sobota, 16 września 2017

23. Kłótnia w powietrzu.

Czemu chcesz siedzieć na tym, kiedy masz moją twarz?

Justin's POV:

Zamknąłem za sobą drzwi i przeszedłem przez przedpokój, mój wzrok był skierowany w dół, gdy przeglądałem moje kontakty w poszukiwaniu numeru Jacoba.
- Hazel nie ma z tobą? - usłyszałem Josha, kiedy wszedłem do kuchni, w tym samym czasie wybierając numer Jacoba i potrząsając głową, gdy na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech na dźwięk imienia Hazel, zanim przyłożyłem telefon do ucha, gdy zaczął dzwonić do Jacoba.
- Jest u swojego brata – odpowiedziałem Joshowi, który znowu jadł.
Grubas.
Chciałem już mu coś powiedzieć, ale dźwięk wybierania numeru został przerwany i usłyszałem, że ktoś odbiera telefon.
- O wilku mowa – usłyszałem przywitanie Jacoba, na co przewróciłem oczami, zanim się odezwałem.
- Lecimy do Londynu – powiedziałem, a ostre co? wydostało się z jego ust. - Spierdolili plan i spotkanie jest 29-ego zamiast 4-ego – wytłumaczyłem.
- Dlatego, kurwa, muszę lecieć do Anglii? Bo nie potrafią wpisać czegoś w kalendarz? - spytał, a ja przytaknąłem, rozumiejąc jego zdenerwowanie, ponieważ ja sam miałem spędzić czas z rodziną w Kanadzie do 2-ego, chociaż i tak większość dni spędzałem w towarzystwie Hazel.
- Wylatuję jutro, żeby być tam na 28-ego – powiedziałem, gdy przeszedłem obok Josha, który opierał się o blat pisząc coś jedną ręką na telefonie, a drugą trzymając w paczce chipsów...
- Cholera, Sienna i ja mamy spotkanie rodzinne 27-ego, będziemy później niż ty – powiedział, a ja przytaknąłem, otwierając ekspres do kawy i wybierając z szuflady zafoliowane opakowanie z kawą, którą chciałem.
- Nie ma sprawy, bo ja i tak muszę polecieć z Hazel do Nowego Jorku, żeby zabrać Blue- odpowiedziałem, a linia po jego stronie stała się chicha na parę sekund, zanim usłyszałem jak się lekko śmieje.
- Kurde, Justin – powiedział, a ja przewróciłem oczami, wiedząc dokładnie, dokąd to zmierzało, teraz nie tylko mój brat będzie mi wchodził w dupę z moimi uczuciami, ale też mój przyjaciel i najprawdopodobniej jego żona.
- Zamknij się albo powiem twojej żonie, żeby walnęła cię w głowę – zagroziłem mu, na co on wydobył z siebie uuu, uważaj, bo się jej boję, po czym usłyszałem lekkie uderzenie po jego stronie, a następnie przepraszam kochanie, co sprawiło,że się roześmiałem, gdy można była usłyszeć, że telefon był przełożony z jednej ręki do drugiej.
- Justin – usłyszałem jak się odezwała, na co zamruczałem, naciskając mały pojemnik, który się wysunął z maszyny i włożyłem do niego moją zapakowaną kawę, następnie go zamknąłem i postawiłem pod dziobek kubek, który wyciągnąłem z szafki. - Słyszałeś o Trencie? - spytała, a ja się zastanowiłem, o której spierdolonej sytuacji mówiła...
Dużo ich było...
- Słyszałem dużo rzeczy o Trencie, więc nie mam pojęcia, o której z nich możesz mówić – odpowiedziałem, słysząc jak ekspres do kawy cicho szumi, zanim płynne dobro wpłynęło strumieniem do mojego kubka.
- Że przejął ten biznes w Kanadzie... jak on się nazywał... - powiedziała do siebie, a moje uszy wychwyciły jej słowa i wciąłem jej się w zdanie.
- Lopez Industries? - spytałem, na co ona odpowiedziała tak, a ja westchnąłem. - To biznes rodziców Hazel.
- Cholera – wydusiła. - Serio?- spytała niepewnie, a ja przytaknąłem, czekając aż mój kubek wypełni się do końca, a zielone światełko, które sygnalizowało, że mogę już go zabrać z ekspresu, zapali się.
- Tak – odpowiedziałem, czując jak mój nastrój zamienia się w zjebany, gdy o tym pomyślałem. - Tyle się wydarzyło, ale opowiem ci dopiero w Londynie – powiedziałem, przypominając sobie, żeby nie mówić jej o przeszłości Hazel z jej rodzicami, ponieważ to nie było moje miejsce do wypowiadania się.
- Słyszałam, że bierzesz Hazel ze sobą – powiedziała Sienna, na co wydałem z siebie krótkie ta, popijając moją kompletnie czarną kawę bez dodatku mleka i cukru... Potrzebowałem zwiększenia poziomu czystej kofeiny w moim organizmie...
- Tak, dałem jej tę pracę – powiedziałem, na co ona wydała z siebie uuuu, co sprawiło, że się zaśmiałem. - Myślała, że zaoferowałem jej to ze współczucia, ale to nieprawda.
- Wiem, że jej nie dałeś tej pracy ze współczucia, dostała ją, bo ją lubisz – powiedziała, a ja mogłem usłyszeć zadowolenie z siebie w jej słowach, gdy zaczęła też mówić o tym, że dałem jej tę pracę, ponieważ jest ona naprawdę dobrym dodatkiem dla firmy... oba stwierdzenia były prawdziwe.
Lubiłem ją...
Bardzo ją lubiłem...
- Nie było cię ze mną przez ostatni tydzień i wiesz to wszystko? - spytałem z dokuczającym jej tonem, gdy usłyszałem, jak coś się za mną rusza.
- Jedynym powodem, przez który to wszystko wiem, jest to, że próbowałam się dodzwonić do ciebie wczoraj wieczorem, ale nie odbierałeś, to zadzwoniłam do Josha – odpowiedziała, a ja odwróciłem się, mrużąc oczy na mojego młodszego brata, który spojrzał na mnie, gdy to zrobiłem.
, gdy - I co powiedział? - spytałem Siennę, wypalając dziury w twarzy Josha, co wywołało niewinny uśmiech na jego twarzy.
- Że się przelecieliście i teraz lecicie na siebie – zaśmiała się, a ja przekląłem.
- Przysięgam, on ma taką niewyparzoną gębę – powiedziałem, a ona zamruczała pod nosem, gdy Joshua powoli odciągnął się od blatu i posłał mi złośliwy uśmieszek, zanim wyszeptał cholera, gdy ruszyłem w jego stronę.
Ale gdy wybiegł już z kuchni, zatrzymałem się i oparłem o blat.
- Cóż, przynajmniej wiem, że wszystko z tobą w porządku, nie odzywałeś się ani nic.
- Byłem zajęty... bardzo, przez parę dni – powiedziałem, biorąc łyk kawy i mrucząc lekko przez satysfakcjonujące ciepło, które rozeszło się po moim ciele.
- Zajęty wpychaniem swojego kutasa w Hazel? - spytała żartobliwym tonem, sprawiając, że zakrztusiłem się kawą.
- Tylko raz, Sienna – zakaszlałem, marudząc, że miałem teraz małe plamy od kawy na mojej koszuli.
I tak kłamałem, bo to nie był jeden raz... to było kilka razów... jednej nocy, ale co z tego...
- Mhm, będzie ich jeszcze więcej mój drogi – zaśmiała się, a ja powiedziałem jej, żeby się odpierdoliła. - Hej, z tym tempem jakie jest pomiędzy wami, nie mam wątpliwości, że będzie ich więcej, więc zamknij twarz.
- Nie jesteśmy razem, nie jesteśmy w związku – powiedziałem jej, wycierając usta wierzchem dłoni, zanim wziąłem kolejny, uważny łyk mojej kawy.
- Tak i ja mam uwierzyć, że twoją misją nie jest zmienienie tego – powiedziała znudzonym tonem, jakby wiedziała, że miała rację, którą miała... co było powodem, że byłem cicho przez parę sekund, zanim się odezwałem.
- Pieprzyć cię.
- To praca Jacoba – powiedziała, a ja przewróciłem oczami z małym uśmiechem na mojej twarzy.
- Wracając – zacząłem. - Do zobaczenia w Londynie, muszę jeszcze o wszystkim powiedzieć Roy'owi – powiedziałem, odnosząc się do mojego pilota.
- Okej – odpowiedziała. - Pozdrów Hazel ode mnie – powiedziała z pewnym siebie tonem.
- Pozdrowię – zaśmiałem się, zanim się pożegnaliśmy, a ja rozłączyłem się i położyłem telefon na blacie, widząc jak Joshua wchodzi z powrotem do kuchni.
- Przeprosiłbym cię... - ciągnął. - Ale nie mam za co – powiedział, uśmiechając się ironicznie, gdy ja przewróciłem oczami z rozbawienia.
- Oczywiście – odpowiedziałem, a on posłał mi uśmiech, w którym wyszczerzył wszystkie zęby, sprawiając, że usta mi drgnęły w rozbawieniu.
- To jedziesz do Londynu? - spytał mnie, wskakując na blat i machają nogami.
- Tak – odpowiedziałem. - Muszę powiedzieć mamie i tacie, bo miałem tu zostać do drugiego.
- Cholera, mama ci wygłosi mowę o tym, że pracujesz za ciężko – powiedział, a ja zamruczałem pod nosem, przeklinając to w myślach.
Wiedziałem, że będę brzmiał jak dupek mówiąc rodzicom, że muszę lecieć do Londynu przez sprawy biznesowe, kiedy miałem spędzić z nimi czas do Nowego Roku... no ale, to naprawdę ważne spotkanie i nie rzuciłbym wcześniejszych planów z rodziną, jeśli by nie było... rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu.
- Kiedy wylatujesz?
- Prawdopodobnie jutro – odpowiedziałem, mamrocząc do siebie, żeby zadzwonić do Roy'a, żeby przygotował jet.
- Twoje kochanie leci z tobą? - dokuczył mi, a ja przewróciłem oczami, pokazując mu środkowy palec, gdy wypiłem resztki kawy i podszedłem do zlewu.
- Nie uciekaj przed swoimi uczuciami, you got it bad (wpadłeś po uszy) – powiedział, a ja odwróciłem się plecami do niego, gdy ruszyłem, żeby wyjść z kuchni i zadzwonić do mojego pilota.
- Nie cytuj Ushera – powiedziałem, a on uśmiechnął się, zanim zacząć śpiewać.
- Got me like oh my god, I'm so in love... I found you finally you make wanna say oh oh oh oh – zaśpiewał, a ja nie mogłem się powstrzymać od zaśmiania się z jego wkurzającej osobowości, gdy wyszedłem z kuchni, słysząc jak dalej śpiewa. - Baby let me love you down, there's so many ways to love you – śpiewał, a ja odszedłem od mojego popapranego brata i rozbawiony wyciągnąłem telefon...

Hazel's POV:

Nuciłam lekko pod nosem śpiewając we be all night z Drunk In Love, które leciało z moich głośników.
Dochodziła 16:00, a ja byłam w moim pokoju, chodząc dookoła i układając ubrania do mojej otwartej walizki, która leżała na łóżku.
Rozejrzałam się po pokoju, gdy podniosłam jeden z moich obcasów i szukałam drugiego do pary.
- Cholera jasna – wymamrotałam do siebie, chodząc dookoła łóżka z jednym butem w ręce, gdy wetknęłam głowę pod łóżko i znalazłam tam drugi.
Przykucnęłam na podłodze wyciągając rękę pod łóżko i sięgnęłam za obcas mojego buta i przyciągnęłam go do siebie.
Wypuściłam oddech wyprostowując się i stając.
Wrzuciłam buty do walizki i złapałam parę innych rzeczy, gdy w mojej głowie pojawiło się pytanie.
Na jak długo zatrzymamy się w Nowym Jorku, bo jeśli na krótko, to wypiorę moje rzeczy teraz...hm.... Zadzwonię do Justina...
Sięgnęłam za moją walizkę po telefon, który leżał na poduszce, po czym odblokowałam go i podeszłam do głośników, żeby ściszyć muzykę.
Wciąż bolała mnie głowa, ale był to ból do zniesienia... plus, sprzątałam, a ja nie potrafię tego robić bez muzyki.
Nacisnęłam imię Justina i przyłożyłam telefon do ucha, gdy weszłam znowu do łazienki, sprawdzając, czy niczego nie zostawiłam. Gdy stwierdziłam, że nic tam nie ma, wróciłam do pokoju i zaczęłam myśleć o tym, że jeszcze nie powiedziałam Theo, że wyjeżdżam.
Kurwa, mam nadzieję, że nie jest na mnie zły.
Moje myśli o tym jak powiedzieć Theo, że zostaje krócej niż miałam zostały przerwane przez głos Justina nagrany na jego automatycznej sekretarce, a ja wypuściłam oddech, czekając na dźwięk, po którym mogłam się nagrać.
- Hej, to ja – przeciągnęłam, zastanawiając się po cholerę ja do niego dzwonię... o co ja chciałam go spytać...
Hm....
Okej, już pamiętam...
- Dzwonię, bo chciałam spytać jak długo będziemy w Nowym Jorku, bo nie wiem czy robić pranie teraz czy nie – powiedziałam, wychodząc z pokoju i ruszając w stronę pokoju mojego brata. - Oddzwoń jak to odsłuchasz? - powiedziałam, bardziej pytając niż stwierdzając, i gdy już miałam powiedzieć pa i się rozłączyć, usłyszałam głos Justina.
- Haze – powiedział, a ja wydałam z siebie zdziwiony dźwięk, zadając sobie sprawę, że jednak odebrał telefon.
- Tak?
- Dzwoniłaś? - zaśmiał się, gdy ja ruszyłam korytarzem do pokoju Theo, z którego leciało Na na od Trey Songz.
- Tak, dzwoniłam, żeby się dowiedzieć jak długo będziemy w Nowym Jorku, ale daj mi chwilę, bo muszę powiedzieć bratu, że wyjeżdżam – powiedziałam i usłyszałam okej w odpowiedzi, na co się uśmiechnęłam, gdy dotarłam do drzwi od pokoju Theo.
Zatrzymałam się przed nimi, nucąc pod nosem piosenkę, która leciała, gdy przekręciłam klamkę i otworzyłam drzwi.
- Hej The-kurwa! - powiedziałam głośno i trzasnęłam drzwiami, gdy moje ciało zamarzło.
Nagi brat... jego dziewczyna na nim...
- O mój boże, o mój boże, o mój kurwa boże – powtarzałam do siebie, wachlując twarz ręką, gdy szybko ruszyłam korytarzem do mojego pokoju, żeby wylać sobie kwas na oczy.
Są rzeczy, które powinieneś zobaczyć w swoim życiu... ale twój brat ruchający swoją dziewczynę, to nie jedna z nich... albo inaczej, twój brat ruchany przez swoją dziewczynę, skoro to ona była na nim, ale kurwa... nie, fu... boże... i przez niego nie będę mogła słuchać teraz tej piosenki...
Dreszcz przeszedł po moich plecach, gdy trzymałam telefon przy sobie, powtarzając moje pierdolone oczy po cichu, gdy widok, który zobaczyłam przed chwilą odtwarzał się w mojej głowie.
Okej, myśl o czymś innym...
Kwiatki... eh...
Dzieci... em....
Justin.... hmmm.... nagi Justin... okej, teraz mogę oddychać... w sumie to nie, nie mogę, bo wyobraziłam sobie nagiego Justina... kurwa mać...
Zamknęłam drzwi od mojej sypialni od razu jak do nie weszłam i zakluczyłam je, bo nie miałam zamiaru rozmawiać z moim bratem przez następną godzinę... albo i 24 godziny, kto wie...
- Haze – usłyszałam Justina, jego głos był ledwo słyszalny, ponieważ trzymałam telefon przyciśnięty do mojej klatki piersiowej. - Halooo – przeciągnął, a ja podniosłam mój telefon i przyłożyłam go do ucha.
- Jestem, jestem – odpowiedziałam, wciąż lekko przerażona faktem, że weszłam do pokoju, gdy mój brat i jego dziew... nope, nie myślę o tym...
Nagi Justin... pomyślmy znowu o tym... okej... okej...
- Co się stało? - usłyszałam jak się śmieje, a ja wypuściłam oddech.
- Weszłam do pokoju Theo, jak on i Tatiana, no wiesz – powiedziałam wzdrygając się, na co Justin wydał z siebie oh, zanim się lekko zaśmiał.
- Cholera.
- Aha, nikt nie powinien tego widzieć – jęknęłam lekko, przejeżdżając prawą dłonią po twarzy, stając na środku mojego pokoju. - Mniejsza z tym – powiedziałam. - Dzwoniłam, bo chciałam się dowiedzieć na ile zatrzymujemy się w Nowym Jorku.
- Na dwie godziny, Spencer nas odbierze i będziesz mogła pojechać po Blue, i zrobić to co musisz – powiedział, na co ja wydałam z siebie ooooooooh, sprawiając, że się zaśmiał. - Czemu pytasz?
- Ah, musiałam wiedzieć czy mam zrobić pranie teraz czy zdążę tam – powiedziałam, słysząc szelest po jego stronie, a następnie dźwięk jak wypuszcza powietrze.
- Możesz teraz – zasugerował, a ja zanuciłam pod nosem. - A i zanim zapomnę, musimy wyjechać jutro o drugiej.
- To spotkamy się przed lunchem?
- Drugiej rano Hazel.
- Rano! - krzyknęłam i usłyszałam jak wymamrotał rozbawione ups, gdy zaczęłam panikować. - Eh, o mój boże, muszę się spakować i wyprać ubrania, jasna cholera... - zajęczałam, przejeżdżając ręką po twarzy. - Uh... To pogadamy później, bo mam tyle rzeczy do zrobienia... O której mam być u ciebie?
- Mogę po ciebie przyjechać, jeśli tak będzie dla ciebie łatwiej – zasugerował śmiejąc się, a panika, która powoli ogarniała moje ciało, zatrzymała się.
- Naprawdę? - spytałam go, a na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech, gdy zamruczał.
- Tak, będę po ciebie jakoś za piętnaście druga? - powiedział, a ja zamruczałam pod nosem, uśmiechając się coraz mocniej... eh, po prostu chcę ścisnąć jego policzki, ale w tym samym momencie chcę, żeby był nagi na moje żądanie... mam problemy i potrzebuje pomocy... - Pa Haze – zaśmiał się, a ja wymamrotałam coś w odpowiedzi zanim się rozłączyłam i westchnęłam szczęśliwa, co zostało szybko przerwane gdy rozejrzałam się i zobaczyłam w jakim stanie był mój pokój... to będzie długa noc...

><

{3:30 rano}

Hazel's POV:

- Przydałoby mi się jakieś łóżko teraz – powiedziałam, a Justin oderwał wzrok ze swojego telefonu i spojrzał na mnie, gdy kontynuowałam jęczenie o tym, jak bardzo byłam zmęczona. - Może jakbym udała, że skręciłam kostkę to daliby mi wózek inwalidzki i mogłabym sobie na nim usiąść, a ty byś mnie popychał.
- Czemu chcesz siedzieć na tym, kiedy masz moją twarz? - powiedział ze znaczącym uśmieszkiem na jego ustach, gdy ja odwróciłam głowę z jego stronę z szeroko otwartymi oczami, bo w sekundy załapałam co powiedział, co sprawiło, że spojrzałam na niego zmrużonymi oczami z rozdrażnionym uśmiechem na mojej twarzy,
- Napalony skurwiel.
- Mówi to ta, która wciągnęła mnie pod prysznic – odpowiedział pewny siebie, a ja rzuciłam mu gniewne spojrzenie, które go rozbawiło, gdy szliśmy do miejsca, w którym mieliśmy czekać. Było ono trochę inne niż normalne, ponieważ lecieliśmy prywatnym odrzutowcem.
Prywatny odrzutowiec... Chryste, chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego ile Justin ma pieniędzy... Okej, ja na koncie też mam dużo cyferek, ale Justin... to zupełnie inna historia...
- Jesteś wnerwiający, wiesz o tym? - powiedziałam do Justina, a on zamruczał pod nosem przepuszczając mnie w drzwiach, co najpierw sprawiło, że się uśmiechnęłam, ale potem poczułam jego dłoń na moim tyłku i usłyszałam dźwięk uderzenia, przez co wydałam z siebie dźwięk, jakbym się zakrztusiła.
- Nazwij mnie wnerwiającym jeszcze raz i to powtórzę – powiedział zza mnie, gdy ja ciągnęłam za sobą walizkę.
- Jesteś wnerwiający – droczyłam się z nim, odwracając się, żeby zerknąć na niego, żeby zobaczyć jak patrzy na mnie ze znaczącym uśmieszkiem na twarzy.
- Chcesz, żebym znowu cię klepnął.
- Może – powiedziałam niewinnie.
- Nie martw się kochanie, będziemy mieli na to dużo czasu w Londynie – odpowiedział pewny siebie, a ja przewróciłam oczami rozbawiona, znów patrząc przed siebie, gdy ruszyłam korytarzem prowadzącym do poczekalni.
Otwarta przestrzeń miała wszędzie porozstawiane kanapy, pośrodku stały dębowe stoliki do kawy, a za nimi można było zobaczyć małą kawiarenkę, z której roznosił się zapach kawy, które sprawił, że zaburczało mi w brzuchu, gdyż byłam w połowie martwa.
- Chcesz kawy, bo idę sobie kupić? - spytałam go, stawiając moją walizkę i następnie wstając. Justin spojrzał z swojego telefonu na mnie, na jego twarzy wypisany był zirytowany grymas, który złagodniał, gdy na mnie spojrzał.
- Tak, poproszę – powiedział, a ja przytaknęłam, mówiąc mu, że zostawiam z nim moją walizkę i odeszłam, a dookoła rozszedł się dźwięk moich obcasów uderzających w marmurową podłogę.
Zaczęłam kopać w mojej torebce w poszukiwaniu portfela, gdy weszłam do kawiarenki, a moje palce złapały za cienki portfel, który schowałam po boku mojej torby.
Parę minut później wracałam z dwoma kawami, jedną mocniejszą w mojej lewej ręce. To była kawa Justina, ponieważ lubił taką najbardziej... Nie mogłam zrozumieć jak on to może pić bez cukru i mleka, przecież bez tych dodatków to smakuje jak gówno w płynie...
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, żeby zobaczyć, gdzie jest Justin, ponieważ nie siedział w miejscu, w którym go zostawiłam, ale po paru sekundach znalazłam go, gdy przejechał dłonią przez swoje włosy, a ja rozpoznałam róże wytatuowane na jego ramieniu, które było teraz widoczne, bo podciągnął rękawy swojego szarego swetra.
Siedział na jednej z czterech kremowych kanap, które otaczały stolik do kawy, a nasze walizki były oparte o kolejną z nich.
- Proszę – powiedziałam, gdy podeszłam bliżej, a on spojrzał na mnie z tym samym grymasem, który miał na twarzy, gdy pisał coś na telefonie.
- Dziękuję – wydusił z siebie, a ja uśmiechnęłam się, ponieważ mogłam usłyszeć szczere docenienie w jego głosie, gdy dawałam mu kawę z uśmiechem na twarzy, następnie siadając na kanapie naprzeciwko.
Po tym jak zdjęłam pokrywkę z mojego kubka, rozerwałam saszetkę z cukrem i wrzuciłam ją do mojego dobra w płynie, w przeciwieństwie do płynnego gówna Justina... wciąż nie rozumiem jak on może pić kawę bez cukru i mleka...
- Pamiętałaś – powiedział, sprawiając, że podniosłam wzrok z obserwowania jak kryształki cukru rozpuszczają się w mojej kawie, by spojrzeć na niego.
- Pamiętałam? - spytałam, nie będąc świadoma do czego się odnosił, gdy założyłam z powrotem pokrywkę na mój kubek i oparłam się o oparcie kanapy, wtulając moją brodę w mój szalik.
- Pamiętałaś, że lubię kawę czarną i bez cukru – powiedział, a ja wydałam dźwięk, oznaczający, że zrozumiałam, po czym na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech, gdy popijałam kawę z moimi palcami owiniętymi dookoła kubka.
- Tak, mówiłeś, że cukier sprawia, że czujesz się ospały i leniwy – powiedziałam, sprawiając, że się zaśmiał z mojej interpretacji jego głosu. - Coś takiego przynajmniej – dokończyłam, a on się uśmiechnął, opierając plecy o kanapę i wyłączając swój telefon, następnie wzdychając w zadowoleniu, popijając kawę jak ja.
- Boże, potrzebowałem tego – wymamrotał, a ja spojrzałam na niego, lekko przechylając głowę, gdy założyłam prawą nogę na lewą, układając sobie w głowie, dlaczego ta potrzebował kawy. - Co... - spytał, zauważając, że na niego patrzyłam.
- Patrzysz podirytowany na swój telefon odkąd dotarliśmy na lotnisko – powiedziałam. - To przez to spotkanie? - spytałam, a on wypuścił kolejny ciężki oddech.
- Ciężko jest ogarnąć coś tak ważnego w mniej niż dwa dni.
- Bierzesz swój biznes na poważnie – powiedziałam, a on uniósł brwi patrząc na mnie. - To dobrze, nie martw się Gburku – droczyłam się z nim lekko, a on posłał mi mały uśmiech, zanim wziął kolejny łyk kawy.
- Mówiąc o biznesie – powiedział. - Muszę ci dać twój kontrakt.
- Jeśli nie ma żadnych haczyków, to z chęcią podpiszę.
- Haczyków? - zaśmiał się lekko. - Haze, jedyny haczyk to taki, że przez pierwszy tydzień pracowania dla mnie, będziesz musiała mieszkać u mnie.
- Czekaj co?
- Mam nagrodę do odebrania z naszego zakładu – powiedział, a ja wymamrotałam cholera, bo cały ten zakład kompletnie wyleciał mi z głowy.
- Kurwa – jęknęłam, odchylając głowę do tyłu, na co on się zaśmiał.
- Nie martw się, nie doprowadzę cię na kraniec twojej wytrzymałości – powiedział pewny siebie, a ja fuknęłam.
Justin, twoje usta na moim policzku doprowadzają mnie na kraniec, więc twój kutas we mnie weźmie mnie na totalnie inny poziom, bardzo dziękuję...
Głupi duży kutas...
- O, to nasz lot – powiedział, gdy ja podniosłam głowę do góry i zobaczyłam jak patrzy na tablicę odlotów za mną, przez co znowu odwróciłam głowę.
Nazwa odrzutowca wraz z JBieber i HLopez była wyświetlona na ekranie, przez co powoli wstałam.
Justin spojrzał na ekran swojego telefonu zanim coś wymamrotał i wsadził go do kieszeni od jeansów. Chciałam mu już powiedzieć, żeby nie przejmował się tak tym spotkaniem, ale jeden, nie wiedziałam jak naprawdę ważne to spotkanie było, i dwa, z tego co wiem, Justin jest typem kolesia, który działa impulsywnie, więc jeśli go teraz zdenerwuje, to odbije to się na mnie tak jak wtedy pod bramą mojego brata...
- Haze – usłyszałam jak mówi i macha ręką przed moją twarzą, a ja zamruczałam i spojrzałam na niego. - Chodź – powiedział z małym uśmiechem, na co ja podążyłam za nim dookoła kanapy, gdzie oboje wzięliśmy nasze walizki i ruszyliśmy do wyjścia...
Nowy Jorku, nadchodzimy...

>><<

Hazel's POV:

- Spałeś tak mocno, że nawet nie poczułeś mocnych turbulencji, w które wpadliśmy – opowiadałam Justinowi, gdy on przetarł zmęczony swoje oczy, trzymając telefon w prawej ręce, gdy szliśmy alejką w sklepie, w którym byliśmy.
Aktualnie była 6:30 rano i byliśmy w Nowym Jorku (wyjechaliśmy już z lotniska i niedługo odbierzemy Blue)... Oboje byliśmy cholernie zmęczeni, ale wciąż funkcjonowaliśmy... prawdopodobnie przez nieskończoną ilość kawy, którą wypiliśmy...
- Wcale nie – ziewnął, a ja zamruczałam idąc przed nim, gdy zatrzymał się przy napojach, a ja ruszyłam prosto w stronę czekolady... kto potrzebuje picia, gdy masz czekoladę... chociaż pewnie potem będę potrzebowała czegoś dopicia po czekoladzie, którą zjem, ponieważ przez nią mam sucho w ustach... cóż...
Rozglądałam się po czekoladach, patrząc jaki mam wybór, i ruszyłam trochę dalej, bo nie mogłam znaleźć tej, którą chciałam. W tym samym momencie, gdy walczyłam ze znalezieniem czekolady, czułam czyjeś oczy na sobie, ale zignorowałam je, bo wiedziałam, że to nie Justin na mnie patrzył.
Usłyszałam przyciszone szepty, gdy znalazłam czekoladę, którą chciałam, zwykła mleczna czekolada... Zapiszczałam lekko w środku, gdy złapałam dwie tabliczki, a szepty przestały być szeptami i poczułam czyjąś obecność obok mnie, gdy moje palce owinęły się wokół kawałka nieba zawiniętego w folię.
- Em... - usłyszałam męski głos i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził, widząc około 20-21 letniego kolesia, który patrzył na mnie z zawstydzonym uśmiechem na twarzy.
- Cześć? - powiedziałam, nie niegrzecznie ani nic z tych rzeczy, gdy szybko spojrzałam na Justina, który obserwował nas kątem oka.
- Podszedłem, żeby powiedzieć, że jesteś naprawdę ładna – powiedział, a ja już chciałam coś odpowiedzieć, kiedy usłyszałam ciche chichoty ze strony, z której przyszedł.
- Em... - spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem, gdy on oparł się lekko o stoisko z magazynami.
- Co? Taka ślicznotka jak ty nigdy nie dostaje komplementów? - spytał nagle bez zająknienia, a ja spojrzałam na niego unosząc brew. - No bo, kto by cię nie komplementował? - kontynuował z uśmiechem, a ja usłyszałam oooo z alejki za nim... czy to jakieś pokurwione wyzwanie?
- Em, naprawdę nie wiem, co próbujesz tym osiągnąć... - powiedziałam, chcąc wrócić do Justina, ale koleś złapał mnie za łokieć, powodując, że znów odwróciłam się w jego stronę, ale kątem oka zauważyłam, że Justin ruszył w naszą stronę.
- Próbują zaprosić piękną dziewczynę na randkę – uśmiechnął się, ale szybko przestał, gdy spojrzał za mnie, najprawdopodobniej widząc Justina zbliżającego się do nas, gdy jego ręka puściła mój łokieć. - Ale wygląda na to, że twój brat jest trochę nadopiekuńczy – zaśmiał się lekko, a ja usłyszałam jak Justin prychnął i wymamrotał brat? w dupie chyba pod nosem, zanim mnie odwrócił do siebie i zanim mogłam mrugnąć, przycisnął stanowczo swoje wargi do moich.
Jęknęłam lekko na ten nagły dotyk, gdy mocno mnie całował, bez żadnego poczucia cierpliwości ani niczego, kiedy trzymał mnie przy sobie, przyciskając rękę do dołu moich pleców, a jego usta poruszały się ostro po moich, gdy moje nogi się ugięły.
To była moja reakcja na wszystko, w co był zaangażowane usta Justina.
- Ja.. ten... - usłyszałam kolesia za mną, gdy trzymałam twarz Justina w moich dłoniach, dwie czekolady które trzymałam w lewej dłoni upadły na ziemię z lekkim łomotem, gdy odwzajemniłam pocałunek.
Jego miękkie usta ruszały się po moich z łatwością, mała iskierka pasji załaskotała w moich placach od stóp, gdy jego ręce zjechały niżej i w tym samym momencie przejechał językiem po mojej dolnej wardze.
Nie sprzeciwiłam się... No bo kto by się sprzeciwił, żeby mieć w ustach język, który doprowadził mnie do trzęsących ziemią orgazmów...
Uśmiechnął się w moje usta, gdy ja sapnęłam cicho, jego język przejechał po moim, gdy złapał mnie za tyłek, ściskając mocno, co sprawiło, że przygryzłam jego dolną wargę, przez co w moich uszach odbił się dźwięk warczącego Justina... kurwa mać, zakocham się w tym dźwięku...
Oderwał się ode mnie, zostawiając mnie na krawędzi, gdzie chciałam rozebrać go do naga tu gdzie stał, ponieważ rozpalił we mnie coś, o czego istnieniu nawet nie wiedziałam... To chyba przez to, że złapał mnie za tyłek... hm... kto wie... dowiemy się przy następnej grze w tenisa... boże to cholerne nawiązanie...
- Ja... em... - koleś jeszcze raz się odezwał, a ja wymamrotałam do siebie bez tchu o mój boże, mój głos był ledwo słyszalny dla mnie, gdy odwróciłam się z różowymi policzkami do chłopaka, który wyglądał na lekko zmieszanego i skołowanego.
- Powinieneś iść – powiedział Justin, a ja spojrzałam na niego, widząc jak posyła chłopakowi piorunujące spojrzenie.
Zaczynałam kochać fakt, że jego ręce wciąż znajdowały się na moim tyłku, ale zgaduje, że odezwałam się za szybko, bo przejechały po moich biodrach, a Justin schylił się, żeby podnieść czekolady, które upuściłam.
- Chodź siostro, idziemy – droczył się z małym uśmiechem, a ja przygryzłam wargę, żeby powstrzymać się od uśmiechu w rozbawieniu, gdy złapał mnie za wolną rękę i ruszyliśmy dalej aleją.
Odwróciłam się do tego chłopaka i żartobliwie mu pomachałam, zanim znów odwróciłam się do Justina.
- Dzięki za uratowanie mnie – powiedziałam, a on zamruczał z dumnym, znaczącym uśmieszkiem, gdy przyciągnął mnie przed siebie, jego ręka puściła moją i wślizgnęła się do tylnej kieszeni moich jeansów i oparł swoją głowę na mojej, gdy ruszyliśmy do kasy.
- Możesz zawsze na mnie liczyć w potrzebie, Haze – powiedział, dokuczając mi, a ja zarumieniłam się lekko przez jego słowa, mrucząc lekko pod nosem, gdy przygryzłam wargę, żeby powstrzymać się od uśmiechania. - Wiem, że się rumienisz – powiedział, a ja znowu zamruczałam, sprawiając, że się zaśmiał. - Nie martw się, to urocze – powiedział, gdy doszliśmy do końca alejki i skręciliśmy w lewo, tylko po to, żeby Justin zatrzymał się przy kanapkach.
- Uważasz, że to urocze, że się rumienię? - spytałam, odwracając moją głowę w jego stronę, a on spojrzał na mnie z ustami blisko mojej linii włosów.
- Uważam, że ty jesteś urocza – powiedział pewny siebie, a ja uśmiechnęłam się do niego, gdy pocałował mnie w głowę, następnie żartobliwie mówiąc mi, żebym się odsunęła, bo chce wziąć swoje jedzenie.
Jego ręka wysunęła się z mojej kieszeni, a ja uśmiechnęłam się radośnie, gdy poszedł przeglądać jakie miał opcje, a ja westchnęłam z zadowolenia... może mnie lubił... mam nadzieję, że tak, bo jeśli nie, to totalne zażenowanie po mojej stronie...
Nie chcę sobie dawać zbędnych nadziei, ale mógłby.. chciałabym wiedzieć czy mnie lubi... hm....
- O tak – powiedział do mnie, a ja spojrzałam na niego, przechylając moją głowę lekko w bok, gdy spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Co? - spytałam, a on tylko potrząsnął głową z małym uśmiechem, mówiąc mi, że to nic takiego, ale wtedy coś kliknęło w mojej głowie... czy on mi właśnie powiedział, że mnie lubił?
Czekajcie... czy on właśnie powiedział mi... nie mógł mi tego ta po prostu powiedzieć... no bo... co... co się kurwa stało...
Hazel musisz przestać śnić na jawie...
- Wszystko okej? - Justin się lekko zaśmiał, na co niepewnie odpowiedziałam, że tak, gdy on wziął jakąś kanapkę i spytał czy też chcę jakąś, na co potrząsnęłam głową, że nie. - Chodź siostro – droczył się, a ja przewróciłam oczami.
- Nie wspieram kazirodztwa braciszku – odpowiedziałam żartobliwie, a on uśmiechnął się lekko, mówiąc, żebym ruszyła dupę albo znowu da mi klapsa... co było naprawdę kuszące i sprawiło, że chciałam tam stać, żeby to się stało, ale powstrzymałam się i ruszyłam przed nim w stronę kas.
- Cholera – usłyszałam jak powiedział, a ja odwróciłam się wciąż idąc i zobaczyłam jak uważnie obserwuje mnie od góry do dołu z małej odległości. Wyraz jego twarzy sprawił, że uśmiechnęłam się szeroko...
...może mnie lubił... kurwa mać... może Justin naprawdę mnie lubił...

>><<

{4 godziny później}

Hazel's POV:

- Tęskniłam za tobą – zaśmiałam się, gdy Blue zaszczekał lekko, wtulając swoją główkę w moje ramię, po czym szturchnął mnie nosem.
Uśmiechnęłam się drapiąc go za uchem, gdy przytulił się do mojej dłoni, a ja głaskałam jego miękkie futerko. W tym momencie moje serc wypełniała tylko i wyłącznie miłość... eh, tęskniłam za moim malutkim Blue...
- Tęskniłeś za mną? - spytałam go po cichu, zerkając szybko na Justina, który siedział naprzeciwko z grymasem na twarzy... pojawiał się tylko wtedy, gdy Justin pracował na komputerze albo telefonie... może Pattie miała racje... może naprawdę się przepracowywał...
Spędziłam z nim 7 godzin i za każdym razem gdy miał w rękach telefon albo laptopa, wyglądał na podirytowanego...
Och Justin...
- Hej – powiedziałam, a on zamruczał spoglądając na mnie, przy czym przygryzł dolną wargę, gdy pisał bez patrzenia. - Wszystko okej? - spytałam, a on zanucił ostro, patrząc z powrotem na laptopa, a ja mogłam poczuć napięcie rosnące między nami.
Piłam kolejną kawę, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ czułam się jak zombie, ale kofeina pomagała utrzymać mój mózg rozbudzony, ale nie miała podobnego efektu na moje ciało.. dlatego garbiłam się zmęczona z myślami szalejącymi w mojej głowie...
Miałam też otwarty na 6 stronie kontrakt od Bieber Enterprises, który wciąż czytałam, a obok niego leżał czarny długopis. To moja kolejna próba, żeby przez niego przebrnąć, ponieważ podczas pierwszej zasnęłam.
- Kurwa mać – syknął Justin, następnie jęknął głośno, zanim wypuścił zmęczony oddech i wcisnął się bardziej w siedzenie, przejeżdżając dłońmi po twarzy.
Zmarszczyłam brwi patrząc na niego, wiedząc, że byłby o wiele mniej zestresowany, jeśli zamknąłby laptopa i popracował w Londynie, a nie robił piekło teraz...
- Dlaczego nie zrobisz sobie przerwy? - zasugerowałam cicho, podnosząc ramię, kiedy Blue uderzył w nie noskiem, żeby mógł przytulić się do mnie.
- Nie mogę zrobić sobie przerwy – odpowiedział, a ja zamknęłam usta przez jego oschłą odpowiedź, gdy zabrał ręce ze swojej twarzy i potrząsnął lekko głową, wracając do pisania, jego uderzenia w klawisze stały się bardziej agresywne.
Siedziałam cicho przez jakieś następne pół godziny, gryząc się w język za każdym razem, gdy przeklinał co parę minut... Jeśli to naprawdę go tak denerwowało, to dlaczego sobie nie odpocznie... parę minut by go nie zbawiło...
- Justin przestań – powiedziałam, widząc zmęczenie w jego oczach, a on spojrzał na mnie, mrugając oczami, żeby przeszło mu zmęczenie, gdy w tym samym momencie dopadało ono mnie... Przecież podróżowaliśmy cały dzień. - Dlaczego nie zrobisz sobie paru minut przerwy? - znowu zasugerowałam po cichu, a on oblizał usta i ścisnął je, żeby powstrzymać się od powiedzenia czegoś, czego nie chciał.
- Nie odpowiem na twoje pytania, ponieważ mam w chuj roboty do zrobienia przed 29 – powiedział spokojnie, a ja powstrzymałam się od zrozumienia tego co powiedział w zły sposób, bo moja latynoska strona była już gotowa do wyjścia, bez możliwości powrotu....
- Dobra, skoro tak – wymamrotałam, poprawiając się w siedzeniu, gdy on wypuścił oddech.
- Hazel – westchnął.
- Co?
- Czemu jesteś taka jędzowata? - spytał sceptycznie, a ja spojrzałam na niego ze zmrużonymi oczami.
- Ja jestem jędzowata? - spytałam retorycznie... cholera, czuje jak tjad przepływa teraz przez moje żyły...
- Tak, jesteś – odpowiedział prostując się i przewracając oczami.
- Próbuję cię namówić, żebyś zrobił sobie przerwę, bo stresujesz się jak cholera i to ja jestem jędzowata?! - spytałam z szeroko otwartymi oczami.
- Musze ogarnąć tydzień planowania w mniej niż 48 godzin, więc wybacz mi, że pracuje jak tylko mogę.
- Skoro wiedziałeś, że będziesz musiał to robić to dlaczego wziąłeś mnie ze sobą? - spytałam, a on zamilkł na parę sekund, po czym zamknął laptopa i odpiął pas, wstając ze swojego miejsca
- Może nie powinienem cię brać ze sobą – wymamrotał, myśląc, że go nie słyszałam, gdy wziął swojego laptopa i odszedł.
- Co to kurwa miało znaczyć?
- Nie mam czasu na twoje pierdoły Hazel – westchnął zły.
- Moje pierdoły? - spytałam go żałośnie. - O mój boże, jesteś żałosny.
- Twój ojciec powiedziałby to samo o tobie – wyparował, a ja wzięłam ostry i nagły wdech przez jego słowa.
Twój ojciec powiedziałby to samo o tobie...
Twój ojciec powiedziałby to samo o tobie...
Twój ojciec powiedziałby to samo o tobie...
Usłyszałam jak przeklął pod nosem, a moje serce zaczęło bić nieregularnie.
- Haze, nie mia -
- Nie odzywaj się do mnie – powiedziałam, nawet nie patrząc mu w oczy, gdy przełknęłam gulę formującą się w moim gardle.
- Haze.
- Nie, pierdol się – powiedziałam, a mój wzrok rozmazał się przez łzy, które były spowodowane jego słowami odtwarzającymi się w mojej głowie.
Usłyszałam jak wypuszcza oddech, gdy ja oparłam moją głowę o ścianę, zamykając oczy, gdy łza spłynęła po mojej twarzy, a ja szybko ją otarłam, słysząc jak Justin odchodzi, a jego kroki stawały się coraz cichsze.

Tyle wyszło z jego lubienia mnie.
 ----------------------------------------
siemankooooo
po pół roku wróciłam better than ever
nie wiem czy updates będą regularne, bo mam zapierdol w szkole, ale módlcie się o najlepsze
no i jest *penetrator chris' voice* draaaamaaa
jak tam sie podoba
hm
z racji że mnie długo nie było to still 8 komentarzy do następnego update'u
miłego czytanka

3 komentarze:

  1. Początek jest fajny. Ale końcówka mi się nie podoba. Justin co ty robisz było tak dobrze a ty musisz to psuć wspominając jej ojca

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że wróciłaś do nas z kolejnym rozdziałem. Jak zawsze świetny. Oprócz końcówki co to miało być. I po miłym spędzonym razem chwil

    OdpowiedzUsuń