Odkąd cię zwolnił, jego rankingi gwałtownie spadły...
Hazel's POV:
- Ile masz firm? - spytałam zaciekawiona Justina, gdy on się do
mnie odwrócił.
Oboje siedzieliśmy w salonie, bok mojego ciała opierał się o
krawędź kanapy, pozwalając mi tym na oparcie mojej głowy, która
wciąż wydawała się ciężka leżąc na delikatnym obiciu kanapy.
- 3 – odpowiedział. - Jedną w Nowym Jorku, jedną w Londynie i
jedną w Dubaju – wytłumaczył, a ja posłałam mu pytające
spojrzenie.
- Nie masz jednej tutaj? - spytałam odnosząc się do Kanady, a on
potrząsnął głową w odpowiedzi na moje pytanie, zanim się
odezwał.
- Nie zrobiłem tego celowo, ponieważ gdy jestem tutaj, chcę
spędzić czas z moją rodziną a nie biegać tam i z powrotem, żeby
zająć się moją firmą – odpowiedział. - Święta to jedyny
czas kiedy naprawdę mogę się zrelaksować i jedyne co
robię, odnoszące się do mojego biznesu, to odpowiadanie na emaile
– odpowiedział, a ja zanuciłam pod nosem, myśląc o jego logice,
przenosząc mój wzrok na laptopa, który był na jego kolanach.
- Ma sens – uśmiechnęłam się, przenosząc mój wzrok na niego,
a on odwzajemnił uśmiech, zanim usłyszeliśmy dźwięk stóp
uderzających o podłogę dochodzący z kuchni.
- Wstaliście tak wcześnie – Joshua jęknął zmęczony,
przejeżdżając ręką przez swoje niepoukładane włosy. Pasma
brudnego blondu odstawały na każdą stronę, co sprawiło, że w
mojej głowie pojawił się obraz włosów Justina zaraz po tym jak
wstaje rano...
- Jest 13, Joshua – Justin powiedział zza mnie, ponieważ ja
odwróciłam się do jego młodszego brata, obserwując jak stawia
ciężkie kroki w kierunku kanapy, która stała naprzeciwko tej, na
której siedziałam z Justinem, trzymając miskę płatków w rękach.
- No i? - Joshua odpowiedział, a ja powstrzymałam potrzebę
śmiechu, gdy usłyszałam jak Justin mamrocze zrzędliwy gówniak
pod nosem, gdy Josh usiadł na kanapie i zaczął jeść swoje
śniadanie.
- Jesteście tacy sami – powiedziałam cicho, a oni na mnie
spojrzeli, gdy ja odwróciłam się z powrotem do Justina.
- Jak to? - spytał Justin, przesuwając się na swoim miejscu tak,
że siedział wyprostowany i nie garbił się z laptopem na kolanach.
- Obydwoje jesteście zdenerwowani, gdy jesteście zmęczeni –
zaśmiałam się lekko, a Justin prychnął.
- Nieprawda – odpowiedzieli oboje w tym samym czasie, a ja
zanuciłam pod nosem drocąc się z nimi.
- Widzicie – wymamrotałam, gdy sięgnęłam po kubek z moją kawą,
który stał na dębowym stole, na wyciągnięcie mojej ręki, gdy
siedziałam.
- Nie jesteśmy tacy sami, dlaczego chciałbym być taki jak Justin?
- spytał Joshua.
- Bo byś zarabiał ponad 100 tysięcy na godzinę? - Justin spytał
sarkastycznie, posyłając Joshowi szeroki i pewny siebie uśmiech,
gdy ten pokazał mu środkowego palca, sprawiając, że przewróciłam
oczami w rozbawieniu.
- Zadufany dupek – wymamrotał pod nosem Josh do swojego starszego
brata, a w odpowiedzi, Justin go przedrzeźniał co przerodziło się
w pojedynek, gdzie oboje powtarzali zadufany dupek
w kółko, dopóki ich głosy nie były głośne, piskliwe i
ociekające sarkazmem.
- Macie szczęście, że waszej matki tu nie ma, bo oboje byście
dostali po głowie – powiedział Jeremy zza nas i oboje Justin i
Josh przestali, i spojrzeli na swojego tatę, który przewrócił
oczami z małym uśmiechem na swojej twarzy.
- On to zaczął – wymamrotał Justin, a ja uśmiechnęłam się
przez to jak zrzędliwie brzmiał, gdy wzięłam łyk mojej kawy,
zanim zostałam wspomniana przez Jeremy'ego po tym jak wymamrotał
coś pod nosem o swoich synach.
- Czujesz się lepiej po wczoraj kochanie? - spytał, a ja posłałam
mu mały uśmiech przytakując, mimo tego, że wciąż czułam małe
pulsowanie w głowie, było ono do zniesienia... jak na razie...
- Tak, dziękuję, że mogłam zostać na noc – odpowiedziałam.
- Nieważne czy jesteś dziewczyną Justina, czy byś nią nie była,
nie pozwoliłbym ci wracać do domu w stanie, w którym byłaś.
- Hm, dziewczyna Justina –
Josh przeciągnął drocząco, sprawiając, że Jeremy spojrzał
dziwnie na swojego najmłodszego syna.
- Co? - Jeremy spytał zaciekawiony.
- Nic – zaćwierkał Joshua, zanim wsadził do ust łyżkę pełną
płatków śniadaniowych. Można było usłyszeć jak głośno
przeżuwa płatki, gdy uśmiechał się od ucha do ucha patrząc na
Justina i na mnie, poruszając swoimi brwiami.
- Okej – Jeremy się
zaśmiał, zanim znów się zwrócił do mnie. - Zanim zapomnę,
Pattie się zastanawiała, czy mogłabyś zajść do niej, żeby
mogła sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku – powiedział, a
ja w myślach przejrzałam mój plan dnia i nic nie wyskoczyło, więc
przytaknęłam.
- Wiesz o której chce, żebym tam była? - spytałam, biorąc
kolejny łyk mojej kawy, która mnie rozgrzewała od środka... nie,
żeby w domu było zimno, ponieważ w środku było ciepło i
wygodnie.
- Nie podała czasu, po prostu powiedziała, żeby Justin do niej
zadzwonił i spytał kiedy ma czas – wytłumaczył, a ja usłyszałam
jak Justin mówi zadzwonię do niej teraz
zza mnie. - Pomimo tego, mam nadzieję, że chociaż trochę
ci się wczoraj podobało – powiedział, a ja uśmiechnęłam się
przytakując.
- Wiecie jak wyprawić świąteczne przyjęcie – uśmiechnęłam
się, a on się zaśmiał.
- Cieszę się, że ci się podobało kochanie, ale porozmawiamy
później, bo muszę uciekać do pracy – odpowiedział, a ja
uśmiechnęłam się, machając mu na do widzenia
gdy Justin i Joshua wymamrotali coś podobnego, gdy Jeremy wyszedł z
pokoju.
- Mamo – powiedział Justin, a ja odwróciłam się, biorąc
kolejny łyk mojej kawy, gdy on rozmawiał przez telefon,
przyciskając go do ucha ramieniem, gdy pisał coś na laptopie ze
zmarszczonymi brwiami. - Tak...
jest obok mnie... - powiedział, patrząc na mnie przez sekundę,
zanim znów się odezwał. - Raczej nie... okej...
40 minut... może być.. - kontynuował, gdy ja spojrzałam chwilowo
na Josha, widząc jak pisze coś na swoim telefonie, trzymając łyżkę
w ustach... cholera, je szybko.... -...
okej to wyjedziemy teraz... -
powiedział Justin, przyciągając moją uwagę do niego, gdy
wymamrotał kolejne okej
zanim zabrał telefon od swojego ucha i się rozłączył.
- Twoja mama ma czas? - spytałam, a on zamruczał pod nosem,
zamykając laptopa po tym jak kliknął przycisk wyślij.
- Powiedziała, że będzie wolna za jakieś 40 minut –
odpowiedział. - Mogę się podrzucić do twojego brata, żebyś się
odświeżyła zanim pójdziemy.
- Sugerujesz mi, że muszę się umyć? - spytałam dokuczliwie, a
on się zaśmiał.
- Chodź – zaśmiał się lekko wstając, gdy ja kończyłam
resztki mojej kawy, patrząc na Josha, który wciąż patrzył na
swój telefon. - Joshua, niedługo wrócimy – powiedział Justin, a
Josh zamruczał pod nosem, machając mu nieobecnie, na co Justin
burknął, gdy wstałam.
- Pa – zawołałam do Josha, na co jego głowa uniosła się do
góry na dźwięk mojego głosu, sprawiając, że cicho się
zaśmiałam, gdy Justin tłumaczył, że on zwraca na mnie większą
uwagę niż na niego. - Lubi mnie bardziej, to dlatego –
powiedziałam do Justina, a on żartobliwie rzucił mi złowrogie
spojrzenie, gdy przeszłam obok niego i weszłam do kuchni.
- Uwierz mi Hazel, znam kogoś kto lubi cię o wiele
bardziej niż ja – usłyszałam jak woła za mną Josh i zaczęłam
się zastanawiać nad jego słowami, nie chcąc robić sobie nadziei,
gdy interpretowałam to zdanie w mojej głowie tak, jakby było o
Justinie...
Odepchnęłam to lekkomyślne rozumowanie od siebie, kładąc kubek
do zlewu, gdy Justin powiedział Joshowi, żeby się zamknął
zanim nabije jego głowę na pal.
Przysięgam na boga, że jeśli kiedykolwiek będę się nudzić
to wepchnę ich do pokoju i będę czekała, żeby bawili mnie swoją
rozmową.
Uśmiechnęłam się lekko do siebie, gdy zobaczyłam jak Justin
bierze klucze do samochodu z miski z chińskiej porcelany, która
stała na stole w przedpokoju.
- Pójdę tylko po buty i możemy iść – powiedziałam, a on
przytaknął, jego policzki były lekko różowe, co sprawiło, że
musiałam się powstrzymać od radosnego pisku, gdy ruszyłam
marmurowymi schodami na górę.
Wymamrotałam do siebie w lewo
gdy wędrowałam przez korytarz w stronę pokoju Justina. Popchnęłam
drzwi do jego pokoju, żeby się tworzyły i weszłam do środka,
biorąc moje buty i zakładając je, przez co lekko jęknęłam, gdy
poczułam ból w podeszwach moich stóp.
Ignorując ból wzięłam mój telefon, który miał mniej niż 20%
baterii i wyszłam z pokoju, po tym jak wzięłam moją torebkę i
kurtkę.
Wsunęłam ręce w rękawy i poprawiłam włosy, które chwilowo były
uwięzione pod kurtką, gdy wracałam korytarzem, moje oczy podążały
za balkon i spoglądały do przedpokoju, widząc Justina piszącego
na swoim telefonie.
Jego głowa uniosła się do góry na dźwięk moich obcasów
uderzających w marmurowe schody, ponieważ korytarz był wyłożony
czarnym, długim dywanem, którego kremowa powierzchnia wyciszała
dźwięk i nie było słychać moich kroków.
- Gotowa? - spytał, a ja przytaknęłam, zakładając moją torbę
na ramię, gdy Justin podszedł do drzwi, zanim się odezwałam.
- Pa Joshua – zawołałam i usłyszałam szuranie nogami, na co ja
i Justin oboje się odwróciliśmy, żeby zobaczyć Josha
wychodzącego z salonu z miską do płatków w jego dłoniach, gdy ja
postawiłam stopę na podłodze w przedpokoju.
- Pa Hazel... - powiedział drocząc się, celowo nie wspominając o
Justinie, zanim wskazał na nas łyżką. - I pa do tego... czegoś
obok ciebie – Josh uśmiechnął się głupkowato, a ja się
zaśmiałam, gdy Justin rzucił mu śmiertelnie poważne spojrzenie.
- Możesz mi possać – powiedział, a ja strzeliłam face palma w
myślach, gdyż wiedziałam co dokładnie wyjdzie z ust Josha.
- Niee, to robota Hazel...
Mówiłam...
- To twoja wina – powiedziałam Justinowi, ignorując oraz nagiego
Justina w mojej głowie... oddychaj Hazel...
- Mi przynajmniej ma kto – odpowiedział Justin, a Josh prychnął,
mówiąc Justinowi, żeby się w końcu odpierdolił.
- Jesteście wyjątkowi, przysięgam – wymamrotałam rozbawionym
tonem, otwierając drzwi i machając na pożegnanie do Josha, gdy
szłam do samochodu Justina.
Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i przejechałam ręką przez
moje włosy, wzdrygając się lekko, gdy podmuch chłodnego wiatru
uderzył mnie w twarz, a płatki śniegu w powietrzu sprawiły, że
wydawało się, że jest mgliście.
- Głupia pogoda – zajęczałam cicho, przyspieszając kroki do
samochodu Justina, gdy dźwięk odblokowywania drzwi w samochodzie
dotarł do moich uszu, dając mi do zrozumienia, że mogłam wejść
do środka.
Usiadłam na miejscu pasażera wypuszczając powietrze, co sprawiło,
że przede mną pojawiła się chmurka pary.
- Aż taki ci zimno? - Justin się zaśmiał wsiadając do samochodu
i zamykając drzwi, gdy poprawił się na siedzeniu i odpalił
silnik.
- Mogę być z Kanady i mogłam tu żyć przez 15 lat, ale wciąż
nienawidzę zimna – zatrzęsłam się znów, a Justin włączył
ogrzewanie, gdy ja zapięłam mój pas i opuściłam lusterko, żeby
się przejrzeć.
- Ale przeprowadziłaś się do Nowego Jorku z Miami? - spytał, a ja
zamruczałam pod nosem, przejeżdżając palcem po moich wargach,
zanim pochyliłam się i zaczęłam szukać w mojej torbie balsamu do
ust.
- Byłam zdeterminowana, żeby dostać się branży biznesowej –
wymamrotałam, znajdując najzwyklejsze różowe opakowanie i zdjęłam
z niego zakrętkę, następie przekręciłam dół i przejechałam
nim po moich ustach, patrząc na moje odbicie w lustrze, gdy Justin
się odezwał wyjeżdżając z podjazdu.
- Kiedy sprowadziłaś się do Nowego Jorku? - spytał, a ja
zmrużyłam oczy, myśląc o tym.
- Jakieś dwa lata temu... tak, skończyłam wtedy 20 lat –
powiedziałam, cmokając ustami, zanim odłożyłam balsam do
torebki.
- Cholera, jak skończyłaś 20 lat?
- spytał, a ja przytaknęłam.
- Skończyłam szkołę wcześniej, bo moi dziadkowie mieli
znajomości i kiedy już mi się udało, przez rok mieszkałam we
Francji, zdobywając doświadczenie, zanim wróciłam do Miami na
parę miesięcy, a potem poleciałam do Nowego Jorku, żeby wydać
moje oświadczenie – powiedziałam dumna, słowa wątpliwości
mojego ojca zaczęły latać po mojej głowie, co tylko sprawiło, że
tępy ból głowy stawał się coraz to bardziej zauważalny.
...pierdolony idiota...
- Byłaś i wciąż jesteś,
z tego co wiem, cholernie zdeterminowana –
zaśmiał się, wyjeżdżając przez bramę i udając się do domu
mojego brata.
- Wezmę to za komplement – uśmiechnęłam się. - Ale byłam,
ponieważ chciałam udowodnić moim rodzicom, że jestem coś warta,
ponieważ jedyne co robili to mnie dobijali – powiedziałam
wypuszczając oddech, gdy zorientowałam się, że mówienie o nich
tylko pogarszało mój nastrój.
- Cóż, pokazałaś im – powiedział Justin, odwracając się do
mnie na chwilę. - Zdobyłaś doświadczenie we Francji, potem
zdobyłaś pracę w dużym marketingowym biznesie w Nowym Jorku, a
teraz... będziesz pracować
dla mnie – powiedział, a ja uśmiechnęłam się lekko do niego,
jego słowa rejestrowały się w mojej głowie.
- Wiesz... - zaczęłam, zatrzymując się na chwilę, żeby się
upewnić, że mnie słucha, na co zamruczał. - … mam takie
wrażenie, że zaproponowałeś mi tą pracę ze... współczucia?
- powiedziałam, pytając gdy
wypowiedziałam ostatnie słowo, ponieważ nie wiedziałam jak to
ująć...
- Współczucia? - Justin
spytał retorycznie. - Myślisz, że daję ci miejsce w moim
biznesie, które jest niezbędną częścią podstawy, którą
zbudowałem ze współczucia? -
spytał mnie, a ja wypuściłam mały oddech, słysząc lekką
irytację w jego głosie, ale zgaduję, że słyszałam źle, gdy
znowu się odezwał. - Haze – kontynuował. - Nie daję ci pracy ze
współczucia, daję ci ją, o po pierwsze, ufam ci, a po drugie,
wiem, że będziesz w tym dobra... - powiedział, zatrzymując się
na światłach, co dało mu okazję, żeby na mnie spojrzeć.
- Skąd jesteś taki pewien, że będę dobrym menadżerem do spraw
finansów? - spytałam, wykrzywiając się lekko, gdy się do niego
odwróciłam.
- Bo widziałem pracę, którą zrobiłaś dla biznesu Trenta –
powiedział, a ja uniosłam brwi. - To ty byłaś powodem, że
statystyki pomiędzy naszymi biznesami spadły, więc jeśli mogłaś
podnieść Eagle Inc do poziomu Bieber Enterprises, wyobraź sobie
co możesz zrobić, pracując dla mnie?
- spytał, a ja wymamrotałam, że światło zmieniło się na
zielone, gdy myślałam nad jego słowami, gdy samochód znów zaczął
się poruszać, gdy Justin spojrzał znowu na drogę, zanim znów się
odezwał. - Odkąd cię
zwolnił, jego rankingi gwałtownie spadły... prawdopodobnie
dlatego tak chciał przejąć biznes twojego ojca – powiedział, a
ja pozwoliłam grymasowi na mojej twarzy pogłębić się przez
wspomnienie moich rodziców, co tylko sprawiło, że rozmowa z
Natalią z poranka pojawiła się w mojej głowie.
- Skąd to wiesz? - spytałam, ponieważ nic o tym nie wspominałam.
- Trent mi przysłał maila dzisiaj rano – odpowiedział
zwyczajnie, a ja wydobyłam z siebie och, zanim
zapadliśmy na parę minut w ciszę, dopóki ja się nie odezwałam.
- Jak długo znasz Trenta? - spytałam, a Justin poprawił się w
siedzeniu, zanim się odezwał.
- Od szkoły średniej – odpowiedział, podświadomie liżąc usta.
- A co? - spytał mnie, unosząc swoje brwi, zanim włączył lewy
kierunkowskaz i skręcił parę sekund później.
- Tak się zastanawiam... - powiedziałam, a on wymamrotał okej
co sprawiło, że byłam jeszcze bardziej ciekawa, niż chciałam...
Nie byłam ciekawska... okej może byłam... no ale...
Pozwól mu powiedzieć, kiedy będzie chciał...
Prychnęłam na moje anielskie myśli, gdy diabelskie wyduś to z
niego teraz zaczęło odtwarzać
się w mojej głowie... No bo, możliwe, że mówi prawdę... albo
kłamie mi prosto w oczy...
Pamiętam jak byliśmy w jego biurze, po tym jak dosłownie
pociągnęłam go za krawat i pocałowałam... Spytałam go potem o
jego biznesową rywalizacje pomiędzy nim a Trentem i teraz w mojej
głowie pojawiała się masa scenariuszy, gdy wróciłam myślami do
tego momentu...
- Ty i Trent zawsze ze sobą rywalizowaliście? - spytałam, a on
potrząsnął głową, gdy dźwięk pisania na klawiaturze odbijał
się od ścian.
- Nie, ale to prawdopodobnie moja wina – powiedział i to była
kolej, na bycie zdezorientowaną, ale tak samo jak on, nie pytałam,
ponieważ wyglądało na to, że nie chciał o tym mówić.
No bo.. może mówił
prawdę... a może nie i nie chciał, żebym wiedziała... nieważne,
bo każda z opcji pozostawiała mnie na krawędzi wytrzymałości...
Wypuściłam oddech, wciskając się lekko w siedzenie, zanim
skierowałam wzrok na krajobraz za oknem i obserwowałam jak mijał
przez kolejne 10 minut zanim dotarliśmy do domu mojego brata.
Nacisnęłam mały guzik na breloczku od kluczy, który otwierał
bramę. Czarne ramy zaczęły się przesuwać i po 5 sekundach Justin
wjechał na podjazd.
Wysiadłam z samochodu, gdy zaparkował i podeszłam do wejścia,
wchodząc po schodach i następnie pukając w drzwi. Tylko jedno
puknięcie wystarczyło, żeby drzwi otworzyły się szeroko, a ja
została przyciągnięta do czyjejś klatki piersiowej.
- Nawet nie zadzwoniłaś ani nic – Theo wydyszał, obejmując mnie
ramionami.
- Nie mogę... - wypuściłam powietrze, czując jak tracę dostęp
do powietrze, gdy on przytulał mnie mocniej, powodując, że moje
czoło było przyciśnięte do jego ramienia. - ...oddychać... -
zapiszczałam, krzywiąc się lekko, gdy jego biceps naciskał na
miejsce, w które się uderzyłam...
- Kochanie, puść ją – powiedziała zza niego Tatiana, a ja jej
podziękowałam w myślach, gdy Theo w końcu mnie puścił,
pozwalając nabrać powietrza...
- Przysięgam, że go zabije, za to, że znowu cię skrzywdził –
powiedział Theo zaciskając szczękę, gdy zobaczyłam jak nagle
przebiega przez niego złość, dopóki nie został uspokojony przez
Tatianę, która położyła rękę na jego bicepsie, sprawiając, że
spojrzał na nią, a ja usłyszałam dźwięk zamykanych za mną
drzwi, gdy na nich patrzyłam.
- Uważam, że odwaliłeś niezłą robotę, po tym jak zobaczyłem
go wczoraj na ziemi – powiedział Justin, a ja odwróciłam się do
niego, lekko zdezorientowana, bo chyba traciłam przytomność po tym
jak uderzyłam się w głowę... Pamiętam tylko małe urywki z tego
co się wczoraj stało, no i na dodatek, nawet nie chciałam wiedzieć
co się stało z moim ojcem...
- Ta, on kurwa zasługuje na wszystko co dostaje – powiedział
Theo, a Tatiana posłała mu spojrzenie mówiące mu, żeby się
uspokoił, co wywołało uśmiech na mojej twarzy... słodziaki...
- Wracając – odezwała się Tatiana. - Chcecie coś do jedzenia? -
spytała, a ja potrząsnęłam moją głową, słysząc jak Justin
wymamrotał nie, dziękuję
zza mnie.
- Muszę jechać do szpitala
- Dlaczego? - wciął się
Theo.
- Bo Pattie musi zbadać moją gło -
- Znowu cie boli? - wciął mi się w zdanie, a ja na niego
spojrzałam.
- Nie.. nie bardzo... lekko
mnie boli, ale Pattie i tak chce mnie zbadać – wytłumaczyłam, a
on przytaknął mrużąc oczy na moje wspomnienie, że lekko
mnie boli, a Tatiana wykrzywiła
lekko twarz. - Ale naprawdę muszę wziąć teraz prysznic i się
przebrać, bo... - powiedziałam, naciskając przycisk na moim prawie
rozładowanym telefonie... - mam 10 minut – powiedziałam szybko,
mamrocząc cholera pod
nosem, gdy zdałam sobie z tego sprawę. - Będę za dwie sekundy –
powiedziałam, odwracając się do Justina, a on przytaknął,
posyłając mi mały uśmiech, gdy ja szybko przeszłam przez
przedpokój i wbiegłam po schodach, a następnie korytarzem do
mojego pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi, gdy weszłam do środka i szybko zaczęłam
ściągać moje ubranie, następnie rzucając je na moje łóżko,
gdy wydostawałam się z moich spodni, ściągając moje kolczyki, po
tym jak zrzuciłam z nóg moje obcasy.
- Kurwa mać – wymamrotałam, ściągając materiał przez moje
kostki, gdy zacisnął się tam i nie chciał się poruszyć.
Zaklęłam jeszcze raz, gdy prawie się przewróciłam, następnie
spięłam moje włosy w niechlujny kok i weszłam do łazienki,
rozpinając w tym samym czasie mój stanik.
Gdy byłam już kompletnie naga, zamknęłam za sobą drzwi i
następnie wskoczyłam pod prysznic, myjąc szybko moje ciało płynem
pod prysznic, po tym jak odkręciłam wodę.
Nucąc sobie pod nosem, szybko spłukałam pozostałości piany
strumieniami wody, zanim szybko wyłączyłam prysznic i wyszłam
spod niego.
Złapałam za ręcznik, który był na kaloryferze i owinęłam go
wokół siebie, po tym jak wysuszyłam moje ciało, gdy podchodziłam
do drzwi, wchodząc do mojej sypialni w tym samym momencie, w którym
zrobił to Justin przez drugie drzwi.
- To twój zwyczaj, żeby wchodzić mi do pokoju, kiedy jestem prawie
naga – powiedziałam, podchodząc do mojego łóżka i do mojej
walizki, gdy on odezwał się zza mnie.
- Technicznie rzecz biorąc, byłaś całkowicie
naga, kiedy ostatni raz wszedłem ci do pokoju – odpowiedział
pewny siebie, a ja przedrzeźniałam go po cichu, gdy wzięłam do
ręki moją bieliznę.
Wsunęłam majtki po moich nogach, zanim upuściłam ręcznik i
rozpuściłam włosy z koka, odwracając moją głowę w stronę
Justina, widząc jak opiera się ścianę z założonymi rękoma i
patrzy się na mnie.
- Pomóc ci w czyś? - zmrużyłam oczy żartobliwie, gdy odwróciłam
się z powrotem do mojej walizki i pochyliłam się, żeby wziąć
stanik, który Justin kupił mi z dobroci serca w Victoria's
Secret... okej, bardziej z pożądania
niż z dobroci serca, ale hej, nie narzekałam...
- Mogłabyś – powiedział zza mnie, a ja zamruczałam, jakbym go
pytała, gdy zapięłam stanik z przodu, a następnie obróciłam go
wokół mojego ciała i założyłam ramiączka na ramiona. - Ale to
by znaczyło, że znowu musiałabyś być naga, a nie mamy na to
czasu, więc poczekam – powiedział, a ja zaśmiałam się cicho,
uśmiechając się do niego, gdy podniosłam jego sweter, w którym
ostatnio spałam i założyłam go przez głowę.
Kto powiedział, że nie mogę założyć tej samej rzeczy dwa
razy?
- Haze, ty toniesz w moim swetrze – zaśmiał się, a ja spojrzałam
na niego, gdy znalazłam moje legginsy w bałaganie w mojej walizce.
- Tak, ale jest wygodny i ciepły – wyjaśniłam. - No i...
ładnie pachnie –
powiedziałam, podświadomie wdychając resztki zapachu jego perfumy,
który został na materiale.
Poczułam jak moje ciało zadrżało w lekkiej satysfakcji, gdy on
uśmiechnął się do mnie lekko, a ja założyłam na siebie
legginsy, następnie założyłam skarpetki, które zawinęłam w
połowie mojej łydki, a potem podeszłam i złapałam moje brązowe
UGGs.
Ale gdy moje palce zahaczyły o moje buty, wykrzywiłam się lekko,
gdy poczułam iskierkę bólu za moimi oczami, jęcząc lekko na
nagłe ukłucie.
- Wszystko okej? - usłyszałam Justina, a ja zamruczałam, patrząc
na niego i orientując się, że do mnie podchodził. - Nie wyglądasz
okej – powiedział zaniepokojony, a jego usta ułożyły się w
grymas, gdy ja pochyliłam się, ignorując lekkie pulsowanie w mojej
głowie, podczas gdy wsuwałam nogi do moich butów.
- Jeśli by bardzo bolało, to bym ci powiedziała –
odpowiedziałam, a on złączył swoje brwi, wydymając lekko usta,
gdy się wyprostowałam.
- Jakby bardzo bolało? -
spytał, a jego ton głosu był lekko zdenerwowany.
- Justin – westchnęłam.
- Nie, jeśli cię coś boli,
to masz mi powiedzieć – powiedział, stając przede mną, a ja
poczułam jak robi mi się ciepło na sercu przez jego słowa, które
sprawiły, że moje palce od nóg zamrowiły...głupie
uczucia...
- Czuję się dobrze – powiedziałam, a moje ręce uniosły się do
jego szczęki, na której je położyłam.
- Obiecujesz? - spytał, a ja uśmiechnęłam się do niego
przytakując.
- Obiecuję – zapewniłam go, a moje kciuki przejechały po jego
szczęce, czując lekki zarost pod nimi, gdy przeniosłam swój wzrok
w moich palców na jego usta... te usta, które wypalały
pocałunki na mojej skórze...
- Haze – usłyszałam Justina, ale wydawał się być daleko,
ponieważ obrazy i uczucia sprzed dwóch dni odtwarzały się w mojej
głowie. - Hazel – usłyszałam znowu Justina, na co zamruczałam,
trzęsąc lekko moją głową, żeby wybudzić się z transu, zanim
skupiłam się wyłącznie na nim. - Gapiłaś się na mnie –
zaśmiał się.
- No i? - odpowiedziałam, próbując powstrzymać się od
zarumienienia się, ale oczywiście nie udało mi się, gdy poczułam
ciepło docierające do moich policzków, co sprawiło, że Justin
uśmiechnął się do mnie znacząco.
- Jesteś urocza – powiedział, a ja zamruczałam, przygryzając
wewnętrzną stronę mojego policzka, gdy powstrzymywałam się od
uśmiechania jak szaleniec, w tym samym czasie pozwoliłam moim rękom
opaść z jego twarzy, ale on złapał je za nadgarstki, sprawiając,
że na niego spojrzałam.
- Musimy iść – powiedziałam, moje słowa wydostały się powoli,
gdy on patrzył się na mnie.
- Ale ja chcę czegoś spróbować – powiedział, a ja uniosłam
brew żartobliwie, gdy podniósł moje ręce do góry i owinął je
wokół swojej szyi.
- Chcesz czegoś spróbować? - spytałam retorycznie, a on
uśmiechnął się przytakując. - A czego my nie
próbowaliśmy? - spytałam, wiedząc, że on wiedział do czego
zmierzam... no bo... w przeciągu miesiąca i trochę, poznaliśmy
swoje rodziny, uprawialiśmy seks... i nie jesteśmy nawet
razem.... hm....
- Cóż... - powiedział, ruszając do przodu, sprawiając, że
odruchowo się cofnęłam. - Zgaduję, że to co zamierzam zrobić,
nie będzie wtedy problemem.
I zanim miałam czas, żeby zaprotestować (coś, czego na pewno
bym nie zrobiła), pochylił się
i przycisnął swoje usta do moich.
Fala ciepła przeszła przez moje ciało od czubków palców od nóg,
do czubka głowy, w momencie, gdy jego usta dotknęły moich. Moje
ręce zacisnęły się wokół jego szyi, gdy odwzajemniłam
pocałunek, czując jak jego usta się ruszają, co sprawiło, że
zamknęłam oczy.
Kurwa, kochałam go całować.
Lekkie zawroty głowy podążyły za poniesioną temperaturą mojego
ciała, gdy jego ręce gładziły moje boki, zanim zjechały do mojej
talii i przeniosły się na dół moich pleców. Ciche dźwięki
pocałunków odbijały się lekko w moich uszach, gdy przechyliłam
głowę, przyciskając moje usta jeszcze raz do jego, po tym jak
oderwałam się od nich na chwilę.
Przyciągnął mnie bliżej do siebie, sprawiając, że uśmiechnęłam
się wpijając się dalej w jego usta, co sprawiło, że on zrobił
to samo w czasie, gdy oboje kontynuowaliśmy całowanie się, które
stało się trochę trudne, ponieważ oboje uśmiechaliśmy się za
mocno.
- Musimy iść – powiedziałam, jęcząc lekko, gdy wystawił swój
język, żeby oblizać swoje usta, ale wszedł on w kontakt z
moimi...
Choler by wzięła ten jego grzeszny, jebany język
- Powinniśmy – powiedział,
a ja zamruczałam, gdy jego ręce jeździły po moich bokach, jego
palce zawinęły się wokół mojej talii, gdy przez parę sekund
zostawiał małe pocałunki na moich ustach, zanim się oderwał, a
moje oczy szeroko się otworzyły.
Odciągnął się lekko ode mnie, jego ręce pozostawiły moje ciało,
zanim wyciągnął jedną do mnie.
- Chodź – uśmiechnął się, a ja złapałam go za rękę, nasze
palce splotły się, gdy weszły w kontakt, a ja przygryzłam moją
dolną wargę, ignorując uderzenia mojego serca, gdy wyszliśmy z
pokoju i udaliśmy się do szpitala.
To szczęśliwe uczucie, które rozpływało się po moim ciele
sprawiło, że zapadłam się w komforcie, gdy wszystkie moje
zmartwienia wyleciały przez okno.
To był efekt, który miał na mnie Justin i tym momencie walczyłam
z moją miłością/nienawiścią do tego uczucia, ponieważ zdałam
sobie sprawę, że go lubię, jakieś dwa dni temu... dwa dni...
48 pierdolonych godzin... Jezu Chryste muszę się ogarnąć, bo
zanim się zorientuję, to całkowicie się w nim zatracę...
><
Hazel's POV:
- Ten ból głowy, który masz, jest normalny – powiedziała Pattie
świecąc mi swoją małą latarką w oczy i machając ją na boki,
ponieważ powiedziała mi, że mam za nią podążać. - I twoje
reakcje są w porządku – wytłumaczyła powoli, wyłączając
latarkę, a ja przytaknęłam podświadomie na jej słowa, patrząc
na Justina, który opierał się o szafkę.
- Potrzebuje leków? - spytał, patrząc ode mnie na swoją mamę i z
powrotem na mnie,
- Przepiszę je na wszelki wypadek, w razie jakby ból się nasilił,
co może się zdarzyć – powiedziała siadając na swoim obrotowym
krześle i łapiąc długopis. Zaczęła mi tłumaczyć, czego
powinnam się spodziewać i że małe ukłucia bólu są w porządku,
i że przez następne dni może boleć mnie głowa. - … ale jeśli
będą gorsze niż powinny, wtedy musisz przyjść do mnie, ponieważ
twoja czaszka może być pod naciskiem, a to nie jest dobra rzecz –
powiedziała, a ja już miałam się spytać jak prawdopodobne to
jest, ale dźwięk dzwonka telefonu Justina mi przerwał i obie z
Pattie na niego spojrzałyśmy.
Sięgnął po niego do kieszeni, mamrocząc ciche przepraszam,
kiedy go wyciągnął i spojrzał na ekran ze sceptycznym wyrazem
twarzy.
- Muszę odebrać – powiedział, przejeżdżając palcem po
ekranie, zanim na mnie spojrzał. - Będę na zewnątrz –
powiedział, a ja przytaknęłam, gdy on posłał mi mały uśmiech,
zanim odezwał się do kogoś, kto do niego dzwonił i wyszedł przez
drzwi.
- Musi sobie czasami zrobić przerwę – uśmiechnęła się Pattie
lekko trzęsąc głową na czyny swojego najstarszego syna. - Zawsze
coś robi, nieważne gdzie jest – powiedziała, a ja się
uśmiechnęłam.
- Zawsze taki był? - spytałam, a on przytaknęła z dumnym
uśmiechem na twarzy.
- Nigdy nie widziałam kogoś w jego wieku tak zmotywowanego, żeby
stworzyć własną firmę – powiedziała delikatnie.
- Cóż, opłaciło się- powiedziałam, a ona zaśmiała się lekko.
- Tak, opłaciło, ale czasem bym chciała, żeby trochę zwolnił...
potrzebuje prawdziwej przerwy...
- powiedziała, a ja zamruczałam, gdy zdałam sobie sprawę z tego,
że Justin zawsze sprawdza coś na swoim telefonie albo laptopie. -
Ale wracając, wypisze ci receptę i możesz iść – powiedziała,
a ja uśmiechnęłam się, doceniając to co robi, gdy ona zapisywała
coś na cienkim kawałku papieru.
Minuty później, przełożyłam pasek mojej torby przez ramię i
trzymając receptę w ręce podziękowałam Pattie za poświęcenie
swojego czasu, żeby mnie zbadać.
- Nie ma za co, kochanie – uśmiechnęła się, a ja pomachałam
jej na pożegnanie, gdy otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju,
pozwalając im zamknąć się za mną i zaczęłam rozglądać się
za Justinem, w razie jakby szlajał się po korytarzach, ale jego
słowa będę na zewnątrz
pojawiły się w mojej głowie, co sprawiło, że ruszyłam do
wyjścia.
Zadrżałam, gdy kanadyjski wiatr uderzył mnie w twarz, w momencie
gdy otworzyły się drzwi automatyczne i zaklęłam cicho, chowając
moje dłonie w rękawy ciepłego swetra Justina, gdy go zauważyłam.
Stał plecami do mnie i mogłam zobaczyć jak napięte jest jego
ciało, gdy rozmawiał przez telefon, kompletnie nie zdając sobie
sprawy, że stoję za nim.
- Czyli spotkanie zostało przeniesione na 29.? - spytał nieufnie,
wypuszczając powietrze parę sekund później, prawdopodobnie przez
odpowiedź, którą dostał. - Nie... to
jest problem, bo było zaplanowane na 4-ego i teraz muszę ruszyć
moją dupę do Londynu, bo wy nie potraficie wpisać daty w
kalendarz, bez zjebania czegoś.
Powstrzymałam się, żeby mu powiedzieć, że jestem tutaj, gdyż
czułam się, jakbym podsłuchiwała, ale gdy już postanowiłam się
odezwać, Justin znowu mówił coś do osoby z którą rozmawiał
przez telefon.
- James, jestem poważny... Miałem być w Kanadzie z moją rodziną
do drugiego... - wytłumaczył, a ja uśmiechnęłam się lekko na
jego podirytowany ton.. był on uroczy w niewyobrażalnie gorący
sposób... - Tak, wiem, że mogę ich wziąć ze sobą, no ale... -
powiedział, przejeżdżając ręką przez włosy i kopiąc bez celu
grudę śniegu leżącą na ziemi. - Nie, to nie dziewczyna mnie
tu trzyma... - powiedział, a moje uszy nastawiły się na jego
słowa, moje ciało przygotowało się, żeby albo się zrelaksować
albo napiąć, w zależności od jego następnych słów... - Okej,
to może jest
dziewczyna, i co z tego? - spytał, a ja powstrzymałam potrzebę
zachichotania z radości, gdy oparłam się o mur. - Nie mogę jej
powiedzieć, żeby rzuciła wszystko, bo ja tak chcę... -
powiedział, a ja zagruchałam cicho... dlaczego on jest taki uroczy
i seksowny w jednym? - Po prostu... ugh... przygotuj wszystko... będę
niedługo w Londynie – wypuścił powietrze rozłączając się i
zaczął bawić się swoim telefonem, zanim wymamrotał coś do
siebie i odwrócił się, tylko po to, żeby stanąć w lekkim
bezruchu, gdy mnie zobaczył.
- Nie mam nic przeciwko temu, żeby jechać z tobą – powiedziałam
szczerze, a jego zszokowana twarz powoli zamieniła się w
szczęśliwą, co sprawiło, że się uśmiechnęłam.
- Słuchałaś? - spytał... nie wyglądał na złego...
powiedziałabym, że nawet na ożywionego.
Przytaknęłam na jego pytanie i przechyliłam lekko moją głowę,
gdy się odezwał.
- A co z twoim bratem i Tatianą? - spytał.
- A co z twoją rodziną?
- Touche Lopez – powiedział, a ja uśmiechnęłam się, odpychając
się od murku i podeszłam do niego.
- Więc, spędzamy Nowy Rok tutaj, czy w Londynie? - spytałam, a on
zaśmiał się, uśmiechając się do mnie.
- Wszystko zależy od ciebie Haze – powiedział, a ja oblizałam
usta, rozważając moje opcje... zostać tutaj z Theo i Tatianą, czy
polecieć do Londynu z Justinem...
- Blue – wydusiłam z
siebie, a Justin spojrzał na mnie, gdy przypomniałam sobie o moim
dziecku, które zostawiłam w Nowym Jorku już na tydzień... ugh,
mój biedny mały szczeniaczek...
- Możemy go wziąć po drodze, jeśli chcesz.
- Ale to oznacza, że musimy się zatrzymać w Nowym Jorku... co jest
niepotrzebne – powiedziałam, zdając sobie sprawę z tego ile
pieniędzy byłby gotów wyrzucić w błoto dla mnie, co jest
niepotrzebne, ponieważ możemy polecieć do Londynu stąd...
- Cóż, chcę, żebyś poleciała ze mną do Londynu i jeżeli to
oznacza, że muszę się zatrzymać w Nowym Jorku, żeby zabrać
twojego psa, oczywiście że to zrobię – powiedział, a jego słowa
wywołały uśmiech na mojej twarzy... moje serce, mój boże...
- Zgaduję, że spędzamy Nowy Rok w Londynie, skoro tak.
--------------------------------------
Siemka.
8 komentarzy = update
ask.fm/fanficspl jbc
pa
Dobrze że Hazel nic poważniejszego się nie stało. Rozdział świetny, albo mi się zdaje albo oni się powoli w sobie zakochują co jest kurde fajne
OdpowiedzUsuńŚwietnie tłumaczysz. Bardzo ci dziękujemy ❤ Milosc nam rozkwita 😂😍
OdpowiedzUsuńŚwietny :-) Czuć miłość w powietrzu
OdpowiedzUsuńGenialny :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny !!!
OdpowiedzUsuńKocham to czytac
OdpowiedzUsuńNajlepszy!!
OdpowiedzUsuńOby szybko do następnego :( <3
OdpowiedzUsuńNiech oni wreszcie będą razem !!!!
OdpowiedzUsuńNajlepszy
OdpowiedzUsuńGdzie nowy? :((
OdpowiedzUsuń