezwała.
-
Co ty tu robisz? - spytała
bez ogródek, ściągając swoje burgundowe, skórzane rękawiczki,
które następnie włożyła do torebki, gdy wpuściła siebie do
domu.
Futrzany
kołnierz jej płaszcza otarł się o mnie, a ja przełknęłam
ślinę, wiedząc, że jeśli wejdzie do salonu, to Justin będzie
tam siedział, co tylko będzie prowokowało więcej pytań
dotyczących moich rodziców, od których się powstrzymywał.
-
Um... - zająknęłam się cicho, gdy stałam zmrożona w miejscu,
drzwi wciąż były szeroko otwarte, a ja mogłam poczuć chłodny
podmuch wiatru na moich ciele, który w ogóle mną nie poruszył.
-
Zamknij drzwi, marnujesz ciepło – upomniała mnie, a ja szybko je
zamknęłam, słuchając jej instrukcji, gdy spojrzała na mnie od
góry do dołu.
Spojrzała
na mnie zmrużonymi oczami, jej usta były bliskie grymasu, gdy
przewróciła oczami.
-
Więc... - ciągnęła dalej ostro, a ja spotkałam jej oczy, które
wwiercały się we mnie, sprawiając, że serce zaczęło mi
gwałtownie bić w klatce piersiowej.
Mój
puls odbijał się w moich uszach, a ja mogłam poczuć jak zaczyna
kręcić mi się głowie, dlatego oparłam się o drzwi, żeby
zachować maksymalną stabilność.
-
Co tutaj robisz? - spytała, a ja otworzyłam moje usta, żeby coś
powiedzieć, ale nic nie wyszło.... tyle słów do powiedzenia, ale
nie mogłam ich z siebie wydusić.
-
Haze, kto to? - usłyszałam Justina, a moja mama spojrzała na mnie
z uniesionymi brwiami, moja cicha odpowiedź na jej poprzednie
pytanie została porzucona, gdy pojawiła się ciekawość, którą
spowodował głos Justina.
-
Sama w domu z mężczyzną, którego prawdopodobnie nawet nie znasz –
wymamrotała z dezaprobatą pod nosem, zanim odwróciła swoją głowę
w stronę, z której przyszedł Justin.
Jego
postawa była zrelaksowana, gdy szedł i wcale nie wyglądał, jakby
przed chwilą się z kimś obmacywał. Jakkolwiek, w momencie gdy
jego oczy spotkały moją mamę, wyprostował się lekko, witając ją
zdezorientowanymi oczami, zanim się odezwał.
-
Musisz być mamą Hazel... - powiedział, a ona przytaknęła z
grymasem na twarzy, który sprawił, że moja klatka piersiowa się
ugięła.
-
A ty? - powiedziała
niegrzecznie, na co usta Justina wykrzywiły się, a jego oczy
spojrzały chwilowo na mnie, zanim się odezwał, patrząc na moją
mamę.
-
Chłopak Hazel, Justin – powiedział powoli, jego oczy wędrowały
pomiędzy mną a oją mamą, a potem skupiły się na niej, gdy
prychnęła.
-
Jesteś z nią? -
powiedziała z grymasem na twarzy, a ja spojrzałam na moje stopy,
znajome uczucie, które sprawiało, że czułam się słaba, kłębiło
się wokół mojego brzucha.
-
Tak, jestem z nią –
odpowiedział ostro. - Nie możesz w to uwierzyć? - spytał, a
atmosfera w pokoju stała się dusząca, gdy słowa Justina podważyły
moją mamę... Znałam ją zbyt dobrze, żeby wiedzieć, że się
tego nie robi.
-
Mógłbyś znaleźć kogoś lepszego, to wszystko – powiedziała, a
ja wciągnęłam policzki patrząc w górę i widząc jak złowrogo
patrzy się na mnie, zanim znów się odezwała. - Znam ją bardzo
dobrze i wiedz, że jest ona takim typem osoby, który potrafi
wszystko zepsuć – dokończyła, a ja wzdrygnęłam się na jej
słowa, ale odmówiłam pokazania tego, że byłam zraniona... ale
było to trudne, gdy odtwarzały się one w mojej głowie, a ja
poczułam jak zaciska mi się gardło.
Mogłam
zobaczyć, że Justin chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał
i zobaczyłam jak zaciska ręce w pięści.
Przełknął
ślinę wyduszając ciche i zirytowane oh patrząc
na moją już oczekującą mamę.
-
Mogę ci w czymś pomóc, bo moich rodziców nie ma teraz w domu –
w końcu do niej powiedział, zmieniając temat, a ona wyciągnęła
brązową kopertę z torby i mu ją podała.
-
Możesz dać to swojej matce, wie co to jest – powiedziała, zanim
znowu założyła rękawiczki i na mnie spojrzała.
Jedyne
co dostałam, to kolejne złowrogie spojrzenie, zanim ruszyła w moją
stronę. Przekręciła klamkę w drzwiach za mną, a ja lekko
zatoczyłam się do przodu, kiedy je otworzyła, zanim nimi
trzasnęła, gdy wyszła.
Osunęłam
się przy dębowych drzwiach, ostro połykając ślinę, zamknęłam
oczy, gdy obrazy rzeczy, o których nie chciałam pamiętać,
pojawiły się w mojej głowie.
Poczułam
jak moje gardło się zaciska, gdy moje oczy zakuły lekkimi łzami,
które musiały być uronione, ale moje ciało odmówiło... mój
umysł
odmówił wyglądania na słabą, zwłaszcza przed Justinem.
-
Haze? - powiedział delikatnie, a ja otworzyłam oczy, widząc jak
idzie w moją stronę, brązowa koperta była położona na stole
pośrodku marmurowej podłogi.
Moja
warga zadrżała, a on posłał mi współczujące spojrzenie.
-
Chodź tutaj – westchnął, zachęcając mnie w swoje ciepłe
objęcia, ale ja potrząsnęłam głową, wiedząc, że gdy tylko się
do niego przytulę polecą łzy... i słowa z moich ust oraz pytania
z jego.
To
nie to, czego teraz potrzebuje...
To
nie to, czego teraz
potrzebuje...
-
Jest okej – powiedziałam, wypuszczając z siebie oddech i
wycierając oczy krawędzią dłoni, gdy zbliżył się do mnie.
-
Wcale nie – powiedział i gdy już miałam odpowiedzieć, rozległo
się pukanie do drzwi.
Moje
oczy otworzyły się szeroko w strachu, gdyż nie byłam mentalnie
gotowa, żeby zobaczyć moją matkę jeszcze raz i zgaduję, że
Justin się zorientował, gdy wyciągnął swoją rękę, by je
otworzyć.
Odeszłam
tak szybko jak mogłam, przechodząc obok wzdychającego Justina, gdy
weszłam do salonu, ścisk w moim gardle stał się duszący, a dla
mnie stało się trudne, by zrozumieć to, co się właśnie stało.
Właśnie
zobaczyłam moją mamę po 8 latach...
Ja...
Ostro
przełknęłam ślinę, ruszając w głębie domu, szukając jakiejś
prywatnej przestrzeni, by uporządkować moje myśli.
Znalazłam
łazienkę w dalszej części domu, trzy pokoje dalej od przedpokoju
i gdy to zrobiłam, osunęłam się na podłogę, moje nogi w nią
uderzyły, gdy schowałam głową w moich rękach, czekając na
najgorsze.
~
3rd
Person POV:
-
Wszystko okej? - Justin spytał Hazel delikatnie, a ona wymruczała
uh huh, uśmiechając się
fałszywie, opierając głowę o okno, gdy jechali do domu jej brata.
Justin
westchnął cicho, gdy dostał tą samą odpowiedź, którą dostawał
odkąd się obudził.
Wczorajszy
obiad był wspaniały, poza faktem, że mógł zobaczyć to co
ukrywało się pod uśmiechem i śmiechem Hazel... nawet jej brat
pytał, czy stało się jej coś złego, ale gdy Justin jej pytał,
zawsze dostawał tą samą odpowiedź... niespokojny uh huh
ze słabym uśmiechem, który sprawiał, że Justin miał ochotę
sprowokować ją do takiego momentu, że wszystko mu powie.
Wiedział,
że miała problemy ze swoimi rodzicami... cóż założył.
Ciągła
zmiana tematu, gdy się o nich wspomniało albo wyjąkane odpowiedzi
z jej ust, sprawiały, że dochodził do różnych wniosków... ale
jeśli naprawdę miała z nimi problem, to nie mógłby być tak
głęboki?
Tak
głęboki, że widok jej mamy
sprawiał, że normalna, pewna siebie Hazel znikała?
...było
tak źle?
-
Będziesz cały czas ze swoim bratem? - spytał, a ona przytaknęła,
bawiąc się palcami.
-
Przyjdą odwiedzić ciebie i twoją rodzinę w święta –
powiedziała, mały prawdziwy
uśmiech na jej twarzy, a on przytaknął, uśmiech pojawił się na
jego twarzy nie tylko przez jej słowa, ale przez fakt, że chwilowo
wyglądała na rzeczywiście szczęśliwą.
Jej
piwne oczy spojrzał na jego twarz, zanim zniknęły za jej
zamkniętymi powiekami, jej rzęsy muskały jej policzek, zanim
wypuściła powietrze i otworzyła oczy.
-
Przepraszam za bycie tak... - ciągnęła, a on potrząsnął głową,
powstrzymując ją... nie musiała przepraszać... może
wytłumaczyć niektóre rzeczy,
ale nie przepraszać.
-
Nie martw się tym – powiedział do niej, gdy samochód zwolnił, a
głowa Hazel odwróciła się, zanim mogła odpowiedzieć, jej oczy
się rozświetliły, gdy dobre wspomnienia zalały jej umysł, gdy
patrzyła na widok przed nią.
Dom,
nie mniejszy niż willa, stał za czarnymi bramami, przed którymi
stał samochód, Harvey odezwał się, gdy blokowały mu wjazd.
-
Hazel, znasz ko – chciał spytać, ale ona już miała otworzone
drzwi, podmuch zimnego wiatru wleciał do środka, sprawiając, że
Justin przeklął.
Zamknęła
za sobą drzwi i wbiła kod do bramy na padzie, który był
umieszczony na ceglanej ścianie, zanim brama zaczęła się
otwierać.
Nie
kłopotała się z ponownym wejściem do samochodu, gdy biegła tak
szybko jak tylko mogła przez zaśnieżony podjazd, zanim zapukała
do drzwi.
Justin
mógł zobaczyć jej zaniepokojony wyraz twarzy, gdy czekała, ale
tak szybko jak drzwi się otworzyły, jej usta ułożyły się w
ogromny uśmiech, gdy zobaczyła swojego brata.
Jej
nastrój natychmiast się zmienił przez zażyłość, jaka ją
łączyła z rodziną, o którą się troszczyła. Tą, która stała
naprzeciwko niej. Justin mógł usłyszeć jej krzyk radości, gdy
rzuciła się na mężczyznę, który mógł być w jego wieku.
Auto
dojechało na sam koniec podjazdu po przejechaniu przez bramy i
Justin podziękował Harvey'emu po cichu, zanim wyszedł z samochodu.
Wypuszczając
oddech zamknął drzwi za sobą, wyciągnął z bagażnika walizkę
Hazel i zaniósł ją na ganek, gdzie stała, przytulając się do
swojego brata, jakby od tego zależało jej życie.
-
Możesz już mnie puścić – zaśmiał się z niej, a Justin mógł
usłyszeć jak pociąga nosem i cicho zapiszczała nie
w jego ramię.
Theo
przewrócił oczami wzdychając szczęśliwie, zanim odwrócił swoją
głowę w stronę Justina, widząc jego postać stojącą przy
drzwiach.
-
Justin, tak? - spytał, wyciągając swoją wolną rękę, gdyż
drugą przytulał Hazel.
Justin
przytaknął uśmiechając się i potrząsnął jego rękę, zanim
się odezwał.
-
Ty musisz być Theo? - powiedział, a Theo przytaknął, szepcząc
coś do Hazel, na co ona skinęła głową, zanim go puściła, a on
delikatnie postawił ją na ziemie.
Spojrzała
na swojego brata, a potem na Justina, ocierając swoje łzy szczęścia
i śmiejąc się lekko, gdy on uśmiechnął się szeroko, widząc,
że teraz jej usta ułożyły się w prawdziwy uśmiech.
-
Wejdź do środka – powiedział, a Justin mu cicho podziękował,
ciągnąc za sobą walizkę Hazel, zanim postawił ją z boku i gdy
to robił, zobaczył jak Hazel przechodzi przez duży korytarz i
znika za ścianą. - Więc, jesteś z moją młodszą siostrą? -
spytał Theo, zamykając drzwi za Justinem.
Justin
wiedział dokąd to zmierza... Mimo tego, że tak naprawdę to z
nią nie był, nie miał zamiaru robić tego, co Theo myślał, że
mógłby zrobić.
-
Jeśli uważasz, że mam jakąś motywację, żeby ją zranić, to
nie, nie mam – powiedział do Theo, a on spojrzał na niego z
przymrużonymi oczami. - Troszczę się o nią i nie zrobiłbym tego
– Justin wytłumaczył, a Theo zamruczał pod nosem.
-
Jeśli to zrobisz, rozedrę ciebie i twój biznes na strzępy –
powiedział, jego szczęka była zaciśnięta, a Justin przytaknął,
rozumiejąc jego opiekuńczość w stosunku do młodszej siostry. - I
nawet nie próbuj -
-
Theo – Hazel skarciła go, a on na nią spojrzał.
-
Przerywasz moją rozmowę pod tytułem starszy brat poznaje
chłopaka – odpowiedział, a
na przewróciła oczami, podchodząc do Justina.
-
Zignoruj go – powiedziała biorąc jego rękę i prowadząc go do
kuchni.
Justin
zaśmiał się z niej, gdy ona dosłownie ciągnęła go przez
przedpokój, a Theo podążał za nimi.
-
Chcecie coś do jedzenia? - spytał, a Justin potrząsnął głową,
dziękując mu, zanim palce Hazel prześlizgnęły się przez jego,
gdy weszli do kuchni.
Poszła
prosto do lodówki, szukając truskawek, jej oczy skanowały półki
naprzeciwko niej, a gdy je znalazła, wzięła bitą śmietanę i
zamknęła drzwi swoim biodrem, gdy spojrzała na Theo, który
patrzył na nią zaciekawionym spojrzeniem.
-
Wszystko okej? - spytał podejrzliwie, patrząc na rzeczy w jej
rękach, a ona przytaknęła, biorąc gryza truskawki i przesypując
resztę do miski, zanim wyrzuciła opakowanie.
Włożyła
bitą śmietanę pod ramię, a potem złapała telefon i miskę w jej
ręce.
-
Ten sam pokój? - spytała, odnosząc się do tego, w którym spała,
a on przytaknął, sprawiając, że zamruczała pod nosem, gdyż
pytanie, które zadał sekundy wcześniej sprawiło, że to co stało
się wczoraj, pojawiło się w jej głowie.
Pocałowała
go w policzek i wyszła z kuchni, uciekając od przesłuchania, które
miało się zaraz wydarzyć. Theo czekał na dźwięk tego, jak
bierze swoją walizkę i idzie po schodach, następnie odwrócił się
do Justina.
-
Co się stało? - Theo spytał Justina, a on spojrzał na niego
zdezorientowanym wzrokiem... zastanawiając się czy powiedzieć mu
czy nie, ale fakt, że chciał być po dobrej stronie Theo, sprawił,
że się odezwał.
-
Co masz na myśli? - Justin spytał powoli, a Theo westchnął.
-
Ona tak ma, że jak jest smutna albo zła, to je truskawki ze
śmietaną. Taki jej zwyczaj – powiedział, a Justin przytaknął
bardziej do siebie i na jego ustach uformował się uśmiech, gdy
dowiedział się o jej zwyczaju.... był całkiem słodki. - Więc,
co się stało? - Theo spytał jeszcze raz, a Justin mógł zobaczyć
zmartwienie w jego oczach.
-
Cóż... uh – Justin zaczął, Theo ostro przełknął i zaczął
przebierać rękami, gdy najgorsze myśli odwiedziły jego umysł...
nie miał zamiaru pozwolić swojej siostrze przejść jeszcze raz
przez piekło. - Wasza mama przysz -
-
Moja mama? - Theo wyrzucił z
siebie, a Justin przytaknął, sprawiając, że oczy Theo poszerzyły
się, gdy cicho przeklął. - Był ktoś z nią jeszcze?
-
Nikogo nie widziałem, weszła i po paru minutach wyszła –
odpowiedział Justin, a Theo przytaknął powoli, milion jeden myśli
przebiegało przez jego głowę, a Justin mógł zobaczyć lekki
strach, który z niego promieniował. - Mógłbyś... - Justin
zaczął, nie chcąc być wścibskim, ale chciał się pozbyć tego
swędzącego i drażniącego uczucia, które miał. - Mógłbyś mi
powiedzieć o co chodzi z tą całą sytuacją, dotyczącą twoich
rodziców? - spytał, a Theo wypuścił oddech, przejeżdżając ręką
przez włosy.
-
To nie ja powinienem ci o tym mówić, Justin – odpowiedział, a
Justin chciał odpowiedzieć, ale przerwał czynność, gdy Theo go
wyprzedził. - Wiem, że jesteś z moją siostrą, ale to dotyczy
bardziej jej niż mnie – powiedział, a Justin wciągnął swoją
dolną wargę do środka, mrucząc pod nosem.
-
Okej – wymamrotał, poczucie porażki mu towarzyszyło, gdyż nie
dostał odpowiedzi, których pragnął, ale był zdeterminowany.
Trochę za bardzo niż chciał, ale nie podobał mu się ten strach
panujący nad Hazel. Był rozpraszający i niespokojny. Jej widok
wczoraj sprawiał, że jego myśli były zajęte tylko tym, jaki duży
wpływ miała na nią jej matka...
Ale
nie wiedział, że problem który Hazel miała ze swoimi rodzicami,
nie był najgorszym podczas tej podróży...
>><<
Hazel's
POV:
-
I co powiedziała? - Theo spytał mnie, a ja ja osunęłam się na
poduszkę, gryząc truskawkę, gdy na niego spojrzałam.
-
A co myślisz, że powiedziała? - spytałam prostolinijnie, a on
westchnął, siedząc na końcu łóżka, gdy moje nogi były zakryte
kołdrą.
-
Ale wszystko jest okej? - spytał, a ja zamruczałam cicho, a on
spojrzał na mnie przymrużonymi oczami, sprawiając, że wypuściłam
powietrze.
-
Theo, bywało gorzej – powiedziałam, a on wciągnął powietrze
głęboko przez nos, patrząc na mnie lekko zirytowany. - Przepraszam
– wymamrotałam, wiedząc o czym myślał, a on westchnął głośno.
-
Po prostu trzymaj się od nich z daleka, okej? - spytał, a ja
przytaknęłam, posyłając mu mały uśmiech, mówiąc mu tym, że
go doceniam.
On
był dosłownie jedyną rodziną, którą miałam, nie licząc moich
dziadków... jedyną rodziną, o którą się martwiłam i
wiedziałam, że odwzajemniają to uczucie.
Był
moim ramieniem do wypłakania się, gdy przechodziłam przez moje
nastoletnie lata, tym, który wypchnął mnie z tego toksycznego
życia, w którym zostałam wychowana... z tego, z którego on
zdążył w czas uciec.
Nie
przeszedł przez to całe gówno co ja, ale odnosił się do tego w
taki sposób, że mnie rozumiał i mi współczuł.
Był
dla mnie przez cały ten czas. Był wtedy, gdy go potrzebowałam i
kiedy nie.
Liczyła
się myśl i to było dla mnie najważniejsze.
-
Cóż... wychodzę dziś wieczorem – powiedział, a ja wydęłam
dolną wargę, bo chciałam nadrobić z nim wszystkie tematy,
ponieważ minęła wieczność, odkąd widziałam go po raz ostatni.
-
Gdzie idziesz? - spytałam, wkładając truskawkę do ust i żując
ten słodki owoc, kiedy się odezwał.
-
Wychodzę z dziewczyną – powiedział, a mój nastrój natychmiast
się zmienił, na mojej twarzy pojawił się głupi uśmieszek, z
czego się zaśmiał. - Nie, nie poznasz jej, dopóki nie będzie
oficjalnie moją dziewczyną – powiedział, a ja uśmiechnęłam
się cwanie, przytakując w taki sposób, jakbym mu mówiła
chciałbyś, a on przewrócił
oczami.
-
Jak ma na imię? - spytałam, a jego policzki lekko się zaróżowiły,
z czego zachichotałam, a on co wymamrotał. - Co powiedziałeś? -
droczyłam się z nim, a on wypuścił dramatyczny oddech.
-
Tatiana – wymamrotał, a ja wydałam z siebie małe aww,
na co się zarumienił i powiedział mi, że mam się zamknąć, z
czego się zaśmiałam, a on automatycznie zmienił temat. - Chcesz,
żebym podwiózł cię do rodziców Justina? - spytał, a ja
pomyślałam o tym, wciąż zajęta myślą o dziewczynie, z którą
wychodził mój brat. - Nie chcę, żebyś była tutaj sama, w razie
jakby przyszli.. - kontynuował, a ja wydałam z siebie oh,
zanim przytaknęłam. - Bądź gotowa za godzinę – powiedział,
pokazując na mnie palcem, a na uśmiechnęłam się, zganiając go z
mojego łóżka, gdy zaczęłam zbierać moje rzeczy.
Godzinę
i pół później czekałam
na dole na Theo i przewróciłam oczami, gdy zszedł po schodach,
próbując zawiązać krawat.
Tyle
z bądź gotowa w godzinę...
-
Masz jakieś 24 lata i co,
wciąż nie potrafisz zawiązać krawatu – powiedziałam, a on
opowiedział mi, że mam spadać, schodząc na dół, a ja
przewróciłam oczami w rozbawieniu, podchodząc do niego i biorąc
jego krawat w moje ręce.
Zawiązałam
go ciasno, ale nie tak, żeby ograniczał jego swobodę, następnie
przełożyłam go dołem i pozwoliłam moim rękom spocząć po moich
bokach, gdy na niego spojrzałam.
-
Naprawdę się odstawiłeś, gdzie idziecie? - spytałam, mrużąc na
niego oczy z uśmiechem, a on zajęczał, żebym się zamknęła, na
co się zaśmiałam.
-
Właź do samochodu – powiedział, a ja uśmiechnęłam się biorąc
jego kluczyki i wchodząc do garażu przez przedpokój.
Otworzyłam
drzwi i przeszłam obok jego innych pojazdów, podchodząc do jego
range rovera... każdy je ma... razem ze mną... whoops haha.
Wskoczyłam
na siedzenie pasażera i wyciągnęłam mój telefon z torebki,
widząc 7 nieodebranych połączeń od Justina.
Zmarszczyłam
brwi, widząc parę wiadomości poniżej i przewróciłam oczami,
widząc imię Trenta.
Dałam
mu już jego pieniądze...
Używając
kodu bankowego Justina, który znałam sprzed paru tygodni z powodu
sytuacji, ze spadkiem jego akcji w Bieber Enterprises, przelałam
moje pieniądze na jego konto, a potem z jego konta na konto Trenta,
więc poszły pod imieniem Justina... Brzmi całkiem łatwo, ale
wcale takie nie jest, gdy dosłownie włamujesz się do osłony
ogromnego banku... to mi chwile zajęło, ale koniec końców, dałam
Trentowi jego pieniądze... teraz moim jedynym problemem było, żeby
usunąć tą transakcję z historii Justina, żeby on
o tym nie wiedział i sprawić, żeby Trent się odwalił, bo
pieniądze nie były w gotówce, tak jak chciał.
Powinien
być w ogóle zadowolony, że to zrobiłam... nie tak, że nie
planowałam tego zrobić, bo jakby ktoś zobaczył te zdjęcie, to
cóż, miałbym przejebane
Po
zignorowaniu paru wiadomości od Trenta, zdmuchnęłam pasmo włosów
z mojej twarzy, zanim przejechałam palcem przez imię Justina na
ekranie, a on zmienił się w wybieranie numeru.
Ciekawe
co ode mnie chciał?
Nacisnęłam
przycisk głośnika i czekałam aż odbierze i nie dłużej niż po
dwóch sygnałach, usłyszałam jego głos.
-
Musimy porozmawiać – powiedział ostro... żadnego cześć?
Okej....
-
O czym... - zastanawiałam się i usłyszałam jak Trent otwiera
drzwi od samochodu i siada na miejscu kierowcy, patrząc na mnie, a
potem na mój telefon, gdy zapiął swój pas.
-
Nie będę o tym rozmawiał przez telefon – powiedział zirytowany,
a Theo spojrzał na mnie dziwnie, szepcąc o czym on gada. -
Jadę do ciebie – powiedział bez ogródek, nie jako informację,
ale bardziej jako pośrednie żądanie, żebym została tam gdzie
jestem.
-
Ale ja właśnie jechałam do ciebie.
-
Po prostu zostań tam gdzie jesteś do kurwy nędzy – syknął, a
moje oczy rozszerzyły się na jego zachowanie, jego ton sprawił, że
zdenerwowałam się w ułamku sekundy.
-
Nie krzycz na mnie, co ja zrobiłam? - spytałam zirytowana, a on
prychnął.
-
A czego nie? - sapnął, zanim się rozłączył, a moja usta zostały
otwarte.
Co
do...
Usłyszałam
dźwięk klaksonu z zewnątrz, a moje oczy się otworzyły szeroko...
już tu był?
-
Zostań tutaj – powiedział Theo, chcąc rozpiąć swój pas
bezpieczeństwa, ale go zatrzymałam.
-
Czekaj – odpowiedziałam i wyskoczyłam z auta, naciskając drzwi
od garażu i po paru sekundach otworzyły się wystarczająco, żebym
pod nimi przeszła na podjazd.
Przeklęłam,
gdy zimny podmuch wiatru mnie uderzył, sprawiając, że owinęłam
się moim płaszczem jeszcze bardziej, gdy zaczęłam się trząść,
zanim zobaczyłam samochód Justina za bramą.
Wyszedł
z samochodu trzaskając drzwiami, gdy mnie zobaczył, zanim podszedł
do czarnej brami, a ja podeszłam tam gdzie był.
-
Co się stało? - spytałam, widząc jak zaciska szczękę.
-
Dlaczego nie spytasz Trenta, który ma teraz moje 100,000$, huh? -
spytał, a ja wypuściłam powietrze, gdy robił mi wykład o liczbie
pieniędzy.
-
Mogę wytłumaczyć.
-
Ta, jestem pewien, że możesz –
warknął, a ja spojrzałam na niego, moje zdenerwowanie wróciło
przez jego zachowanie.
-
Słuchaj, zamiast wyżywania się na mnie, miałam dobry powód, żeby
to zrobić, ja cię kurwa chroniłam – powiedziałam, a on
prychnął, wciąż stojąc za bramą.
-
Chroniłaś mnie od czego? - syknął, a ja ugryzłam się w język,
powstrzymując się od powiedzenia czegoś, czego bym żałowała...
był zły, a ja zaczynałam być z progresem tej rozmowy...
to była bardziej kłótnia ale okej.
-
Wiesz co, dlaczego się nie uspokoisz, żebym mogła ci powiedzieć
dlaczego zrobiłam to co
zrobiłam – powiedziałam, a on prychnął jeszcze raz, sprawiając,
że przewróciłam oczami, gdy odchodziłam od bramy... zły Justin o
nie osoba, z którą chciałam rozmawiać, a zmierzyłam się z nim
tylko przez parę sekund.
-
Jesteś żałosna – zawołał za mną, a ja wzdrygnęłam się na
jego słowa, a moje ciało się zatrzymało. - Nie potrafisz nawet
niczego wytłumaczyć, nie wspominając faktu, że ciągle masz
przede mną jakieś sekrety – powiedział, a ja odwróciłam się w
jego stronę, cała ta rozmowa wymykała się spod kontroli.
-
Co to do cholery ma znaczy? - syknęłam, mimo tego, że wiedziałam
dokładnie, dokąd zmierzał... nie był zirytowany przez pieniądze.
- Justin, znam cię ile... miesiąc i trochę?
- spytałam retorycznie. - Naprawdę oczekujesz, że powiem ci o
rzeczach, z którymi miałam problem, żeby o nich powiedzieć mojemu
bratu? - spytałam, a
on na mnie spojrzał. - Jeśli chcesz tak bardzo kurwa wiedzieć o
moich problemach z rodzicami, to czemu ich nie spytasz? -
powiedziałam, gdy moje frustracja zaczęła rosnąć. - I jak już
będziesz to robić, dlaczego nie weźmiesz tego całego gówna,
które wyszło z twoich ust i nie wsadzisz go do swojej dupy, czyli
tam gdzie jest twoja głowa, bo nawet nie znasz całej historii –
kontynuowałam, a jego zaciśnięta szczęka lekko się rozluźniła,
a on przełknął ślinę nic nie mówiąc. - Nie wzięłabym
tak o twoich pieniędzy –
westchnęłam, gdyż prawdopodobnie o tym myślał. - ...nie
jestem Natalią
– powiedziałam. - Mam powody, dla których robię rzeczy, które
robię... są powody, dlaczego nie mówię ci rzeczy o moich
rodzicach – wydusiłam z siebie, czując jak moja klatka piersiowa
lekko płonie, gdy o nich mówiłam. - Mam granice Justin... -
powiedziałam, a on spojrzał na ziemię, a następnie na mnie,
oddychając głęboko, gdy chmura pary wydostała się z jego ust. -
… i nie mam zamiaru przekraczać ich w najbliższym czasie.
--------------------------------------
Drama time.
Nie wiem w sumie co tu napisać.
Jak wam się podoba? tutut.
7 komentarzy = kolejny update
No to chyba tyle.
Komentujcie!
Besos.
kocham.
OdpowiedzUsuńcudowny ❤️
OdpowiedzUsuńcudny rozdział 😍
OdpowiedzUsuńMega
OdpowiedzUsuńAle
OdpowiedzUsuńŚwietny
Najlepszy!
OdpowiedzUsuńmam nadzieje że się pogadza ;(( nienawidzę jak sie kloca:/ ciekawe o co chodzi z rodzicami hazel:)
OdpowiedzUsuńCudny :*
OdpowiedzUsuńCześć. Dodałam Twoje fanfiction na spis z Kendall & Kylie Jenner. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jeśli masz do tego jakieś . Dodałam Twoje fanfiction na spis z Kendall & Kylie Jenner. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jeśli masz jakieś zastrzeżenia to napisz w komentarzu pod zgłoszeniem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://kandkjennerspisff.blogspot.com