Zapraszasz
mnie na randkę?
Hazel's POV:
-
Nie, nie
zrobiłam
tego –
odpowiedziałam
Justinowi, sącząc moją kawę z kubka, gdy wiózł
nad do swoich rodziców.
Mieli ogromny świąteczny
lunch, na który
również
był zaproszony mój
brat, więc
byliśmy w drodze do ich domu.
-
Zrobiłaś,
dosłownie mnie złapałaś i wciągnęłaś ze sobą pod prysznic –
powiedział
z filuternym uśmiechem, gdy jego słowa odbiły się po samochodzie.
Zamruczałam w odpowiedzi, biorąc kolejny łyk mojej kawy, gdy
patrzyłam przed siebie, próbując
się powstrzymać od wyglądania jak Grinch, gdy powstrzymywałam
potrzebę uśmiechania się jak szaleniec.
Zaśmiał
się ze mnie, zanim zapadliśmy na minutę w komfortową ciszę, a ja
wróciłam
myślami do momentu, gdy przeglądałam się dziś rano w lustrze.
-
Justin – zaczęłam,
a on zamruczał, podkręcając ogrzewanie, kiedy zauważył, że się
trzęsę. - Dlaczego mam ślad po ugryzieniu na tyłku? - spytałam
go, a on najzwyczajniej się zaśmiał i jego usta wygięły się w
szerokim uśmiechu.
-
Mikołaj
mi powiedział, że jesteś na jego niegrzecznej liście i
powiedział, że mam cię ukarać –
powiedział
dumny, a ja zmrużyłam na niego oczy z małym uśmiechem na twarzy,
spowodowanym przez jego słowa. - To prawda, Mikołaj ma zawsze
rację.
-
Więc
jestem na niegrzecznej liście? - spytałam, trzymając kubek w moich
rękach, czując jak ciepło przechodzi przez ceramikę, gdy na niego
patrzałam.
-
Zdecydowanie jesteś
na mojej
–
uśmiechnął
się znacząco, chwilowo odrywając wzrok od drogi i patrząc na
mnie, a ja przygryzłam policzek od środka, żeby powstrzymać się
od zarumienienia się w lekkim zawstydzeniu przez jego komentarz.
-
Dobrze wiedzieć
–
wymamrotałam,
śmiejąc się lekko, gdy uśmiechnął się do mnie promiennie, a ja
przyłożyłam kubek do moich ust... boże
Justin jest dobry w robieniu kawy... jest też dobry w innych
rzeczach, ale wiecie... nie dochodźmy do momentu, w którym
będę
chciała ściągnąć jego ubrania, bo boli mnie wagina...
Reszta
drogi minęła
nam w komfortowej ciszy, przerwanej od czasu do czasu gadką szmatką,
zanim dotarliśmy nie tylko do drogi do rodziców
Justina, ale też
moich...
Wykrzywiłam
się widząc ich dom, zanim zdałam sobie z czegoś sprawę... nie
będzie ich na lunchu...prawda?
Czułam
jak moje ręce stają się lekko lepkie na tą myśl, gdy Justin
przełączył coś na dachu swojego samochodu, a ja zobaczyłam jak
brama do domu jego rodziców
zaczęła
się otwierać. Zaparkował na samym szczycie podjazdu, a ja
przełknęłam ślinę, nie będąc w nastroju na resztę mojej kawy.
Wyłączył
silnik zanim spojrzał na mnie, mały uśmiech, który
był
na jego twarzy, przerodził się w grymas.
-
Co jest? - spytał
mnie, kładąc rękę na moim udzie, które
było
pokryte materiałem moich skóropodobnych
spodni. Przejechał
kciukiem po małym srebrnym zamku, który
przechodził
przez moje udo, sprawiając, że na niego spojrzałam.
-
Co jeśli
moi rodzice tam są? - spytałam, czując jak siniaki, które
powoli znikały
z mojej szyi, nagle zaczęły boleć.
-
Jeśli
tam są, to będziesz przez cały czas ze mną... proste
–
odpowiedział,
ściskając moje udo lekko chcąc mnie podnieść na duchu, a ja
przytaknęłam powoli, czując się lekko uspokojona przez jego
słowa. - Chodź –
powiedział,
posyłając mi uśmiech, zanim otworzył swoje drzwi, a ja zrobiłam
to samo.
Postawiłam
mój
obcas na odśnieżonym
podjeździe, wciąż trzymając kubek w dłoni, gdy Justin podszedł
do mnie.
Chwyciłam
moją torbę i zamknęłam drzwi, przerzuciłam ją przez moje ramię,
gdy poprawiłam kamizelkę ze sztucznego futra, którą
miałam na sobie, puszyste przypalone i lekko jasne włosy łaskotały
mnie w szyję, ale to zignorowałam... moja głowa wciąż była
zajęta scenariuszami z moimi rodzicami, którzy
mogli tu być
po tej... nocy...
-
Będzie
okej –
powiedział,
wyciągając do mnie rękę, a ja ją wzięłam, tylko po to, żeby
wyślizgnęła się z mojej, gdy podeszłam do niego, a on zarzucił
swoje ramię na mnie, obejmując mnie w pasie. - Po prostu zostań ze
mną przez cały czas, jeśli chcesz –
powiedział,
a ja odwróciłam
się do niego.
-
Nie chcę
być ciężarem, który
łazi
za tobą w kółko
–
odpowiedziałam,
a on się uśmiechnął.
-
Nie jesteś
dla mnie ciężarem... definitywnie
nie jesteś –
powiedział,
całując mnie szybko w policzek, a moje serce zabiło nagle w mojej
klatce piersiowej, gdy moje policzki się zaróżowiły.
- Możliwe, że wykorzystam to całe całuj
mnie kiedy chcesz
do maksimum –
zaśmiał
się, a ja zamruczałam z małym uśmiechem na mojej twarzy, gdy
weszliśmy razem na schody wejściowe, a grupa ludzi w białych
uniformach przeszła obok nas z tacami w ich rękach.
Spojrzałam
na nich gdy to robili, obserwując jak schodzą do drugiej strony
domu, a potem znikają.
-
Widzę,
że twoja mama idzie na całość przy świętach –
powiedziałam,
odwracając się do Justina, gdy weszliśmy do domu.
-
Zawsze tak robiła...
tylko dlatego, że zawsze pracuje i wszyscy możemy być razem jak
rodzina tylko na święta –
wytłumaczył,
a ja zamruczałam, lekko zazdrosna troską jaką Justin otrzymywał
od swoich rodziców.
Wypuściłam
mały oddech patrząc na moje stopy, zanim spojrzałam w górę.
Przeszliśmy
przez przedpokój
i do salonu. Był
on połączony z drzwiami, które
prowadziły
do salonu, ale zamiast zobaczyć roślinność, przestrzeń była
zakryta dużym namiotem.
Mieli
rozłożony
dywan na podłodze, a otwarcie dużego, białego namiotu było zaraz
przy domu, więc ciepło nie uciekało.
-
Wow – wymamrotałam
cicho, gdy przechodziliśmy, moje ręce lekko się trzęsły,
ponieważ im dalej szliśmy tym temperatura stawała się niższa.
Ludzie
siedzieli przy białych
kwadratowych stołach, które
były
ustawione wzdłuż namiotu, a pośrodku znajdowała się pusta
przestrzeń. Mogłam zobaczyć Pattie i Jeremy'ego na końcu namiotu,
rozmawiających z mężczyzną, który
trzymał
teczkę w ręce.
-
Okej, więc
po bokach? - powiedział, gdy do nich podeszliśmy, a Pattie
przytaknęła, uśmiechając się, zanim odwróciła
się do nas.
-
Wesołych
Świąt! - powiedziała radośnie przytulając Justina, zanim
podeszła do mnie, gdy postawiłam kubek na krawędzi stołu, który
był
najbliżej.
Uśmiechnęłam
się odwzajemniając uścisk, zanim się ode mnie oderwała i
przytrzymała mnie za ramiona.
-
Wszystko w porządku
kochanie? - spytała, odnosząc się najprawdopodobniej do tego co
się stało na balu Jeremy'ego.
-
Tak, jest okej – powiedziałam
zgodnie z prawdą, a ona wykrzywiła twarz.
-
Jakbym wiedziała,
że on taki jest, to bym nie pozwoliła, żeby przebywał w tym samym
pomieszczeniu co ty –
powiedziała
do mnie, gdy Justin poszedł przywitać się ze swoim tatą. - Ale
cieszę się, że wszystko z tobą w porządku –
powiedziała,
sprawiając, że uśmiechnęłam się na troskę, z którą
nie miałam kontaktu nawet jak byłam dzieckiem.
Była
odświeżająca w lekko emocjonalny sposób.
-
Hazel – powiedział
Jeremy, a ja oderwałam się od Pattie, widząc go stojącego obok
Justina. - Chodź tu słońce –
zaśmiał
się, a ja uśmiechnęłam się przytulając go, gdy już do niego
dotarłam.
-
Przepraszam za tamten wieczór – przeprosiłam,
a on potrząsnął głową.
-
Nie martw się
tym, jeśli jest z tobą w porządku, to tylko to się liczy –
powiedział,
a ja przełknęłam ślinę, gdy to samo uczucie zakradało się do
mnie. - Plus, jeśli to ci poprawi humor, odwołaliśmy jego
zaproszenie na lunch –
powiedział,
a uśmiech pojawił się na mojej twarzy. - I dostał opieprz od
Pattie, która
go zastraszyła
–
powiedział
z małym uśmiechem, a ja spojrzałam na Pattie.
-
Doceniam to – powiedziałam,
a Jeremy zaśmiał się, ściskając mnie, zanim mnie puścił i
powiedział nam, że musi zobaczyć z Pattie co u ludzi w środku.
-
Lubią
cię –
usłyszałam
głos Justina za mną i odwróciłam
się na pięcie.
-
Kto by nie lubił
–
droczyłam
się z nim, a on przewrócił
oczami rozbawiony, zanim usłyszał swoje imię wołane przez jego
młodszego brata.
-
Jest tak kurewsko zimno – usłyszałam
jak Joshua przeklina, a następnie mamrocze przeprosiny do Pattie,
która
zmrużyła
na niego oczy, kiedy przechodził obok niej.
-
Ubierz się
cieplej debilu –
powiedział
Justin, a ja zaśmiałam się, gdy Joshua rzucił mu piorunujące
spojrzenie, przedrzeźniając jego słowa.
-
Ah Hazel – powiedział,
a ja się uśmiechnęłam. Spotkaliśmy się tego dnia, kiedy moja
mama pojawiła się u nich w domu. Na początku to było niezręczne
spotkanie, ponieważ moje oczy były zapuchnięte i nie byłam w
najlepszym humorze, ale Joshua sprawił, że się uśmiechnęłam,
gdy zaczął nabijać się z Justina.
I
to co myślałam,
było prawdą. Byli parą dobrze wyglądających braci.
Naprawdę
mieli gen w tej rodzinie, który
sprawiał,
że byli w chuj gorący.
-
Wesołych
Świąt –
powiedział
podchodząc do mnie i mnie przytulając, a ja zaśmiałam się lekko
z Justina, który
spojrzał
na brata dziwnym spojrzeniem.
-
Josh, ty nigdy nie przytulasz nikogo oprócz mamy, nie jesteś
przytulanką... - powiedział, gdy Joshua został przy mnie,
sprawiając, że się zaśmiałam.
-
Dla Hazel mogę
być czymkolwiek chce –
powiedział
ze znaczącym uśmieszkiem, a Justin przewrócił
oczami, odrywając Josha ode mnie, a ja zadrżałam, gdy lekka zimna
bryza dmuchnęła w nas, a wahająca się temperatura sprawiła, że
na mojej skórze
pojawiła
się gęsia skórka.
-
Chcesz wejść
do środka? - spytał Justin, zauważając to, a ja potrząsnęłam
głową, biorąc kubek mojej nieskończonej kawy ze stołu i napiłam
się z niego, tylko po to, żeby wykrzywić twarz w grymasie na letni
smak.
-
Justin ją
zrobił? - spytał Joshua zauważając moją reakcję, a ja
przytaknęłam, odrywając się od kubka, sprawiając, ze się
zaśmiał, ale zanim mogłam mu wyjaśnić, że chodzi o temperaturę
napoju, a nie smak, to się odezwał. - Chodź, zrobię ci lepszą
kawę –
powiedział
poruszając brwiami, gdy odszedł ode mnie po tym jak zabrał mój
kubek z moich rąk,
z czego lekko się zaśmiałam.
-
Przysięgam,
on jest stuknięty –
Justin powiedział,
przechodząc obok mnie i wyciągając do mnie swoją rękę, którą
złapałam.
Moje
ciało
zadrżało lekko w satysfakcji, gdy ciepło z jego dłoni weszło w
kontakt z moją zimną, czego rezultatem było zamknięcie jego dłoni
w uścisku z moich dwóch
rąk,
co sprawiło, że na mnie spojrzał.
-
Jesteś
jak chodzący grzejnik –
powiedziałam,
a on uśmiechnął się, gdy przechodziliśmy obok stolików
w stronę
salonu.
-
Mamo – usłyszałam
jak woła Joshua, zanim usłyszałam zbliżający się głos
Pattie... Przysięgam, że ona przed chwilą była w namiocie... co
do...
-
Tak kochanie? - spytała
przejeżdżając ręką przez swoje włosy.
-
Gdzie nie
możemy
wchodzić? - spytał.
-
Do sali balowej i do dwóch gościnnych
pokoi na tym piętrze –
odpowiedziała,
a moje oczy powiększyły się na słowa sala
balowa...
cholera, jak duży był ten dom?
-
Okej – wymamrotał
bardziej do siebie niż do kogoś innego, zanim znów
zaczął
iść, tym razem do kuchni, gdy Pattie zawołała Jeremy'ego.
-
Dobra, patrzysz bracie? - Joshua dokuczał
Justinowi, który
prychnął,
gdy przeszliśmy przez drzwi do kuchni, a ja ugryzłam się w język,
żeby powstrzymać się od zaśmiania się z nich...
Słyszałam
jak Joshua nuci pod nosem, gdy Justin i ja oparliśmy się o blat,
obserwując go celowo przez parę minut, gdy otwierał szafki w
poszukiwaniu rzeczy...
-
Ja robię
lepszą kawę, prawda? - Justin spytał cicho w moje ucho, gdy się
pochylił, a ja spojrzałam na niego, moje oczy oderwały się od
niego i spojrzały na jego brata, który
teraz cierpliwie czekał
przy blacie i bezmyślnie mieszał łyżką w pustym kubku.
-
Nie wiem, jeszcze nie spróbowałam
tej od Josha –
odpowiedziałam,
a on zamruczał w sposób
jakby mówił
naprawdę?
Zanim
się odezwał.
-
Ja wiedziałem,
że chcę cię przelecieć, zanim spróbowałem
twojej cipki, więc... - uśmiechnął się znacząco, gdy powiedział
to tak, żebym tylko ja mogła usłyszeć, a moje oczy się
poszerzyły przez jego słowa i ciepło napłynęło do moich
policzków,
sprawiając,
że zaśmiał się pewny siebie. - Aww, rumieni się –
zagruchotał,
śmiejąc się.
-
Pieprz się
–
odpowiedziałam
z zaskoczonym uśmiechem, moje policzki wciąż płonęły, gdy się
znacząco uśmiechał.
-
Ty to zrobiłaś
kochanie, w sumie to parę
razy
ostatniej nocy –
zauważył,
a ja odepchnęłam go żartobliwie, zanim podeszłam do Josha, który
skończył
robić moją kawę.
-
Proszę
bardzo –
powiedział
uśmiechnięty, a ja wzięłam od niego kubek, gdy spojrzał na mnie.
- Wszystko okej? - spytał zaciekawiony, patrząc na mnie a potem
przez moje ramie prawdopodobnie na Justina... pytał pewnie dlatego,
że moja twarz wciąż była czerwona przez upokorzenie i lekki
zawrót
głowy,
spowodowany komentarzem Justina... głupi dupek.... głupi piękny
dupek...
-
Jest okej – wymamrotałam
do niego z małym uśmiechem, gdy napiłam się chicho kawy którą
mi zrobił, krzywiąc się lekko, gdy poparzyłam sobie wargę, ale
to nie powstrzymało mnie od napicia się jeszcze raz, gdy cicho ją
oceniałam.
-
I... - Justin ciągnął
zza mnie, gdy ją połknęłam, patrząc na Josha, który
miał
wzrok pełen nadziei, gdy jego starszy brat podszedł do niego i
stanął obok.
-
Justin robi lepszą
kawę –
powiedziałam,
śmiejąc się cicho, gdy Joshua wydął dolną wargę, a Justin
wydał z siebie dumne mówiłem...
-
Oh przestań,
zrobiłem ją idealnie –
zaskomlał,
a ja się uśmiechnęłam.
-
Justin wie, że
lubię ją słodszą –
odpowiedziałam,
a on wypuścił oddech, patrząc na Justina.
-
Nawet nie jesteście
razem, a ty tyle o niej wiesz –
powiedział,
a ja uniosłam brwi na jego słowa.
-
Wie o naszym udawanym związku
–
wyjaśnił
Justin, a ja wydałam z siebie oh,
gdy Joshua otworzył szafkę, zanim złapał cukierniczkę i podał
mi ją.
-
Na twoje cukrowe potrzeby – powiedział
z dramatycznym grymasem, a ja zaśmiałam się lekko, dziękując mu,
zanim postawiłam kubek i wsypałam kolejną łyżeczkę cukru, zanim
pomieszałam i patrzyłam jak brązowa ciecz kręci się w kółko,
gdy Joshua i Justin zaczęli rozmawiać.
-
Doświadczenie
w pracy? - spytał Justin, a ja spojrzałam na nich, gdy odstawiłam
cukierniczkę przy wyłożonej kafelkami ścianie, zanim podniosłam
łyżkę.
-
Tak, chce mieć
otwarte opcje, bo ty, mama i tata macie inne profesje i ja nie mam
pojęcia co chce robić –
powiedział
zza mnie Joshua, gdy położyłam łyżkę do zlewu, zanim podeszłam
do nich z moją teraz słodszą kawą.
-
Spytaj o to mamę
–
powiedział
Justin, a gdy to robił napiął szczękę, co tylko sprawiło, że
spojrzałam na malinkę pod nią.
Przeklęłam
cicho, gdy zdałam sobie z tego sprawę.
-
Hazel – powiedział
Joshua, a ja zamruczałam, moje oczy wciąż patrzały na malinkę
Justina, jakby moje gapienie mogło sprawić, że zniknie... Ja swoje
na szyi zakryłam makijażem... może mogłabym zaciągnąć Justina
do łazienki i jego też zakryć... na pewno jest ich więcej niż
jedno, bo święty panie, ja mam ich pełno. - Gapisz się na
Justina, przestań –
zaśmiał
się Joshua, a ja odwróciłam
wzrok do niego, mamrocząc przepraszam,
gdy chwilowo spojrzałam na Justina, który
uśmiechał
się pewny siebie. - Ale pytałem, co zrobiłaś, żeby zdobyć
doświadczenie w pracy? - spytał, a ja przełknęłam moją kawę.
-
Pracowałam
w paru biznesach marketingowych w Miami –
zaczęłam.
- Ale potem zaczęłam mieć więcej pracy na studiach, więc
skupiłam się na nich –
odpowiedziałam,
a on przytaknął.
-
Na jakim kierunku byłaś?
- spytał, naprawdę ciekawy.
-
Matematyka stosowana – powiedziałam
dumna, a jego oczy się rozszerzyły.
-
Co kurwa – powiedział
zszokowany, a ja się uśmiechnęłam, pijąc moją kawę, gdy się
zaśmiałam, kiedy znowu się odezwał. - To znaczy, że jesteś
chodzącym kalkulatorem –
powiedział,
a ja zamruczałam, zanim zmrużył na mnie oczy. - Poczekaj tutaj –
powiedział
do mnie, patrząc pomiędzy Justina i mnie, zanim wybiegł z
pomieszczenia.
-
Wygląda
na to, że każdy w mojej rodzinie cię lubi –
zaśmiał
się Justin z uśmiechem na twarzy, a moje usta wygięły się o
kubek, ale zanim mogliśmy powiedzieć coś jeszcze, Joshua wbiegł
do kuchni z kalkulatorem w ręce. - No i się zaczyna –
wymamrotał
Justin, a ja zaśmiałam się lekko, gdy Joshua posłał mi
wyzywające spojrzenie.
-
Chcę
cię sprawdzić –
powiedział
z małym uśmieszkiem, a Justin wypuścił oddech.
-
Joshua przestań.
-
Nie martw się
–
przerwałam
Justinowi, a on spojrzał na mnie. - Może mnie przetestować –
powiedziałam,
a Justin spojrzał pomiędzy mnie i swojego brata wzruszając
ramionami. - Masz papier? - spytałam, a Joshua cmoknął wyrażając
dezaprobatę.
-
Nie,
licz w głowie.
-
Okej – powiedziałam
pewna siebie.
- Gotowa?
-
Jak nigdy dotąd
–
powiedziałam
biorąc kolejny łyk kawy, zanim zaczął klikać coś na
kalkulatorze.
-
Ile jest 196 razy 248? - spytał,
a Justin prychnął.
-
Musisz zacząć
powoli, co do cholery.
-
Ale ona powiedziała,
że ma dyplom w matematyce więc się zam-
-
48608 – powiedziałam,
sprawiając, że oboje się zamknęli, a ja niewinne piłam kawę.
Justin
zabrał
kalkulator od Josha, zanim spojrzał na niego, a jego oczy się
rozszerzyły, gdy następnie spojrzał na mnie.
-
Jak ty do cholery to policzyłaś?
- spytał, jakby nie mógł
w to uwierzyć, a ja uniosłam brwi.
-
Sądziłeś,
że nie potrafię? - spytałam, a on przytaknął, wciąż z szeroko
otwartymi oczami. - Nie jesteś jedyny, który
jest mądry,
wiesz o tym? - droczyłam się z nim, na co Josh parsknął, gdy
Justin zmrużył oczy, zanim spojrzał na kalkulator, wciskając małe
guziki, zanim nacisnął znak równania.
-
Idź
powoli poszło się jebać –
Joshua prychnął,
patrząc na numery, które
Justin wcisnął
na kalkulatorze.
-
2394 razy 56 – wyzwał
mnie Justin z zadowolonym z siebie spojrzeniem, a ja celowo udałam,
że jestem zszokowana przez numery, co sprawiło, że znaczący
uśmieszek powoli wkradał się na twarz Justina. - Już nie jesteś
taka pewna, praw -
-
134064 – odpowiedziałam,
a Justin zmrużył swoje oczy, zanim on i Joshua spojrzeli na
kalkulator.
-
Kurwa człowieku,
ona naprawdę jest chodzącym kalkulatorem –
powiedział
podekscytowany Joshua.
-
Nie lekceważ
mnie –
powiedziałam,
klepiąc Justina po policzku, zanim oparłam się o blat, widząc jak
Justin na mnie patrzy z małym uśmiechem na twarzy.
-
Masz jeszcze jakieś
ukryte talenty? - spytał Joshua, a ja zaśmiałam się delikatnie,
trzęsąc głową, zanim Justin się odezwał.
-
Oh, ma... - powiedział,
sprawiając, że spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, gdy
przełknęłam moją kawę. - ale
tylko ja o nich wiem –
dodał
z cwanym uśmieszkiem, a ja lekko się zadławiłam, połykając tyle
kawy ile mogłam, gdy zaczęłam kaszleć przez jego komentarz.
-
Pieprzyliście
się? - Joshua uśmiechnął się znacząco, a ja rzucałam złowrogie
spojrzenie Justinowi, gdy odchrząknęłam, próbując
pozbyć się łaskoczącego uczucia w gardle, gdy Justin przytaknął,
sprawiając, że lekko go popchnęłam.
-
Dupek – zajęczałam,
zakrywając moje usta, gdy Joshua poruszył brwiami, patrząc na mnie
z małym uśmieszkiem... który
pasował
do tego, który
był
na twarzy Justina, gdy odeszłam od tej sytuacji.
-
Koleś,
zabezpieczaj się... nie jesteście nawet razem –
powiedział
zza mnie Joshua, gdy wylałam resztę kawy do zlewu i odkręciłam
kran, żeby umyć kubek.
-
Bierze tabletki – zaśmiał
się Justin, a ja odwróciłam
głowę, patrząc na niego złowrogo.
-
Może
mu jeszcze powiesz jaka jest moja cipka –
zachęciłam
go sarkastycznie, gdy myłam kubek.
-
Ciasna...
naprawdę
ciasna –
powiedział,
a ja sapnęłam, rzucając w niego zapienioną gąbką, z czego
zaśmiał się głośno, gdy jej uniknął, a Joshua potrząsnął
głową, śmiejąc się.
-
Dupek – zaskomlałam,
a on uśmiechnął się do mnie szeroko, ruszając swoimi brwiami. -
odpłacę ci się... nie martw się –
odpowiedziałam,
a on wzruszył ramionami, wciąż się ze mnie śmiejąc... Joshua
robił to samo.
-
Wiem, że
powiedziałaś, że mam cię nie lekceważyć –
powiedział.
- Ale i tak to zrobię –
skończył,
a ja zamruczałam.
-
Nie wierzysz mi? - spytałam
go, odnosząc się do faktu, że uważał, że mu się nie odpłacę.
-
Nie – zaśmiał
się.
-
Okej – odpowiedziałam
zwyczajnie.
-
Okej? - spytał
Justin, jego rozbawiony uśmiech lekko zmalał, na moje prostolinijne
słowa.
-
Okej – powtórzyłam.
-
Brzmicie jakbyście
odtwarzali Gwiazd Naszych Wina –
powiedział
Joshua. - Ale cholera, Jay, ona rozerwie cię na strzępy –
powiedział,
mówiąc
o mnie, a ja uśmiechnęłam się niewinnie. - Naprawdę to zrobi,
zobacz na to jej złowieszcze spojrzenie –
zaśmiał
się, gdy Justin na mnie spojrzał, lekko przerażony tym jak mój
nastrój szybko zmienił
się z wkurzonego na spokojny.
-
Twój brat tak dobrze mnie zna – powiedziałam
do Justina, gdy postawiłam mokry kubek na suszarce i wytarłam ręce,
po zakręceniu kranu.
-
Haze – powiedział
Justin, a ja zamruczałam, patrząc na niego... Tylko
się z nim droczyłam, ale dokuczanie Justinowi było fajne... -
Przepraszam
–
powiedział,
a ja znowu zamruczałam, sprawiając, że spojrzał na mnie zmęczonym
spojrzeniem.
-
Masz przechlapane – zaśmiał
się Joshua zza Justina, gdy on podchodził do mnie.
-
Haze, mówię
poważnie... Przepraszam –
podkreślił
cicho, stojąc teraz przede mną, gdy ja stałam z rękoma założonymi
na piersi i lekkim uśmiechem na twarzy... cholera,
bał się mnie... cóż,
wykorzystam to na przyszłość...
-
Naprawdę?
- spytałam, a on przytaknął, gdy moje oczy spojrzały na Josha,
który
cieszył
się show. - Nie wierzę ci –
powiedziałam,
przedrzeźniając go, kiedy nie wierzył, że się na nim odegram.
Wydął
lekko wargę, biorąc krok do przodu, co sprawiło, że ja wzięłam
jeden to tyłu i oparłam się o blat, unosząc brwi.
-
Mogę
ci to wynagrodzić? - spytał, biorąc moją dłoń w swoje obie i
delikatnie przejeżdżał po moich knykciach swoimi kciukami.
-
Jak? - spytałam,
ciepło z jego rąk powoli wędrowało przeze mnie.. co sprawiło, że
pieniłam się w środku.
-
Tak, że...
- ciągnął, ściągając usta na jedną stronę, zanim znowu się
odezwał. - Zabiorę cię gdzieś –
powiedział,
a ja uniosłam brwi.
-
Że
na randkę? - wtrącił się Joshua.
-
Że
na randkę –
zaśmiał
się Justin, a ja spojrzałam na niego, widząc, że na jego ustach
pojawia się uśmiech.
-
Zapraszasz
mnie na randkę?
- spytałam, powstrzymując się od uśmiechu.
-
Tak...
- ciągnął,
zanim odchrząknął. - Tak –
powiedział
bardziej pewny siebie, a ja się uśmiechnęłam. - Pójdziesz
ze mną
na randkę? - spytał, a ja drocząco spojrzałam na niego, jakbym o
tym myślała.
-
Powinnam mu pozwolić?
- spytałam Josha, wyginając szyję, żebym mogła go zobaczyć,
ponieważ Justin stał naprzeciwko mnie.
-
Myślę,
że tak... - powiedział, kontynuując z małym uśmieszkiem, gdy
zaczął wychodzić z kuchni. - No bo...- powiedział, przeciągając
słowa, gdy oboje czekaliśmy na koniec jego wypowiedzi. - To by
pasowało i byłby to dla was kolejny krok, skoro oboje się lubicie
i się pieprzyliście –
powiedział
szybko, gdy wybiegł z kuchni, zanim któreś
z nas mogło coś powiedzieć.
Co do....
-
Dostanie za swoje – wymamrotał
Justin z różowymi
policzkami, po tym jak spojrzałam na nasze ręce, a potem znowu na
niego... Nie myślałam w sumie o tej całej sprawie, że lubię
Justina... Znaczy, wiem, że go lubię, ale dużo o tym nie
myślałam... hm.... - Ale ignorując go –
powiedział
Justin, a ja powstrzymałam się od uśmiechu, gdy wyglądał na
trochę zdenerwowanego przez słowa swojego brata. - Umówisz
się
ze mną?
- spytał, a ja spojrzałam na niego, mały uśmiech pojawił się na
moich ustach, gdy przytaknęłam na jego pytanie.
-
Kurwa wreszcie – powiedział
Joshua zza drzwi, a my oboje odwróciliśmy
się w kierunku jego głosu, na co jego oczy się rozszerzyły, gdy
Justin oderwał się ode mnie i pobiegł za nim, sprawiając, że się
uśmiechnęłam, gdy ich obserwowałam... po głowie kręciła mi się
tylko jedna myśl...
Idę
na randkę z Justinem...
>><<
Justin's POV:
-
Naprawdę
to zrobiła? - spytał Theo z szerokimi oczami, a ja przytaknąłem,
śmiejąc się.
-
Moja mama dosłownie
groziła twojemu ojcu i powiedziała, że jeśli kiedykolwiek położy
swoją rękę na Hazel albo na jakiejkolwiek innej kobiecie, będzie
musiał spotkać się z jej gniewiem - uśmiechnąłem się, a ona
wymamrotał cholera
sprawiając, że się zaśmiałem.
Była
teraz godzina 15, a namiot wypełnił się ludźmi, w większości
rodziną, ale niektórzy
byli partnerami biznesowymi.
- Wszystko okej z
napojami? - usłyszałem mojego ojca zza mnie, jego ręka spoczęła
na moim ramieniu, a ja spojrzałem na niego, gdy ja i Theo
siedzieliśmy na samym końcu stołu, z wolnymi krzesłami obok nas
dla Tatiany i Hazel.
-
Jest okej - powiedziałem, podnosząc moje piwo, a on wymamrotał
dobrze
do siebie z uśmiechem, zanim przeszedł do ludzi obok nas,
sprawdzając, czy smakuje im jedzenie i picie.
- Twoja rodzina robi
najlepsze święta - powiedział Theo, patrząc na czerwony, zwiewny
materiał, które był zawieszony na ścianach namiotu.
Cała rzecz
wyglądała jakby była wycięgnięta z książki o świętach, jeśli
mam być szczery.
Moja mama poszła na
całość i to sięopłaciło. Nie tylko wszystko wyglądało
niesamowicie, ale też nie było przesycone dodatkami, czego
nienawidziłem.
Stoły były pokryte
małymi kawałkami brokatowego konfetti, koło każdego stołu leżała
mała zabawka bożonarodzeniowa z niespodzianką oraz na każdym
stole były małe świeczki płwające w wazie w kształci cylindra,
któa była wypełniona wodą i płatkami róży... proste, ale
efektywne.
- Moja mama szaleje
każdego roku - zaśmiałem się, sącząc moje piwo, a on przytaknął
zgadzając się.
- Robi świetną
robotę - powiedział, a ja uśmiechnąłem się połykając alkohol,
gdy automatycznie przesuwałem oczy po ludziach, którzy tu byli.
Niektórzy stali
wokół stołów, inni stali po środku pustej przestrzeni,
rozmawiając ze sobą i uśmiechając się, gdy stukali się
kieliszkami szampana.
- Ciekawe co tak
długo jej zajmuje - wymamrotał Theo, a ja odpowiedziałem.
- Z Tatianą? -
spytałem, a on przytaknął. - Pewnie znalazła Hazel i zaczęły
rozmawiać, wiesz jakie są kobiety - odpowiedziałem, a on zaśmiał
się zgadzając się ze mną przez skinięcie głową, gdy wziął
łyk swojego piwa.
Wypuściłem oddech,
drapiąc się po szczęce, gdy odchyliłem się na krześle, moje
ramię spoczęło na tym, na którym powinna siedzieć Hazel, a w
mojej ręce trzymałem moje piwo.
Moja
noga tupała niecierpliwie o podłogę, gdy też zastanawiałem się
gdzie do cholery była Hazel i Tatiana... to
satysfakcjonujące uczucie, które przepływało przez moje żyły po
ostatniej nocy, powoli zaczynało znikać i zostawało zastąpione
przez irytujące uczucie, którego wcale nie lubiłem...
- Gdzie jest Hazel?
- spytałem jak ktoś pyta zza mnie i odwróciłem się, żeby
zobaczyć mojego brata ze skrzydełkiem kurczaka w jednej ręce i
serwetką w drugiej.
- Weszła do środka
- odpowiedziałem, a on zamruczał zanim usiadł na wolnym krześle
obok mnie.
- Jej brat wie, że
udajecie? - spytał mnie cicho, gdy usiadł, żeby Theo nie słyszał,
a ja potrząsnąłem głową, a on przytaknął, wgryzając się w
mięso, gdy ja znów zacząłem patrzeć na ludzi.
Nie wiem czemu, ale
miałem dziwne uczucie... było frustrujące i w ogóle nie dodawało
mi otuchy.
- Wszystko okej? -
Theo mnie spytał, a ja skanowałem tłum jeszcze raz, jakbym kogoś
szukał, ale nie wiedziałem kogo...
- Tak -
odpowiedziałem cicho, prostując się na moim krześle, gdy moje
oczy zatrzymały się na pewnej blondynce.
Pozwoliłem moim
oczom podążać za nią, gdy wciąż była odwrócona do mnie tyłem,
gdy podeszła do kogoś. Dalej się na nią gapiłem, ignorując
sposób w jaki mój ciekawski brat mnie zawołał, gdy obserwował
kobietę, która stanęła naprzeciwko kogoś, zanim odwróciła się
do mnie i posłała mi cwany uśmieszek, jakby wiedziała, że ją
obserwowałem.
- Justin, halo... -
powiedział Theo, machając ręką przed moją twarzą, gdy ja
przełknąłem ślinę i wstałem, patrząc gniewnie na Natalię.
- Co ty robisz? -
spytał Joshua, gdy postawiłem moją szklankę na stole.
- Pozbywam się
nieproszonych gości - powiedziałem ostro, frustracja przeciekała
przez moje żyly, gdy odepchnąłem krzesło moją rękę i szedłem
w stronę pary diabłów, po tym jak obszedłem stół dookoła.
Ale zanim mogłem
podejść do Trenta i Natalii, którzy uznali za kuszące testowanie
mojej cierpliwości, zostałem zatrzymany przez czyjeś ramie.
- Justin - wydyszała
Tatiana, a ja odwróciłem się, żeby zobaczyć ej oczy rozszerzone
w panice i jej zaczerwienione policzki, co sprawiło, że moje serce
zaczęło mocniej bić w mojej klatce piersiowej przez jej widok.
Co jest kurwa...
- Co się stało? -
spytałem, odwracając się chwilowo, żeby zobaczyć, że Trent i
Natalia zniknęli z zasięgu mojego wzroku, co sprawiło, że krew
się we mnie zagotowała, zanim znów odwróciłem się do Tatiany,
gdy się odezwała.
- Hazel - wydyszała,
wciąż próbując złapać oddech, a ja przełknąłem śliną, żeby
ją spytać, o co jej do cholery chodzi, ale zostałem powstrzymany.
- Gdzie byłaś i
dlaczego nie ma z tobą Hazel? - spytał Theo z niepokojem, stając
za mną i patrząc na swoją dziewczynę zatroskanym wzrokiem. - Co
się stało? - zażądał odpowiedzi, a Tatiana wypuściła płytki
oddech i wyglądała na przerażoną i spanikowaną zanim
odpowiedziała.
-
Twój ojciec tu jest - wyrzuciła z siebie, a mały pisk opuścił
jej usta. - ...
i jest z Hazel...
----------------------------
Holaaa
Cierpie w domu bez internetu i robie sobie teraz hotspot z telefonu nienawidzę życia.
Myslałam nad zakończeniem tego tłumaczenia na tym blogu i zostaniu tylko przy wattpadzie, bo pod 18 rozdziałem było cienko z komentarzami, no ale pod 19 było troche lepiej, więc na razie zostaje, ale musicie sie postarać ehhh.
+ ZACZYNAM NOWE TŁUMACZENIE, ALE BĘDZIE TYLKO NA WATTPADZIE (CHYBA).
JESTEM NIM NAPRAWDĘ PODEKSCYTOWANA BO JEST TROCHĘ FANTASY I PARANORMALNE, OCZYWIŚCIE, GŁÓWNYM BOHATEREM JEST JUSTIN, ALE W FF NAZYWA SIĘ JASON MCCANN. ;'))
W razie pytań
(KTOŚ SIĘ MNIE SPYTAŁ CZY ZROBIĘ WIECZÓR O SOBIE I JAK CHCECIE TO BARDZO CHĘTNIE. ;)
ASK: http://ask.fm/fanficspl
KOTEK: https://curiouscat.me/snapitzbiebur
Świetny! Podasz link do wattpad? Tak chcemy!
OdpowiedzUsuńhttps://www.wattpad.com/user/fanficspl :) tam raczej dodam info o 'wieczorze o mnie' jesli taki zrobie. (:
UsuńSuper! Mam nadzieję że będziesz tutaj dodawać rozdziały <3
OdpowiedzUsuńKocham ♥
OdpowiedzUsuńMega! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńMega
OdpowiedzUsuńGenialny
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie 😍 Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń