czwartek, 14 lipca 2016

14. Złość i przypuszczenia.


...nie jestem Natalią

Hazel's POV:

- M-mama?
Jej widok po 8 latach sprawił, że wspomnienia, które trzymałam zakopane w mojej głowie rozprzestrzeniły się, wędrując po mojej głowie, gdy rejestrowałam co się działa.
Poczułam, że moc która podtrzymywała moją pewność siebie, uderzyła jedno, wielkie, grube zero, a moja kolana stały się miękkie, gdy się odezwała.
- Co ty tu robisz? - spytała bez ogródek, ściągając swoje burgundowe, skórzane rękawiczki, które następnie włożyła do torebki, gdy wpuściła siebie do domu.
Futrzany kołnierz jej płaszcza otarł się o mnie, a ja przełknęłam ślinę, wiedząc, że jeśli wejdzie do salonu, to Justin będzie tam siedział, co tylko będzie prowokowało więcej pytań dotyczących moich rodziców, od których się powstrzymywał.
- Um... - zająknęłam się cicho, gdy stałam zmrożona w miejscu, drzwi wciąż były szeroko otwarte, a ja mogłam poczuć chłodny podmuch wiatru na moich ciele, który w ogóle mną nie poruszył.
- Zamknij drzwi, marnujesz ciepło – upomniała mnie, a ja szybko je zamknęłam, słuchając jej instrukcji, gdy spojrzała na mnie od góry do dołu.
Spojrzała na mnie zmrużonymi oczami, jej usta były bliskie grymasu, gdy przewróciła oczami.
- Więc... - ciągnęła dalej ostro, a ja spotkałam jej oczy, które wwiercały się we mnie, sprawiając, że serce zaczęło mi gwałtownie bić w klatce piersiowej.
Mój puls odbijał się w moich uszach, a ja mogłam poczuć jak zaczyna kręcić mi się głowie, dlatego oparłam się o drzwi, żeby zachować maksymalną stabilność.
- Co tutaj robisz? - spytała, a ja otworzyłam moje usta, żeby coś powiedzieć, ale nic nie wyszło.... tyle słów do powiedzenia, ale nie mogłam ich z siebie wydusić.
- Haze, kto to? - usłyszałam Justina, a moja mama spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, moja cicha odpowiedź na jej poprzednie pytanie została porzucona, gdy pojawiła się ciekawość, którą spowodował głos Justina.
- Sama w domu z mężczyzną, którego prawdopodobnie nawet nie znasz – wymamrotała z dezaprobatą pod nosem, zanim odwróciła swoją głowę w stronę, z której przyszedł Justin.
Jego postawa była zrelaksowana, gdy szedł i wcale nie wyglądał, jakby przed chwilą się z kimś obmacywał. Jakkolwiek, w momencie gdy jego oczy spotkały moją mamę, wyprostował się lekko, witając ją zdezorientowanymi oczami, zanim się odezwał.
- Musisz być mamą Hazel... - powiedział, a ona przytaknęła z grymasem na twarzy, który sprawił, że moja klatka piersiowa się ugięła.
- A ty? - powiedziała niegrzecznie, na co usta Justina wykrzywiły się, a jego oczy spojrzały chwilowo na mnie, zanim się odezwał, patrząc na moją mamę.
- Chłopak Hazel, Justin – powiedział powoli, jego oczy wędrowały pomiędzy mną a oją mamą, a potem skupiły się na niej, gdy prychnęła.
- Jesteś z nią? - powiedziała z grymasem na twarzy, a ja spojrzałam na moje stopy, znajome uczucie, które sprawiało, że czułam się słaba, kłębiło się wokół mojego brzucha.
- Tak, jestem z nią – odpowiedział ostro. - Nie możesz w to uwierzyć? - spytał, a atmosfera w pokoju stała się dusząca, gdy słowa Justina podważyły moją mamę... Znałam ją zbyt dobrze, żeby wiedzieć, że się tego nie robi.
- Mógłbyś znaleźć kogoś lepszego, to wszystko – powiedziała, a ja wciągnęłam policzki patrząc w górę i widząc jak złowrogo patrzy się na mnie, zanim znów się odezwała. - Znam ją bardzo dobrze i wiedz, że jest ona takim typem osoby, który potrafi wszystko zepsuć – dokończyła, a ja wzdrygnęłam się na jej słowa, ale odmówiłam pokazania tego, że byłam zraniona... ale było to trudne, gdy odtwarzały się one w mojej głowie, a ja poczułam jak zaciska mi się gardło.
Mogłam zobaczyć, że Justin chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał i zobaczyłam jak zaciska ręce w pięści.
Przełknął ślinę wyduszając ciche i zirytowane oh patrząc na moją już oczekującą mamę.
- Mogę ci w czymś pomóc, bo moich rodziców nie ma teraz w domu – w końcu do niej powiedział, zmieniając temat, a ona wyciągnęła brązową kopertę z torby i mu ją podała.
- Możesz dać to swojej matce, wie co to jest – powiedziała, zanim znowu założyła rękawiczki i na mnie spojrzała.
Jedyne co dostałam, to kolejne złowrogie spojrzenie, zanim ruszyła w moją stronę. Przekręciła klamkę w drzwiach za mną, a ja lekko zatoczyłam się do przodu, kiedy je otworzyła, zanim nimi trzasnęła, gdy wyszła.
Osunęłam się przy dębowych drzwiach, ostro połykając ślinę, zamknęłam oczy, gdy obrazy rzeczy, o których nie chciałam pamiętać, pojawiły się w mojej głowie.
Poczułam jak moje gardło się zaciska, gdy moje oczy zakuły lekkimi łzami, które musiały być uronione, ale moje ciało odmówiło... mój umysł odmówił wyglądania na słabą, zwłaszcza przed Justinem.
- Haze? - powiedział delikatnie, a ja otworzyłam oczy, widząc jak idzie w moją stronę, brązowa koperta była położona na stole pośrodku marmurowej podłogi.
Moja warga zadrżała, a on posłał mi współczujące spojrzenie.
- Chodź tutaj – westchnął, zachęcając mnie w swoje ciepłe objęcia, ale ja potrząsnęłam głową, wiedząc, że gdy tylko się do niego przytulę polecą łzy... i słowa z moich ust oraz pytania z jego.
To nie to, czego teraz potrzebuje...
To nie to, czego teraz potrzebuje...
- Jest okej – powiedziałam, wypuszczając z siebie oddech i wycierając oczy krawędzią dłoni, gdy zbliżył się do mnie.
- Wcale nie – powiedział i gdy już miałam odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi.
Moje oczy otworzyły się szeroko w strachu, gdyż nie byłam mentalnie gotowa, żeby zobaczyć moją matkę jeszcze raz i zgaduję, że Justin się zorientował, gdy wyciągnął swoją rękę, by je otworzyć.
Odeszłam tak szybko jak mogłam, przechodząc obok wzdychającego Justina, gdy weszłam do salonu, ścisk w moim gardle stał się duszący, a dla mnie stało się trudne, by zrozumieć to, co się właśnie stało.
Właśnie zobaczyłam moją mamę po 8 latach...
Ja...
Ostro przełknęłam ślinę, ruszając w głębie domu, szukając jakiejś prywatnej przestrzeni, by uporządkować moje myśli.
Znalazłam łazienkę w dalszej części domu, trzy pokoje dalej od przedpokoju i gdy to zrobiłam, osunęłam się na podłogę, moje nogi w nią uderzyły, gdy schowałam głową w moich rękach, czekając na najgorsze.

~

3rd Person POV:

- Wszystko okej? - Justin spytał Hazel delikatnie, a ona wymruczała uh huh, uśmiechając się fałszywie, opierając głowę o okno, gdy jechali do domu jej brata.
Justin westchnął cicho, gdy dostał tą samą odpowiedź, którą dostawał odkąd się obudził.
Wczorajszy obiad był wspaniały, poza faktem, że mógł zobaczyć to co ukrywało się pod uśmiechem i śmiechem Hazel... nawet jej brat pytał, czy stało się jej coś złego, ale gdy Justin jej pytał, zawsze dostawał tą samą odpowiedź... niespokojny uh huh ze słabym uśmiechem, który sprawiał, że Justin miał ochotę sprowokować ją do takiego momentu, że wszystko mu powie.
Wiedział, że miała problemy ze swoimi rodzicami... cóż założył.
Ciągła zmiana tematu, gdy się o nich wspomniało albo wyjąkane odpowiedzi z jej ust, sprawiały, że dochodził do różnych wniosków... ale jeśli naprawdę miała z nimi problem, to nie mógłby być tak głęboki?
Tak głęboki, że widok jej mamy sprawiał, że normalna, pewna siebie Hazel znikała?
...było tak źle?
- Będziesz cały czas ze swoim bratem? - spytał, a ona przytaknęła, bawiąc się palcami.
- Przyjdą odwiedzić ciebie i twoją rodzinę w święta – powiedziała, mały prawdziwy uśmiech na jej twarzy, a on przytaknął, uśmiech pojawił się na jego twarzy nie tylko przez jej słowa, ale przez fakt, że chwilowo wyglądała na rzeczywiście szczęśliwą.
Jej piwne oczy spojrzał na jego twarz, zanim zniknęły za jej zamkniętymi powiekami, jej rzęsy muskały jej policzek, zanim wypuściła powietrze i otworzyła oczy.
- Przepraszam za bycie tak... - ciągnęła, a on potrząsnął głową, powstrzymując ją... nie musiała przepraszać... może wytłumaczyć niektóre rzeczy, ale nie przepraszać.
- Nie martw się tym – powiedział do niej, gdy samochód zwolnił, a głowa Hazel odwróciła się, zanim mogła odpowiedzieć, jej oczy się rozświetliły, gdy dobre wspomnienia zalały jej umysł, gdy patrzyła na widok przed nią.
Dom, nie mniejszy niż willa, stał za czarnymi bramami, przed którymi stał samochód, Harvey odezwał się, gdy blokowały mu wjazd.
- Hazel, znasz ko – chciał spytać, ale ona już miała otworzone drzwi, podmuch zimnego wiatru wleciał do środka, sprawiając, że Justin przeklął.
Zamknęła za sobą drzwi i wbiła kod do bramy na padzie, który był umieszczony na ceglanej ścianie, zanim brama zaczęła się otwierać.
Nie kłopotała się z ponownym wejściem do samochodu, gdy biegła tak szybko jak tylko mogła przez zaśnieżony podjazd, zanim zapukała do drzwi.
Justin mógł zobaczyć jej zaniepokojony wyraz twarzy, gdy czekała, ale tak szybko jak drzwi się otworzyły, jej usta ułożyły się w ogromny uśmiech, gdy zobaczyła swojego brata.
Jej nastrój natychmiast się zmienił przez zażyłość, jaka ją łączyła z rodziną, o którą się troszczyła. Tą, która stała naprzeciwko niej. Justin mógł usłyszeć jej krzyk radości, gdy rzuciła się na mężczyznę, który mógł być w jego wieku.
Auto dojechało na sam koniec podjazdu po przejechaniu przez bramy i Justin podziękował Harvey'emu po cichu, zanim wyszedł z samochodu.
Wypuszczając oddech zamknął drzwi za sobą, wyciągnął z bagażnika walizkę Hazel i zaniósł ją na ganek, gdzie stała, przytulając się do swojego brata, jakby od tego zależało jej życie.
- Możesz już mnie puścić – zaśmiał się z niej, a Justin mógł usłyszeć jak pociąga nosem i cicho zapiszczała nie w jego ramię.
Theo przewrócił oczami wzdychając szczęśliwie, zanim odwrócił swoją głowę w stronę Justina, widząc jego postać stojącą przy drzwiach.
- Justin, tak? - spytał, wyciągając swoją wolną rękę, gdyż drugą przytulał Hazel.
Justin przytaknął uśmiechając się i potrząsnął jego rękę, zanim się odezwał.
- Ty musisz być Theo? - powiedział, a Theo przytaknął, szepcząc coś do Hazel, na co ona skinęła głową, zanim go puściła, a on delikatnie postawił ją na ziemie.
Spojrzała na swojego brata, a potem na Justina, ocierając swoje łzy szczęścia i śmiejąc się lekko, gdy on uśmiechnął się szeroko, widząc, że teraz jej usta ułożyły się w prawdziwy uśmiech.
- Wejdź do środka – powiedział, a Justin mu cicho podziękował, ciągnąc za sobą walizkę Hazel, zanim postawił ją z boku i gdy to robił, zobaczył jak Hazel przechodzi przez duży korytarz i znika za ścianą. - Więc, jesteś z moją młodszą siostrą? - spytał Theo, zamykając drzwi za Justinem.
Justin wiedział dokąd to zmierza... Mimo tego, że tak naprawdę to z nią nie był, nie miał zamiaru robić tego, co Theo myślał, że mógłby zrobić.
- Jeśli uważasz, że mam jakąś motywację, żeby ją zranić, to nie, nie mam – powiedział do Theo, a on spojrzał na niego z przymrużonymi oczami. - Troszczę się o nią i nie zrobiłbym tego – Justin wytłumaczył, a Theo zamruczał pod nosem.
- Jeśli to zrobisz, rozedrę ciebie i twój biznes na strzępy – powiedział, jego szczęka była zaciśnięta, a Justin przytaknął, rozumiejąc jego opiekuńczość w stosunku do młodszej siostry. - I nawet nie próbuj -
- Theo – Hazel skarciła go, a on na nią spojrzał.
- Przerywasz moją rozmowę pod tytułem starszy brat poznaje chłopaka – odpowiedział, a na przewróciła oczami, podchodząc do Justina.
- Zignoruj go – powiedziała biorąc jego rękę i prowadząc go do kuchni.
Justin zaśmiał się z niej, gdy ona dosłownie ciągnęła go przez przedpokój, a Theo podążał za nimi.
- Chcecie coś do jedzenia? - spytał, a Justin potrząsnął głową, dziękując mu, zanim palce Hazel prześlizgnęły się przez jego, gdy weszli do kuchni.
Poszła prosto do lodówki, szukając truskawek, jej oczy skanowały półki naprzeciwko niej, a gdy je znalazła, wzięła bitą śmietanę i zamknęła drzwi swoim biodrem, gdy spojrzała na Theo, który patrzył na nią zaciekawionym spojrzeniem.
- Wszystko okej? - spytał podejrzliwie, patrząc na rzeczy w jej rękach, a ona przytaknęła, biorąc gryza truskawki i przesypując resztę do miski, zanim wyrzuciła opakowanie.
Włożyła bitą śmietanę pod ramię, a potem złapała telefon i miskę w jej ręce.
- Ten sam pokój? - spytała, odnosząc się do tego, w którym spała, a on przytaknął, sprawiając, że zamruczała pod nosem, gdyż pytanie, które zadał sekundy wcześniej sprawiło, że to co stało się wczoraj, pojawiło się w jej głowie.
Pocałowała go w policzek i wyszła z kuchni, uciekając od przesłuchania, które miało się zaraz wydarzyć. Theo czekał na dźwięk tego, jak bierze swoją walizkę i idzie po schodach, następnie odwrócił się do Justina.
- Co się stało? - Theo spytał Justina, a on spojrzał na niego zdezorientowanym wzrokiem... zastanawiając się czy powiedzieć mu czy nie, ale fakt, że chciał być po dobrej stronie Theo, sprawił, że się odezwał.
- Co masz na myśli? - Justin spytał powoli, a Theo westchnął.
- Ona tak ma, że jak jest smutna albo zła, to je truskawki ze śmietaną. Taki jej zwyczaj – powiedział, a Justin przytaknął bardziej do siebie i na jego ustach uformował się uśmiech, gdy dowiedział się o jej zwyczaju.... był całkiem słodki. - Więc, co się stało? - Theo spytał jeszcze raz, a Justin mógł zobaczyć zmartwienie w jego oczach.
- Cóż... uh – Justin zaczął, Theo ostro przełknął i zaczął przebierać rękami, gdy najgorsze myśli odwiedziły jego umysł... nie miał zamiaru pozwolić swojej siostrze przejść jeszcze raz przez piekło. - Wasza mama przysz -
- Moja mama? - Theo wyrzucił z siebie, a Justin przytaknął, sprawiając, że oczy Theo poszerzyły się, gdy cicho przeklął. - Był ktoś z nią jeszcze?
- Nikogo nie widziałem, weszła i po paru minutach wyszła – odpowiedział Justin, a Theo przytaknął powoli, milion jeden myśli przebiegało przez jego głowę, a Justin mógł zobaczyć lekki strach, który z niego promieniował. - Mógłbyś... - Justin zaczął, nie chcąc być wścibskim, ale chciał się pozbyć tego swędzącego i drażniącego uczucia, które miał. - Mógłbyś mi powiedzieć o co chodzi z tą całą sytuacją, dotyczącą twoich rodziców? - spytał, a Theo wypuścił oddech, przejeżdżając ręką przez włosy.
- To nie ja powinienem ci o tym mówić, Justin – odpowiedział, a Justin chciał odpowiedzieć, ale przerwał czynność, gdy Theo go wyprzedził. - Wiem, że jesteś z moją siostrą, ale to dotyczy bardziej jej niż mnie – powiedział, a Justin wciągnął swoją dolną wargę do środka, mrucząc pod nosem.
- Okej – wymamrotał, poczucie porażki mu towarzyszyło, gdyż nie dostał odpowiedzi, których pragnął, ale był zdeterminowany. Trochę za bardzo niż chciał, ale nie podobał mu się ten strach panujący nad Hazel. Był rozpraszający i niespokojny. Jej widok wczoraj sprawiał, że jego myśli były zajęte tylko tym, jaki duży wpływ miała na nią jej matka...
Ale nie wiedział, że problem który Hazel miała ze swoimi rodzicami, nie był najgorszym podczas tej podróży...

>><<

Hazel's POV:

- I co powiedziała? - Theo spytał mnie, a ja ja osunęłam się na poduszkę, gryząc truskawkę, gdy na niego spojrzałam.
- A co myślisz, że powiedziała? - spytałam prostolinijnie, a on westchnął, siedząc na końcu łóżka, gdy moje nogi były zakryte kołdrą.
- Ale wszystko jest okej? - spytał, a ja zamruczałam cicho, a on spojrzał na mnie przymrużonymi oczami, sprawiając, że wypuściłam powietrze.
- Theo, bywało gorzej – powiedziałam, a on wciągnął powietrze głęboko przez nos, patrząc na mnie lekko zirytowany. - Przepraszam – wymamrotałam, wiedząc o czym myślał, a on westchnął głośno.
- Po prostu trzymaj się od nich z daleka, okej? - spytał, a ja przytaknęłam, posyłając mu mały uśmiech, mówiąc mu tym, że go doceniam.
On był dosłownie jedyną rodziną, którą miałam, nie licząc moich dziadków... jedyną rodziną, o którą się martwiłam i wiedziałam, że odwzajemniają to uczucie.
Był moim ramieniem do wypłakania się, gdy przechodziłam przez moje nastoletnie lata, tym, który wypchnął mnie z tego toksycznego życia, w którym zostałam wychowana... z tego, z którego on zdążył w czas uciec.
Nie przeszedł przez to całe gówno co ja, ale odnosił się do tego w taki sposób, że mnie rozumiał i mi współczuł.
Był dla mnie przez cały ten czas. Był wtedy, gdy go potrzebowałam i kiedy nie.
Liczyła się myśl i to było dla mnie najważniejsze.
- Cóż... wychodzę dziś wieczorem – powiedział, a ja wydęłam dolną wargę, bo chciałam nadrobić z nim wszystkie tematy, ponieważ minęła wieczność, odkąd widziałam go po raz ostatni.
- Gdzie idziesz? - spytałam, wkładając truskawkę do ust i żując ten słodki owoc, kiedy się odezwał.
- Wychodzę z dziewczyną – powiedział, a mój nastrój natychmiast się zmienił, na mojej twarzy pojawił się głupi uśmieszek, z czego się zaśmiał. - Nie, nie poznasz jej, dopóki nie będzie oficjalnie moją dziewczyną – powiedział, a ja uśmiechnęłam się cwanie, przytakując w taki sposób, jakbym mu mówiła chciałbyś, a on przewrócił oczami.
- Jak ma na imię? - spytałam, a jego policzki lekko się zaróżowiły, z czego zachichotałam, a on co wymamrotał. - Co powiedziałeś? - droczyłam się z nim, a on wypuścił dramatyczny oddech.
- Tatiana – wymamrotał, a ja wydałam z siebie małe aww, na co się zarumienił i powiedział mi, że mam się zamknąć, z czego się zaśmiałam, a on automatycznie zmienił temat. - Chcesz, żebym podwiózł cię do rodziców Justina? - spytał, a ja pomyślałam o tym, wciąż zajęta myślą o dziewczynie, z którą wychodził mój brat. - Nie chcę, żebyś była tutaj sama, w razie jakby przyszli.. - kontynuował, a ja wydałam z siebie oh, zanim przytaknęłam. - Bądź gotowa za godzinę – powiedział, pokazując na mnie palcem, a na uśmiechnęłam się, zganiając go z mojego łóżka, gdy zaczęłam zbierać moje rzeczy.
Godzinę i pół później czekałam na dole na Theo i przewróciłam oczami, gdy zszedł po schodach, próbując zawiązać krawat.
Tyle z bądź gotowa w godzinę...
- Masz jakieś 24 lata i co, wciąż nie potrafisz zawiązać krawatu – powiedziałam, a on opowiedział mi, że mam spadać, schodząc na dół, a ja przewróciłam oczami w rozbawieniu, podchodząc do niego i biorąc jego krawat w moje ręce.
Zawiązałam go ciasno, ale nie tak, żeby ograniczał jego swobodę, następnie przełożyłam go dołem i pozwoliłam moim rękom spocząć po moich bokach, gdy na niego spojrzałam.
- Naprawdę się odstawiłeś, gdzie idziecie? - spytałam, mrużąc na niego oczy z uśmiechem, a on zajęczał, żebym się zamknęła, na co się zaśmiałam.
- Właź do samochodu – powiedział, a ja uśmiechnęłam się biorąc jego kluczyki i wchodząc do garażu przez przedpokój.
Otworzyłam drzwi i przeszłam obok jego innych pojazdów, podchodząc do jego range rovera... każdy je ma... razem ze mną... whoops haha.
Wskoczyłam na siedzenie pasażera i wyciągnęłam mój telefon z torebki, widząc 7 nieodebranych połączeń od Justina.
Zmarszczyłam brwi, widząc parę wiadomości poniżej i przewróciłam oczami, widząc imię Trenta.
Dałam mu już jego pieniądze...
Używając kodu bankowego Justina, który znałam sprzed paru tygodni z powodu sytuacji, ze spadkiem jego akcji w Bieber Enterprises, przelałam moje pieniądze na jego konto, a potem z jego konta na konto Trenta, więc poszły pod imieniem Justina... Brzmi całkiem łatwo, ale wcale takie nie jest, gdy dosłownie włamujesz się do osłony ogromnego banku... to mi chwile zajęło, ale koniec końców, dałam Trentowi jego pieniądze... teraz moim jedynym problemem było, żeby usunąć tą transakcję z historii Justina, żeby on o tym nie wiedział i sprawić, żeby Trent się odwalił, bo pieniądze nie były w gotówce, tak jak chciał.
Powinien być w ogóle zadowolony, że to zrobiłam... nie tak, że nie planowałam tego zrobić, bo jakby ktoś zobaczył te zdjęcie, to cóż, miałbym przejebane
Po zignorowaniu paru wiadomości od Trenta, zdmuchnęłam pasmo włosów z mojej twarzy, zanim przejechałam palcem przez imię Justina na ekranie, a on zmienił się w wybieranie numeru.
Ciekawe co ode mnie chciał?
Nacisnęłam przycisk głośnika i czekałam aż odbierze i nie dłużej niż po dwóch sygnałach, usłyszałam jego głos.
- Musimy porozmawiać – powiedział ostro... żadnego cześć? Okej....
- O czym... - zastanawiałam się i usłyszałam jak Trent otwiera drzwi od samochodu i siada na miejscu kierowcy, patrząc na mnie, a potem na mój telefon, gdy zapiął swój pas.
- Nie będę o tym rozmawiał przez telefon – powiedział zirytowany, a Theo spojrzał na mnie dziwnie, szepcąc o czym on gada. - Jadę do ciebie – powiedział bez ogródek, nie jako informację, ale bardziej jako pośrednie żądanie, żebym została tam gdzie jestem.
- Ale ja właśnie jechałam do ciebie.
- Po prostu zostań tam gdzie jesteś do kurwy nędzy – syknął, a moje oczy rozszerzyły się na jego zachowanie, jego ton sprawił, że zdenerwowałam się w ułamku sekundy.
- Nie krzycz na mnie, co ja zrobiłam? - spytałam zirytowana, a on prychnął.
- A czego nie? - sapnął, zanim się rozłączył, a moja usta zostały otwarte.
Co do...
Usłyszałam dźwięk klaksonu z zewnątrz, a moje oczy się otworzyły szeroko... już tu był?
- Zostań tutaj – powiedział Theo, chcąc rozpiąć swój pas bezpieczeństwa, ale go zatrzymałam.
- Czekaj – odpowiedziałam i wyskoczyłam z auta, naciskając drzwi od garażu i po paru sekundach otworzyły się wystarczająco, żebym pod nimi przeszła na podjazd.
Przeklęłam, gdy zimny podmuch wiatru mnie uderzył, sprawiając, że owinęłam się moim płaszczem jeszcze bardziej, gdy zaczęłam się trząść, zanim zobaczyłam samochód Justina za bramą.
Wyszedł z samochodu trzaskając drzwiami, gdy mnie zobaczył, zanim podszedł do czarnej brami, a ja podeszłam tam gdzie był.
- Co się stało? - spytałam, widząc jak zaciska szczękę.
- Dlaczego nie spytasz Trenta, który ma teraz moje 100,000$, huh? - spytał, a ja wypuściłam powietrze, gdy robił mi wykład o liczbie pieniędzy.
- Mogę wytłumaczyć.
- Ta, jestem pewien, że możesz – warknął, a ja spojrzałam na niego, moje zdenerwowanie wróciło przez jego zachowanie.
- Słuchaj, zamiast wyżywania się na mnie, miałam dobry powód, żeby to zrobić, ja cię kurwa chroniłam – powiedziałam, a on prychnął, wciąż stojąc za bramą.
- Chroniłaś mnie od czego? - syknął, a ja ugryzłam się w język, powstrzymując się od powiedzenia czegoś, czego bym żałowała... był zły, a ja zaczynałam być z progresem tej rozmowy... to była bardziej kłótnia ale okej.
- Wiesz co, dlaczego się nie uspokoisz, żebym mogła ci powiedzieć dlaczego zrobiłam to co zrobiłam – powiedziałam, a on prychnął jeszcze raz, sprawiając, że przewróciłam oczami, gdy odchodziłam od bramy... zły Justin o nie osoba, z którą chciałam rozmawiać, a zmierzyłam się z nim tylko przez parę sekund.
- Jesteś żałosna – zawołał za mną, a ja wzdrygnęłam się na jego słowa, a moje ciało się zatrzymało. - Nie potrafisz nawet niczego wytłumaczyć, nie wspominając faktu, że ciągle masz przede mną jakieś sekrety – powiedział, a ja odwróciłam się w jego stronę, cała ta rozmowa wymykała się spod kontroli.

- Co to do cholery ma znaczy? - syknęłam, mimo tego, że wiedziałam dokładnie, dokąd zmierzał... nie był zirytowany przez pieniądze. - Justin, znam cię ile... miesiąc i trochę? - spytałam retorycznie. - Naprawdę oczekujesz, że powiem ci o rzeczach, z którymi miałam problem, żeby o nich powiedzieć mojemu bratu? - spytałam, a on na mnie spojrzał. - Jeśli chcesz tak bardzo kurwa wiedzieć o moich problemach z rodzicami, to czemu ich nie spytasz? - powiedziałam, gdy moje frustracja zaczęła rosnąć. - I jak już będziesz to robić, dlaczego nie weźmiesz tego całego gówna, które wyszło z twoich ust i nie wsadzisz go do swojej dupy, czyli tam gdzie jest twoja głowa, bo nawet nie znasz całej historii – kontynuowałam, a jego zaciśnięta szczęka lekko się rozluźniła, a on przełknął ślinę nic nie mówiąc. - Nie wzięłabym tak o twoich pieniędzy – westchnęłam, gdyż prawdopodobnie o tym myślał. - ...nie jestem Natalią – powiedziałam. - Mam powody, dla których robię rzeczy, które robię... są powody, dlaczego nie mówię ci rzeczy o moich rodzicach – wydusiłam z siebie, czując jak moja klatka piersiowa lekko płonie, gdy o nich mówiłam. - Mam granice Justin... - powiedziałam, a on spojrzał na ziemię, a następnie na mnie, oddychając głęboko, gdy chmura pary wydostała się z jego ust. - … i nie mam zamiaru przekraczać ich w najbliższym czasie.


--------------------------------------
Drama time.
Nie wiem w sumie co tu napisać.
Jak wam się podoba? tutut.
7 komentarzy = kolejny update
No to chyba tyle.
Komentujcie!
Besos.

9 komentarzy:

  1. cudowny ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieje że się pogadza ;(( nienawidzę jak sie kloca:/ ciekawe o co chodzi z rodzicami hazel:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć. Dodałam Twoje fanfiction na spis z Kendall & Kylie Jenner. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jeśli masz do tego jakieś . Dodałam Twoje fanfiction na spis z Kendall & Kylie Jenner. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jeśli masz jakieś zastrzeżenia to napisz w komentarzu pod zgłoszeniem. Pozdrawiam.

    http://kandkjennerspisff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń